Ks. ALEKSANDER BACA

 

Ksiądz prałat Franciszek Kapalski

Wspomnienie

 

24 grudnia 1995 r. zmarł w Lublinie ks. prałat Franciszek Kapalski jeden z długiej listy kapłanów po chodzących z Ziemi Urzędowskiej. Urodził się 16 października 1911 r. z rodziców Władysława i Władysławy z Rogozów. Jako dziecię do czekał wolnej Polski. W radosnej i chrześcijańskiej atmosferze życia rodzinnego, parafialnego i narodowego, wyrośnie przemiły, wspaniały kapłan. Mijały krwawe dni I wojny światowej, cichły walki legionistów Piłsudskiego na polach urzędowskich. Brał udział w uroczystościach ku czci Tadeusza Kościuszki, któremu przy drodze do Kraśnika postawiono pamiątkowy krzyż. Spoglądał na swoją świątynię parafialną okaleczoną działaniami wojennymi, bez pięknych wież barokowych, które już chyba nigdy nie powrócą do pierwotnej formy. Spoglądał na spalony dach swojego ukochanego kościoła.Franciszek Kapalski

Powoli Urzędów odbudowywał się po zniszczeniach wojennych. Życie religijne w Urzędowie wrzało. Św. Otylia rozsławiała Urzędów. Na odpusty ciągnęły kompanie z całej okolicy. Widział to wszystko młody Franciszek Kapalski. Wsłuchiwał się też w opowiadania starszych i rozkochiwał się miłością do Boga, do Ojczyzny i do swojego Urzędowa. Urzędów to historia. Urzędów to wielka przeszłość. Urzędów to wielcy ludzie i wielcy patrioci. Urzędów to „ziemia kapłańska i błogosławiona”. Nie było walki pokoleń za młodości księdza Franciszka, nie było ataków na Kościół, obrzydzającej propagandy. Życie ludzi było przepojone pierwiastkiem chrześcijańskim, nie było demoralizującego wpływu kultury masowej. Ludzie wykształceni, mądrzy cieszyli się uznaniem i autorytetem. Urzędów miał wówczas wspaniałych nauczycieli. Byli prawdziwymi wychowawcami młodego pokolenia mimo skromnej, ubogiej bazy materialnej dla oświaty. Na cmentarzu urzędowskim spoczywają wspaniali nauczyciele tamtych lat. Oni kształtowali Franciszka Kapalskiego, oni i proboszczowie urzędowscy z czasów jego młodości: ksiądz Edward Fijołek, Konstanty Faręzewicz, Wiktor Jezierski, Antoni Faręzewicz.

Po ukończeniu szkoły powszechnej w Urzędowie, uczęs czał do gimnazjum w Kraśniku, które ukończył w 1931 roku z opinią młodzieńca pobożnego i pracowitego, zasługującego na zaufanie. Wybrał stan kapłański. Wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Lublinie. Szybko mijały lata studiów. Na wakacje i ferie świąteczne przybywał do swoich rodziców do Urzędowa.

21 czerwca 1936 r. Franciszek Kapalski otrzymał święcenia kapłańskie. Wpisał się w długą listę kapłanów pochodzących z Urzędowa. W roku jego śmierci sprawowało posługę kapłańską 30 księży z Urzędowa. Po święceniach ks. Franciszek Kapalski 29 sierpnia 1936 r. został skierowany przez bpa Fulmana do Szczebrzeszyna. Najpierw do 1940 r. był rektorem kościoła szkolnego, a potem wikariuszem parafii. Rozpoczynał swoją pracę duszpasterską przy boku ks. Józefa Cieślickiego, dziekana pochodzącego z Urzędowa. Pierwsze trzy lata spokojnej pracy kapłańskiej zmąciła I wojna światowa, czas ciężkich doświadczeń: Ks. Franciszek Kapalski, życiowy egzamin jako polski kapłan, zdaje na piątkę. Przeżył najazd sowiecki i okupację niemiecką. Gdy we wrześniu 1939 r. trzeba było wspomagać i ratować rannych, stanął na czele Komitetu Opiekuńczego. Sytuacja wymagała, by zaopiekował się parafią w Kosobudach, gdzie 22 lipca 1940 r. został aresztowany przez Niemców. Przeszedł przez więzienie w Zamościu, a potem przez Zamek Lubelski. Nie zginął. Bóg chciał, by wrócił do Szczebrzeszyna 12 listopada 1940 r. W lipcu 1943 r. po pacyfikacji Zamojszczyzny i wysiedleniach, jakiś czas tułał się w Czernięcinie i Turobinie, a kiedy się trochę uspokoiło wrócił na swój posterunek pracy kapłańskiej. Otrzymał kościółek na cmentarzu w Szczebrzeszynie, który odnowił i tu służył Bogu i ludziom.

W ciężkich czasach niemieckiej okupacji, grozy i terroru jak dobry ewangeliczny pasterz nigdy nie opuścił swoich owieczek. Swoją postawą, radością i uśmiechem dodawał ludziom wiary w lepsze jutro. Parafianie ze Szczebrzeszyna udokumentowali jego pracę na piśmie. Oryginały znajdują się w archiwum diecezjalnym. Najbardziej podkreśla się jego trwanie z wiernymi. Przedstawia się jego działalność charytatywną. Prowadził kuchnię dla ludzi biednych i wysiedlonych. Wysyłał paczki dla jeńców i więźniów, wspomagał materialnie ubogie nauczycielstwo, założył przedszkole prowadzone przez siostry zakonne, organizował zbiórkę dla walczącej Warszawy w 1944 r., pamiętał o rodzinach, w których zabrakło ojców. Każda potrzebująca rodzina otrzymała jakąś pomoc materialną. Każdemu służył poradą i wspierał moralnie. Odnowił kaplicę na cmentarzu. Postarał się o zwrot pewnych przedmiotów kościelnych zabranych przez Niemców. Tuż po wojnie zadbał o odnowienie kościoła parafialnego ze zniszczeń wojennych. Żyją ludzie, świadkowie pięknej postawy ks. Fr. Kapalskiego w Szczebrzeszynie. Jednym z nich jest doktor Julian Dobromilski. Tuż po wojnie uczęszczał on do Gimnazjum i Liceum Humanistycznego w Szczebrzeszynie i mieszkał na plebanii u swojego wujka ks. Michała Popiel-Popielca. Miał szeroko otwarte oczy i dobrze zapamiętał działalność księdza Franciszka. Wspomina: „Ks. Kapalski był wielkim przyjacielem młodzieży i umiał z nią postępować w każdej sytuacji. Wykładał nam etykę i historię kościoła. Wykłócał liberalne podejście grona profesorskiego do uczniów. Mówił, że żyjemy w bardzo trudnych czasach i musimy im pomagać w każdy możliwy sposób. Nie brakowało go na „małej” i „dużej” maturze, przynosił ściągawki mówiąc cicho, że Pan Bóg mu to wybaczy”.

„Ks. Kapalski wspomina dalej Dobromilski potrafił kochać nie tylko młodzież, ale wszystkich ludzi. Trasę z gimnazjum do domu przemierzał dość długo, gdyż co parę kroków przystawał, radził, gestykulował, rozmawiał z każ dymi z tym starszym człowiekiem zamiatającym ulicę. Był to kapłan z powołania, wielkiej miary i dobrego serca. Będzie go nam brakować. Można napisać całą księgę o jego pracy kapłańskiej”.

Ks. Franciszek Kapalski w latach okupacji był kapelanem Armii Krajowej. Rząd Polski w Londynie odznaczył go „Złotym Krzyżem z Mieczami”, „Medalem Wojska i „Krzyżem Armii Krajowej”. Działalność ks. Franciszka Kapalskiego zauważyły władze diecezjalne. Już w 1945 r chciano go awansować na proboszcza w Zagłobie, jednak pozostał w Szczebrzeszynie na prośbę parafian i ks. Józefa Cieślickiego.

Nowy ordynariusz lubelski bp. Stefan Wyszyński po wizytacji w Szczebrzeszynie przeniósł go do odpowiedzialne pracy w Lubelskim Seminarium Duchownym. 8 czerwca 1947 r. otrzymał nominację na ekonoma, zwanego popularnie prokuratorem Seminarium. Gmach uczelni był zniszczony na skutek działań wojennych. Do seminarium przybywała spora grupa kandydatów do kapłaństwa. Wszystkie sprawy remontowo-budowlane i gospodarcze, łącznie z wy żywieniem kleryków spadły teraz na barki ks. Kapalskiego. Miałem szczęście przez 6 lat widzieć tę pracę na własne oczy Kochany był nasz ks. prokurator Franciszek Kapalski. Nasze pokolenie kapłanów wspomina go ogromnie mile Jego troska i zapobiegliwość o refektarz była genialna Czasem w żartach potrafił nam wszystko wymówić, że grymasimy, że nie chcemy jeść kaszanki a ona jest dobra, że nawet zespół „Mazowsze” smakowicie się nią zajadał a „Florki” (czyli klerycy) nie chcą jeść. Pamiętam jak pomagał klerykom w egzaminach, a zwłaszcza u ks. prof. Żywczyńskiego. Ten wymagający profesor miał słabość d ks. Kapalskiego i gdy pojawiał się on na egzaminie, to nawet prosił go, by odpytywał kleryków. Ks. Kapalski znał historię Kościoła i wiedział jak pytać, by biedny, czasem wystraszony kleryk mógł zdać za pierwszym podejściem. Potwierdzają to wspomnienia doktora Juliana Dobromilskiego o wielki sercu ks. Kapalskiego dla ucznia czy studenta.

Sam osobiście doświadczyłem tej dobroci na własnej skórze. Na boisku przy kościele tak nieszczęśliwie kopnąłem piłkę, że wybiłem maleńką szybkę w najwyższym oknie kościoła. Pobiegłem wylękniony do ojca duchownego, a ten odesłał mnie do ks. Kapalskiego. Ks. Kapalski nie mógł się nadziwić temu i pytał jak ja to zrobiłem. Kary nie poniosłem. Obchodząc swój jubileusz 25-lecia kapłaństwa, na plebanii w Urzędowie wspomniałem ten epizod z życia kleryckiego i żartowałem, że ks. Kapalski może przewidywał, że będę proboszczem w jego rodzinnej parafii i dlatego mi tak łatwo przebaczył.

Wspaniały był ksiądz Kapalski. Wspomnę jeszcze jak było w czasie Wyścigów Pokoju. Nie było telewizji, a w internacie nie było nawet radia. Chcieliśmy jednak posłuchać transmisji z poszczególnych etapów. Interesowali nas polscy kolarze. Oczywiście ojciec duchowny drwił z nas i tłumaczył że są pociągi, samochody, a kolarze rowerami jadą, kleryk zamiast się umartwiać chciałby wszystko wiedzieć. Ks. Kapalski wpuszczał nas do swojego pokoju na czas zakończenia etapu i mogliśmy na bieżąco być zorientowani w wyścigu. Może to drobiazg. Świadczy jednak o tym, że chciał nam zrobić przyjemność. Świadczył nam dobroć, bo sam był dobry jak chleb, którym nas karmił. W czasie prac w Seminarium Duchownym w Lublinie, był równocześnie prefektem Szkoły Lubelskiej im. Stefana Batorego. Ponadto 28 marca 1949 roku otrzymał nominację na sekretarza Sądu Biskupiego. Za piękną pracę w Szczebrzeszynie, a potem w seminarium w Lublinie bp Stefan Wyszyński odznaczył go godnością kanonika Kapituły Zamojskiej.

Ksiądz kanonik w seminarium przepracował 19 lat. Ta praca była wyczerpująca. Marzył jako kapłan o pracy ściśle duszpasterskiej i dlatego 23 września 1966 r. poprosił bpa Z. Kałwę o zwolnienie i przeniesienie na probostwo w Garbowie. Ks. Fr. Kapalski przeszedł do Garbowa. Został tam proboszczem i dziekanem dekanatu garbowskiego. Rozpoczął drugi okres swej pracy o wymiarze czysto duszpasterskim. Na probostwie w Garbowie ks. Fr. Kapalski trwał do 1970 r. Jednym z jego wikariuszy był ks. Jan Śrutwa, późniejszy biskup pomocniczy lubelski, a obecnie ordynariusz diecezji zamojsko-lubaczowskiej. Biskup lubelski księdza Kapalskiego niejednokrotnie powoływał do komisji rewizyjnej dla skontrolowania agend gospodarczych i finansowych na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Ksiądz Franciszek w połowie roku 1969 dowiedziawszy się, że dotychczasowy proboszcz w Lublinie na Bronowicach przechodził na emeryturę, poprosił swego biskupa o tę parafię. Wiedział, że parafia ta otrzymała pozwolenie na budowę domu parafialnego. Zawsze żywy i czynny ks. Fr. Kapalski chciał go budować. W tej prośbie widzimy znów całego ks. kanonika Kapalskiego. On nie mógł być w zastoju, zawsze musiał działać. Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Lublinie nie chciało zatwierdzić jego nominacji motywując, że ks. Kapalski nie przestrzegał obowiązującego prawa państwowego, choć złożył ślubowanie na wierność PRL. Nie przestrzegał rozporządzenia Ministerstwa Finansów z 1962 r., które nakazywało proboszczom prowadzić księgę inwentarzową. W związku z tym władza ludowa orzekła, że ks. Fr. Kapalski nie ma kwalifikacji obywatelskich do przejścia na proponowane stanowisko kościelne. Ksiądz biskup odwoływał się do Komisji Wspólnej Przedstawicieli Episkopatu Polski w Rządu PRL. Warszawa potwierdziła stanowisko Lublina. Wymiana pism trwała kilka miesięcy i wreszcie Urząd Wojewódzki d/s Wyznań wyraził zgodę. Ks. F. Kapalski 19 stycznia 1970 r. otrzymał nominację na probostwo parafii św. Michała w Lublinie. Z wielkim zapałem przystąpił do budowy domu parafialnego, który wykończył już w 1972 r. Jest to wielkie dzieło. W domu tym może mieszkać 20 kapłanów. Oprócz domu prowadził inne roboty budowlane na terenie parafii. Pasterz diecezji w dowód uznania mianował go 3 maja 1978 r. kanonikiem gremialnym Kapituły Zamojskiej, a w roku złotego Jubileuszu tj. w 1986 prałatem tejże Kapituły.

6 marca 1987 r. otrzymał administratora w osobie dotych czasowego wikariusza ks. Ludwika Jamrowskiego. I taki status zostanie już do śmierci księdza Kapalskiego. Dopóki tylko mógł interesował się wszystkim. Zwiedzał szeroki świat. Pielgrzymował do Rzymu na spotkanie Solidarności z Ojcem św. Dążył na wszystkie spotkania duszpasterskie na KUL-u, zabierał głos. Chciał być ciągle czynny.

Przez całe swoje życie był mocno związany z Urzędowem. Przebywał tu często. Odwiedzał swoich rodziców i swoje rodzeństwo. Odprowadzał na miejsce wiecznego spoczynku swoich najbliższych. Przybywał wcześniej na wesela i chrzciny. Przybywał na uroczystości parafialne. Towarzyszył biskupom przybywającym do Urzędowa, a zwłaszcza swemu rodakowi ks. biskupowi Zbigniewowi Golińskiemu. Brał udział w zjazdach Towarzystwa Ziemi Urzędowskiej. Pod koniec życia niósł ciężki krzyż starości i choroby. Dopóki mógł spieszył się do ołtarza, by w koncelebrze sprawować ofiarę mszy św. I przyszedł czas odejścia. Siostra śmierć, jak mawiał jego wielki patron św. Franciszek z Asyżu zabrała go do Pana w samą Wigilię Bożego Narodzenia w 1995 roku. 28 grudnia odbył się pogrzeb. Liturgii pogrzebowej przewodniczył ks. abp B. Pylak, a z nim bp Jan Śrutwa z Zamościa. Koncelebrowało kilkudziesięciu kapłanów. Homilię wygłosił sam Pasterz archidecezji. Po mszy św. przemawiało wielu, a wśród nich tak bardzo serdecznie bp Jan Śrutwa. Ks. prałat Kapalski spoczął na cmentarzu na Majdanku. Taka była jego wola. W ostatniej drodze na cmentarz oprócz wspomnianych biskupów i kapłanów brał również udział ks. bp Karpiński.

 

* * *

Powyższe wspomnienie ks. Aleksandra Bacy pragnę uzupełnić o szczegół związany z pobytem ks. Franciszka Kapalskiego w Kosobudach.

 

Pod koniec kwietnia 1940 roku my, czterech Urzędowiaków maturzystów, więc oprócz mnie Olek Pomorski, Fredek Pomykalski i Kostek Wójcik podjęliśmy wędrówkę ku węgierksiej granicy, by po jej przekroczeniu przedostać się do Armii Polskiej, organizowanej we Francji.

Wyprawa się nie udała. Udać się nie mogła bez kontaktów, których nie mieliśmy, bez przewodników, przy wrogości mieszkańców ukraińskich wiosek, przez które przechodziliśmy. Dotarliśmy do Roztoków na południe od Cisny i przez dwie doby obserwowania granicy stwierdziliśmy, że je przekroczyć nie damy rady. Wróciliśmy na północ z nadzieją, że się nam uda przekroczyć Bug w miejscowościach, które znałem sprzed kilku lat, gdy mieszkałem w Hrubiewie, w Kryłowie i Gródku by się dostać sowiecka strona granicy do Węgier, ale nikt kto tam zamieszkiwał z moich dawnych znajomych pomóc nam nie mógł, a granica była obsadzona silnie. Jak niepyszni, utrudzeni, brudni postano wiliśmy wrócić. Droga wypadła nam przez Szczebrzeszyn. Tam zupełnie przypadkowo spotkaliśmy kolegę Urzędowiaka Mikołaja Kapalskiego. Zaproponował nam byśmy razem z nim udali się do Kosobud do jego brata ks. Franciszka, u którego mieszkał, że odpoczniemy tam i pomożemy ogrodzić kościół i plebanię. Przebywaliśmy w Kosobudach około tygodnia. Wypraliśmy bieliznę, wykonali płot ze ściętych w pobliskim lesie żerdzi. Byliśmy gościnnie karmieni przez księdza Franciszka. Wróciliśmy do Urzędowa. Po aresztowaniu i uwolnieniu księdza dowiedzieliśmy się od Mikołaja, że byliśmy mimowolnym powodem uwięzienia księdza Franciszka, ponieważ kosobudzcy Ukraińcy powiedzieli Niemcom, że ksiądz ukrywał polskich oficerów, którzy się na wezwanie Niemców nie ujawnili. Postawiony nowy płot oraz fakt, że podczas pobytu swobodnie poruszaliśmy się po wsi świadczył, że byliśmy tylko kolegami Mikołaja zwerbowanymi do wykonania konkretnej roboty.

Wiele lat temu w 1980 r. podczas uroczystości odsłonięcia tablicy ku czci Armii Krajowej w urzędowskim kościele, na który przybył z biskupem Pylakiem spotkał mnie, klepnął po ramieniu i z uściskiem zapytał, czy bym nie podjął robót w jego parafii na Bronowicach w Lublinie.

 

Tadeusz Moch