STANISŁAW SURDACKI - malarz z Urzędowa

 

Urodził się w 1915 roku w Urzędowie-Bęczynie. Uczestniczył w kampanii wrześniowej, w czasie okupacji był członkiem ruchu oporu. Studia malarskie na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie rozpoczął po wyzwoleniu. Dyplom uzyskał w roku 1953. Po studiach zamieszkał w Zamościu gdzie przez wiele lat wykładał w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych. Zyskał tam popularność wśród młodzieży swoją życzliwością, otwartością oraz znajomością rzemiosła artystycznego. Ostatnie lata niezbyt długiego życia spędzał w rodzinnym Urzędowie oraz Kraśniku, gdzie był zatrudniony w Domu Kultury.

Malował pejzaże, kwiaty, martwe natury, sceny obyczajowe, motywy partyzanckie oraz chałupy urzędowskie. W nocie biograficznej do Jego wystawy pośmiertnej z 1977 roku czytamy: (...) „Indywidualna twórczości Surdackiego polega na tym, że zawiera ona autorskie przeżycie pejzażu, wyraża emocjonalny stosunek artysty do rzeczy i zjawisk, które go otaczały, z którymi nawiązywał swoisty dialog, szczególnego rodzaju intymne porozumienie”...

Zmarł w roku 1975.

Chcąc przybliżyć jego sylwetkę przedrukowujemy poświęcony wystawie jego prac artykuł Włodzimierza Wasiluka z „Tygodnika Zamojskiego” z 31 maja 1985 roku.

21 maja w Galerii Sztuki Współczesnej otwarta została wystawa twórczości Stanisława Surdackiego 1915-1973 malarza i pedagoga związanego przez kilka lat z zamojskiego Liceum Sztuk Plastycznych. Pomyślana jako forma przypomnienia nieżyjącego już dziś artysty, w czterdziestą rocznicę powstania szkoły ma charakter retrospektywnego przeglądu. Złożyło się na nią ponad 80 pozycji, wśród których większość, bo 50, stanowią obrazy olejne. Pozostałe, to rysunki, akwarele i dwie wersje plakatu pokazanego razem ze szkicem koncepcyjnym.

Układ ekspozycji narzuciła tematyka. A jest ona rzeczywiście szeroka. Obok portretów i autoportretów, obejmuje kompozycje o charakterze rodzajowym, wspomnienia z okresu partyzanckiego, pejzaże, martwe natury i jeden, ale świetny w kolorze akt. Są także dwie kompozycje religijne i jedna historyczna.

Surdacki był kolorystą. Nie mogło być inaczej skoro jako malarz wyrastał z uczelni kierowanej przez Eugeniusza Eibischa, opanowanej bez reszty kultem dla koloru. Choć ukończył ją w roku 1953, a więc w okresie, kiedy głośne były hasła socrealizmu, to przekonanie o nadrzędnej budującej roli barwy w obrazie pozostało w nim do końca życia. Pozostał jednak realistą. Pierwszeństwo oddawał zawsze treści. Treści podporządkowywał zawsze kompozycję dzieła, formę, a także technikę pracy. Nie spotkałem innego malarza, który równie serdecznie nienawidziłby abstrakcjonizmu. Otrząsał się z obrzydzeniem na sam dźwięk tego słowa. Sztukę pojmował jako rezultat specyficznej transmisji doznań artysty obcującego z konkretną rzeczywistością. Nawet kolor, owe tabu, tu tak kusi innych do gry formalnej, rozcierał, przecierał, powtarzał dotąd, aż trafił w ton wyrażający bezpośrednie doznanie, jakieś jemu tylko znane wzruszenie. Tak powstawały portrety, pejzaże, martwe natury, kwiaty...

Malował najchętniej w pracowni wychodząc z założenia, że obraz powinien powstawać w warunkach, w jakich będzie eksponowany. Był samotnikiem. Z trudem nawiązywał kontakt z innymi. Jeszcze trudniej było pozyskać jego zaufanie. Niezłomnie wierzył w posłannictwo artysty i w coś dziś tak anachronicznego jak natchnienie.

Dobrze się stało, że organizatorzy zamojskiej - pierwszej na taką skalę ekspozycji jego dorobku - zdecydowali się na pokazanie również szkiców ołówkowych, olejnych i monotypii. Uchwycona została w ten sposób atmosfera pracowni artysty - owej ubogiej świątyni, do której wstęp mieli tylko nieliczni. Tamtą atmosferę skupienia, nagłych zrywów, by dotknąć kciukiem prawej dłoni którąś z czerwieni, atmosferę żarliwych dyskusji przypominały mi ponownie obejrzane obrazy. „Matka partyzanta”, „Wiązanie powróseł”, „Zamość w słońcu”, „Podwórka”, „Młyn wodny”, czy wreszcie malowane akwarelą „Ryby” - nawet dzisiaj, po latach wydały mi się równie piękne, co dawniej. Ciepła gama większości płócien, pozorna szkicowość w traktowaniu malarskiej powierzchni, subtelna harmonia barwy, świeżość ujęcia i bezpośredniość relacji mogą zatrzymać każdego, kto zechce wdrapać się na poddasze Galerii.