Na tej stronie znajdziesz wszystko, co dotyczy naszej tradycji, wierzeń, przesądów i nie tylko. W dziale Powieści, znajdziesz kilka opowiadań i legend. Z czasem będzie ich przybywać... Miłej lektury do poduchy...

*      Anioły

*      Bazyliszek

*      Bociany

*      Czarownica

*      Ćmy

*      Derkacz

*      Diabeł

*      Dom

*      Domowe zwierzęta

*      Drewno

*      Drozd i kos

*      Dzwonienie (w uszach)

*      Dzwony, dzwonienie

*      Echo

*      Figura

*      Firmament i jego Zjawiska

*      Gęsi

*      Gil

*      Gołąb

*      Grad

*      Grzmoty

*      Gwiazda

*      Inne leki z ciał organicznych

*      Jarmark

*      Jaskółka

*      Kaszel, kichnięcie, czkawka

*      Kąpiele i kuracye

*      Kobieta, Gospodyni

*      Koń

*      Kot

*      Kruk

*      Krzewy i zioła

*      Choroby i leki

*      Ksiądz. Wyjazdy

*      Księżyc

*      Kukułka

*      Kura

*      Lot ptaków

*      Łyżka

*      Meteory, Ognik, Zorza, Obłoki

*      Mogiła

*      Mróz

*      Muchy

*      Myszy i szczury

*      Nietoperze

*      Ocet

*      Ogień

*      Opętanie

*      Pies

*      Pokuta

*      Powieści

o       Brat i siostra

o       Brodaty dziad

o       Chciwość ukarana

o       Dwaj bracia

o       Dziad i trzej siłacze

o       Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle...

o       Kazirodztwo

o       Matka św. Piotra

o       Nieszczęśliwe zamęście

o       O kogucie

o       O szewczyku

o       Pan Jezus i św. Jan

o       Pan Jezus i żyd

o       Pan Jezus, św. Piotr i Paweł na noclegu

o       Pasterz i diabeł

o       Rozbójnik i młynarczanka

o       Zjadłbym rzepki zza nalepki, ale krzyżyk na nich jest

o       Zła macocha

*      Praktyki dotyczące przyszłości

*      Próg

*      Przepiórka

*      Przesądy

*      Przesądy i Zabobony

*      Przysłowia

*      Pszczoły

*      Rośliny

*      Rośliny lecznicze

*      Sieci

*      Skarby

*      Skowronek

*      Słowik

*      Sny

*      Sowa

*      Sroka

*      Strachy

*      Strzyga

*      Szpilka i igła

*      Śmierć

*      Świat ponadzmysłowy

*      Święcone

*      Tęcza

*      Topczyk

*      Trumna

*      Upiór

*      Urok

*      Węże

*      Wiatry i burze

*      Widmo

*      Wilga

*      Wilk, Wilkołak

*      Wisielec

*      Wróbel

*      Wróżba, Wieszczba

*      Wyobrażenia, Przedmioty i Praktyki religijne

*      Zacios

*      Zaduszki

*      Założenie czarów

*      Zamawiania, Zaklinania, Zażegnywania, Guślarskie praktyki

*      Zaraza (choroba)

*      Zmora

*      Zwierzęta, Ssaki, Ptaki, Gady, Owady

*   Żaby

*   Żywioły 

 

 

 

 

 

  

 

LUD

 

Jego zwyczaje, sposób życia, mowa, podania, przysłowia, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka i tańce.

przedstawił

OSKAR KOLBERG

Członek kor. Akademii umiejętności w Krakowie oraz Towarzystw naukowych

w Paryżu, Petersburgu, Lizbonie i muzycznego we Lwowie.

Serya XVII.

LUBELSKIE

Część druga wydana z pomocą Akademii Umiejętności w Krakowie.

KRAKÓW

W DRUKARNI UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO

pod zarządem Ignacego Stelcla.

1884.

 

 

 

Podany w niniejszem dziele zbiór Przesądów i Zabobonów, cząstkę jedynie tych, które się w Lubelskiem za chowały stanowiący, wiele, mimo-to przynosi nam już oryginalnych na zjawiska i działania przyrody zapatrywań (n. p. szczegóły dotyczące wężów, paproci itd.). Nadmienić tu winniśmy, że główny wierzeń takowych zasób, dostarczyły nam wiadomości zebrane przez J. Gluzińskiego i ogłoszone w Dzienniku Warszawskim z r. 1853, oraz w Archiwum domowem K. W. Wojcickiego z r. 1856. Wszakże cenne te wiadomości, ażeby tem skuteczniej i rychlej dla nauki spożytkowane być mogły, uważaliśmy za stosowne, uporządkować wedle przyjętego już przez nas w poprzednich Seryach planu, tu i ówdzie odpowiednio ustylizować, wreszcie i własnemi pomnożyć nabytkami. Zgromadzony w ten sposób i podany do użytku badaczy materyał, ukaże - jeżeli nie w całej jeszcze pełni, to w znacznym już szczegółów zespoleniu, rozliczne a wielce ciekawe wyobrażenia o działaniach i wpływie sił nadprzyrodzonych na sprawy Świata 1 na dobro i zło materyalne ludzi i zwierząt (a względnie na stan ich zdrowia), bujnie krzewiące się dotychczas w umyśle lubelskiego ludu.

Do rozszerzenia badań podobnych, posłużą również i dołączone tu Przysłowia i Powieści, jakkolwiek szczupłą tylko tak jednych jak i drugich dać mogliśmy czytelnikom liczbę. Tuszymy sobie wszelako, że zamiłowany w tego rodzaju utworach nowy pracownik, znalazłszy wdzięczne do poszukiwań na ziemi Lubelski pole, wyzyskał je zechce w pełni, i zbiór nasz nierównie ciekawszym a tem samem i cenniejszym wzbogaci materiałem. Niepodobna, bowiem przypuścić, aby ziemia tak bujna i tak we wszystkie etnograficzne właściwości obfita, mniej licznie, iż inne dzielnice Polski w powieści i bajki ludowe była

uposażoną.

Szczęść, zatem Boże zbieraczowi!

 

 

 

 

ŚWIAT NADZMYSŁOWY

 

Przesądy i Zabobony

 

 

Józef Gluziński w rozprawie o zwyczajach włościan z okolic Zamościa itd. (w Archiwum domowym Wojcickiego z r.1856, str. 450) powiada:

„Tak są liczne przesądy i zabobony włościan, że każda okolica, każda prawie wieś, a nawet pojedynczo uważając, każda prawie chata, ma sobie coś właściwego, coś przywidzianego, a dziady żebrzące i próżniaki, przywidzenia takie ubarwiać, pomnażać, roznosić, rozgłaszać i upowszechniać zwykli. Wiele z tych przesądów w tutejszych okolicach, Są wspólne wszystkim krainom Polski, a wszystkie szczególniej z niewygasłych uczuć religii bałwochwalskiej i pogańskiej biorą swój początek. Niegdyś ludzie zręczni, chciwi i oszuści używali pod tym względem swej zręczności, do omamienia i odurzenia krótkowidzących i łatwowiernych włościan, ażeby tem snadniej niedołężność i ciemnotę skierować ku własnym korzyściom. Namnożyło się, przeto mnóstwo wyobrażeń, które rodzice dzieciom, a te znowu swojim dzieciom w długie wieki podawali, a wyobrażenia takie, nawet się prawie kształciły z postępem czasu.

„Tak są, mówię, liczne przesądy i zabobony włościan, że szczególne poświęcenie się długiemu podsłuchiwaniu tych baśni, jakie przy niektórych uroczystościach, przy schadzkach, a nawet przy kądzielnych wieczorynkach (Kądziel przędą włościanki w czasie długich wieczorów w późnej jesieni i w zimie; a ile się zmieścić może w chałupie, tyle się schodzi sąsiadek aby się przędzenie odbywało przy jednym świet1e, które stanowi łuczywo czyli szczypy ze starego pnia sosny. W innych okolicach umieją włościanie także z biciu drzewa sosnowego łupać trzaski, czyli skałki; a takie skałki lubo nie tak jasne dają światło, ale też

i nie tak bardzo jak szczypy kopcą. Przy takich schadzkach wieczornych, aby im czas prędzej upływał, każda prządka z porządku, czyli z kolei, obowiązaną jest gadać bajki, a wprawniejsze improwizują różne powieści o czarach, diabłach, strachach, upiorach, albo też o wydarzeniach z świata czarodziejskiego. (J. Gl.) Obacz Lud, Ser. XVI, str. 99. Adwent.) jedni drugim opowiadają, mogłoby przez piszącego utworzyć dzieło nieporównanej objętości. Bajarze i plotkarze korzystają z każdej okoliczności; w opisywaniu ich przeto nie można żadnego kształtnego ustanowić porządku, wypadałoby owszem pisać tak jak oni bają. My przecież będziem opisywać przesądy i zabobony w porządku abecadłowym, (Lubo J. Gluziński tytuły przesądów istotnie w abecadłowym podał porządku, my jednakże, ze względu na układ dzieła, odpowiadać mający układowi przyjętemu już przez nas w poprzednich Seryach, porządek ten zmieniliśmy wedle natury przytoczonych przedmiotów, wiążąc tym sposobem materyał cenny przezeń podany w jedną całość z własnemi naszemi zdobyczami, jak i z wielu drobnemi szczegółami, przez innych autorów po rożnych ogłoszonemi czasopismach), zawsze z tą uwagą, iż niektóre z nich są wspólne i prawie jednakie we wszystkich okolicach Polski; niektóre są i przesądami wspólnemi nie tylko włościanom, lecz i klasie znaczniejszej; ale dlatego je tu mieścimy, że pod tym względem i one także, acz pośrednio, należą do ludu, lubo się klasa ta od włościan różni ubiorem.

 

 

Firmament i jego Zjawiska

 

1. Księżyc

 

1. „Księżyc jest przedmiotem niepoliczonych baśni ludowy (Znaną tóż i w Lubelskiem jest baśń podobna do przytoczonej w Seryi VII na str. 30, nr 48 - i w Seryi X str. 165).

2. „Plamy na księżycu wyobrażają sobie, jakoby to był chłop, który za to, że we święto gnój rozrzucał, teraz go na księżycu rozrzuca i rozrzucać będzie aż do dnia sądnego (Ob. Lud, Ser. XIV, str. 146. - Ser. XV, str. 5, nr 5 i str. 179, nr 2).

3. „Po promieniach księżyca, opowiadają, iż widziano wysoko wyłażących lunatyków, czyli ludzi przez sen chodzących, którzy wtenczas sami nie wiedzą, co czynią. Takich, którzy tę słabość cierpią, ochraniają bardzo, ażeby się nie kładli w takim miejscu, do którego przez okno promienie księżyca dochodzą; mówią, że aby tylko promień księżycowy uderzył na lunatyka, natychmiast on się podnosi i bezczujnie biega. Mówią, że widziano jak lunatyk po promieniu księżyca wylazł na szczyt lub na wieżę kościoła. Przesądy te tyle wpływają na uprzedzone umysły matek, że starannie ochraniają małe śpiące dzieci, aby na nich promienie księżyca nie dochodziły

4. „Jeśli księżyc na nowiu ma rogi do góry, mówią, że to wróży pogodę; jeżeli zaś na dół, niepewną pogodę obiecuje. - Prędzej by można wnioskować, że gdy ma rogi wyraziste to jest jasne, można by się spodziewać pogody i przeciwnie. I dlatego to 1epi wnoszą, gdy księżyc jest w lisiej czapce, to jest jakby mgłą po kryty, lub gdy w odbiciu promieni o chmurawą powłokę horyzontu obok siebie formuje koło, to się słoty spodziewać trzeba. (Ob. Ser. VII, str. 30, nr 47).

5. „Do księżyca na nowin niektórzy zabobonni modlą się mówiąc po trzykroć pacierz, a dodając za antyfonę: „Witaj księżycu nowy, niech nas nie bolą głowy! (Zabobon modlenia się do księżyca, aby się uwolnić od bólu głowy, może jest przejęty od żydów, którzy równie około pierwszej kwadry do księżyca się modlę powtarzając częstokroć: Siulem lajchem, lajchem siulem - co także znaczy: „witaj, powitaj” - (J. Gl.) (Ob. Ser. XV, str 5, nr 4).

6. „Na nowiu księżyca nie można siać grochu, bo mówią, że całe lato on kwitnąć będzie, a strączki nie dojrzeją. Również wystrzegają się i nie sieją wielu zbóż i ogrodowizn”. (Ob. Ser. VI str. 138, nr 32).

7. „Na nowiu nie można przedsiębrać żadnej kuracyi, bo słabość tem silniej odnawiać się będzie. Tak, dzieciom małym chorującym na robaki, nie można dawać przeciwko tym robakom lekarstwa, aby się nie wzburzyły i dziecka nie udusiły”.

8. „Na nowiu księżyca, to jest, kiedy miesiąc na młodziku, czarownice i czarowniki zawierają układy z diabłami, - a pod pełnią czarownice latają na Łysą górę” (obacz: Czarownica)”.

9. „Kiedy nad nami księżyc w pełni, jasno między gwiazdami świeci, wtedy mówią, że: księżyc patrzy jak rybie oko - i spodziewać się należy pogody.

10. „Słabości zadawnione, na czas jaki ustające, mówią, że pod pełnią księżyca pomnażają się i wzbudzają mocniejsze cierpienia”.

11. „Gdy księżyc w nocy pięknie świeci, mówią, że z cudzą żoną dobrze jest uciekać, - i to wyrażenie jest dość śmieszne, - bo juźci-ć złodzieje lubią zazwyczaj nocy ciemne”.

12. „Kiedy się gwiazda ukaże blisko rogów księżyca, zwiastuje to śmierć jakiegoś wielkiego monarchy”.

13. „Zaćmienie księżyca wyraźnie wróży nieurodzaj lub klęski w gospodarstwie, choroby na bydło i ludzi, a w ogóle znaczy gniew Boży; - tembardziej zaś (wróży to) zaćmienie słońca”.

 

 

2. Gwiazda

 

 

1. „Gwiazdy uważa lud jako siedlisko duchów błogosławionych, które na nas swemi niebieskiemi oczami spoglądają z wysoka, a są tak jasne i czyste jak słońce, które w dzień przyświeca. Widziano matkę opłakującą pomarłe swe dzieci, która się wpatrywała w upodobane gwiazdy i zawsze powtarzała, że tam się one na nich znajdują”.

2. „Drogę mleczną, która w czasie pogodnej nocy tak świetnie na firmamencie jaśnieje, nazywają drogą duchów błogosławionych do raju, albo drogą, którą udeptały anioły. (Drogę mleczną w ziemi Radomski włościanie nazywają drogą do Częstochowy, do miejsca sławnego od wieków cudownym obrazem Marki Boskiej na Jasnej-górze. Na Ukrainie zaś nazywają ją drogą Czumacką do Odessy, gdzie tysiące tysięcy furmanek wołowych czumakami zwanych, zwożą produkta z całej Ukrainy do portu morza Czarnego. (J. Gl.).

 Cieszą się, kiedy w noc pogodną tę drogę zobaczą i zwiastują sobie z niej pogodę stałą. Pogodne niebo zazwyczaj, okryte gwiazdami w letnią porę, istotnie pogodę, a w zimową poję, mróz stały obiecuje”.

3. „Niektórzy ludzie w to wierzą, że każdy człowiek ma własną sobie towarzyszącą gwiazdę, którą mu wraz z urodzeniem Opatrzność zawiesiła w obłokach, a jeśli komu źle się w życiu powodzi, jeśli go jakie prześladują nieszczęścia, na ten czas używają wyrażenia „że się pod nieszczęśliwą gwiazdą urodził (Gdy komu los nie dopisuje, mówią, że się pod nieszczęśliwą gwiazdą urodził. (J. Gl.), ob. Lud, Ser. VII, str. 249, nr 113. - Ser.

XV, str. 123, nr 19, str. 279, nr 82). W tem samem mniemaniu, kiedy meteor świecący spada z powietrza ku ziemi, mówią: „że spadła gwiazda, ktoś umarł - albo że „ktoś umrze” (Ob. Ser. V str. 31, nr 51).

4. „Nie tu miejsce opisywać iż trochę wyższe klasy, a zabobonne, mają uprzedzenie, że ten co się pod jaką gwiazdą urodził, stosowne dary przyrodzenia odbiera” (Wymysły te przez bardzo pospolitych astrologów s przepowiadane według domniemanych przymiotów każdego znaku, jakby one były stworzeniami żyjącemi, i tak:

1. Baran; - bojaźliwy, popędliwy, kłótliwy, walki chciwy.

2. Byk; - dzielny, wytrwały, mocny, zuchwały.

3. Bliźnięta; - ludzki, dobroduszny, przyjacielski.

4. Koziorożec; - uparty, dumny, sprzeczny.

5. Lew; mocny, silny, wspaniały, ale krwi chciwy.

6. Niedźwiadek; - złośliwy, chytry, szkodliwy.

7. Panna; - przyjemny, miły, lecz słabowity.

8. Rak; - powolny, cichy, czasem dokuczliwy.

9. Ryby; - mdły, niewytrwały i płochy.

10. Strzelec; - dowcipny, żartobliwy, podstępny i łgarz.

11. Waga; - umiarkowany, wstrzemięźliwy, sprawiedliwy.

12. Wodnik; - narzekający, płaczliwy, słabowity, dziwak.

I różne podobne, powymyślanej tym znakom niebieskim naznaczają przymioty. Senniki niektórych wydań (i dawne kalendarze), mnóstwo takich wróżb obejmują (J. Gl.).

5. „Niektórzy włościanie umieją po swojemu nazywać niemal wszystkie gwiazdy, i albo sami sobie nowe nazwiska tworzą, albo też przyjmują nazwiska upowszechnione pomiędzy ludem. Z tych znajomsze są: baby, kurka, sitko, kwoczka (hyady), kossarze (Orion), Wóz (wielki niedźwiedź), wózek (mały niedźwiedź) jutrzenka albo gwiazda poranna (venus) itd.” (Z pod Turobina donoszę nam, co następuje: „Prócz kosiarzów, kwoki, krzyża, wozu (wielki niedźwiedź), wilczej gwiazdy (syriusz; ta, mówią, że wilkowi tylko z wieczora świeci), jutrzenki (lucifer), lud zarzucił całe niebo poniekąd sprzętami gospodarskiemi”) (Ob. Ser. VII, str. 32, nr 53, 54).

6. „Według tych gwiazd umieją oni miarkować swój czas w nocy, kiedy iść spać, kiedy do dnia wstać, kiedy północ itp. równie w nocy zabłąkani według widoku gwiazd, na dobrą drogę trafiać umieją. Pod tym względem znajomość gwiazd jest dla nich bardzo pożyteczną. Kobieta, (jak oni mówią) więcej umiejąca jak drugie, powie działa: „radziłam się gwiazdy, a z niej promień jasności, który oświecił moje oczy, dał mi poznać, że tego robić nie trzeba - (albo: to, lub to robić należy)”.

7. „Do ich gwiaździarskiej nauki i sposobu rozumienia rzeczy, można policzyć mniemania o kometach. Komety szczególnie z ogonami, a jak oni mówią z miotłą, zawsze u nich stanowią wróżbę złych następnych lat, jak np. wojny, suszy, nieurodzaju, głodu, pomoru na bydło i ludzi. Te uprzedzenia stąd szczególniej pochodzą, iż były wydarzenia, że się wróżba po niektórych okolicach podówczas ziściła”.

8. „Ci, co jakkolwiek czytać umieją z senników i kalendarzy, z rejestru dni feralnych, niepoliczone wymyślają wróżby, więcej jak z gwiazd, a do których zawsze coś swojego niby rozumniejsi dodawać zwykli”.

 

 

3. Tęcza

 

1. „Prześliczny widok tęczy (jak mówi Gruziński) widok łamiących się promieni słońca przez krople wody zawieszone w powietrzu, włościan naszych wprowadza w niepoliczone domysły, gdy przyczyn jej tworzenia się nie znają i wytłumaczyć sobie, przeto nie mogą. Powiadają, że tęcza jest rurą długą kabłąkowatą, której jeden koniec zatapia się w sadzawce lub jeziorze i tam wszystką wodę wy pija, ażeby ją potem rozlać po ziemi, i mniemają, że stąd deszcz powstaje. Mówią także, iż tęcza stamtąd wszystkie ryby wyciąga, przenosi je gdzie indziej na błota, bagna, a czasem rzuca w bruzdy między zagony. Gdy, w letniej porze zdarzały się niekiedy gwałtowne burze z trąbą powietrzną, a taka burza trafiwszy na sadzawkę lub rybne jezioro, zabrała część wody z rybami i rozrzuciła po polu, i jeśli przypadek zdarzył, że ktoś znalazł rybę w niepodobnem miejscu i przeciwnem jej naturze, wtedy nic dziwnego że stąd myślą, iż to jest skutkiem siły tęczy, i że niby to ona takie po sobie zostawia zjawiska”.

2. „Jest przesąd u niektórych włościan, że kiedy się położy na dłonie dwie słomki na krzyż i na nie się napluje, a potem dłoń w dłoń uderzy, - to tem można zepsuć tęczę do trzeciego razu; zaraz ona się rozdziela i powoli ginie”.

 

4. Meteory.

Ognik, Zorza, Obłoki

 

1. „Meteory, czyli zjawiska przyrody rozmaicie sobie tłumaczą. I tak:

Ognik błąkający w czasie wiośnianych, letnich i jesiennych ciepłych nocy, ma to być jeometra czyli mierniczy, który za życia niesprawiedliwie pola pomierzył, a po śmierci przyszedł za karę do poprawy pomiarów. Chodzi on, mówią, z pochodnią w ręku i ogląda swoje niesprawiedliwe dzieło, radby złe naprawić, a nie może, i w ten sposób cierpi katusze” (ob. Lud, Ser. I str. 90, nr 7).

2. „Inni mówią, że to jest bernardyn kwestarz; chodzi on z pochodnią po nocy i szuka jałmużny ukwestowanej, którą za życia z uszczerbkiem swego klasztoru roztrwonił”

3. „Inni znowu wnoszą, kiedy gdzie ten ognik w jednym miejscu pokaże się i spoczywa, że tam się palą pieniądze zakopane i pilnowane przez złego ducha. Przez palenie czyszczą się one ze rdzy i wilgoci, a to, co lat trzy bywać zwykło; lecz kto śmiały, skarb ten otrzymać może, byle tylko przybiegł na miejsce, a dla po znania w którym miejscu kopać, zostawił tam jakąś część ze swojej odzieży. Kto rzucił np. czapkę, będzie kopał do pieniędzy tak głęboko, jak sam jest wysoki; kto sukmanę rzucił, będzie kopał po szyję; a kto zdążył rzucić but, będzie kopał po kolana” (ob. Lud, Ser. XV, str. 48, nr 2).

4. „Jeżeli prędko ognik przelatuje, mówią, że komuś diabeł pieniądze niesie, a odznacza się, przeto po za sobą ognistym ogonem”. (ob. Lud, Ser. XV, str. 27, nr 6).

5. „Zorza północna, której purpurowe światło tak szczególnie na horyzoncie jaśnieje, wróżbą jest dla włościan wojny, moru lub głodu, albo tym podobnych nieszczęść, które w przyszłych latach na stąpić mają”

6. „Słupy około słońca w czasie zimy, znaczą przyszłe mrozy, a w czasie lata posuchę. Czerwono zachodzące słońce, oznacza mające nastąpić wiatry, - jednakże te wróżby nie zawsze się sprawdzają

7. „Włościanie nasi mają także właściwego sobie ducha poezyi, urojeń i pomysłów, tudzież wyobraźnią, ich pojęciu i usposobieniu odpowiednią. Słyszano, więc nieraz zaprawdę mówiących włościan, jak widzieli na powietrzu zapalczywą wojnę dwóch nieznanych narodów, i tych wojen okropne skutki, rozlew krwi, mnóstwo trupów, a nawet w oddaleniu spadające trupy z obłoków, które jednak za nadejściem ludzi żyjących niknęły, i pokryły się grubą nocy powłoką. Dodają przy tym jeszcze, iż słyszeli nawet rżenie koni, chrzęst i szelest zbroi, a nawet głosy rycerzy i odgłosy muzyki wojennej (ob. Lud, Ser. I str. 32, Płowce).

 

 

Żywioły

 

 

5. Wiatry i burze

 

 

1. Klementyna z Tańskich Hoffmanowa (w dziełku: Rozrywki dla dzieci, Warsz. 1826) powiada: „Mają wiarę, iż zły-Duch często postać Wiatru przybiera. Dlatego z trudnością namówić ich można do otwierania okien. Bóle suche, paraliże, czasami i śmierć nagłą, ciągu powietrza, częste skutki, mogły ich w to dzikie mniemanie wprowadzić. Może też to jeszcze czasów pogańskich zabytki? (mówi dalej Hoffmanowa); pamięć bowiem bożków mitologicznych utrzymuje się w ich pieśniach, a śpiewać niezmiernie lubią, zwłaszcza kobiety przy każdej robocie śpiewają (Wieś Rybczewice blisko Piasków).

2. J. Gluziński (włościanie od Zamościa itd.) mówi:

„Kiedy dwa wiatry przeciwne uderzą o siebie, zwłaszcza na płaszczyźnie, a jeszcze w takiej okolicy gdzie są przenośne piaski, lub też w czasie posuchy na miałko utarty gościniec (drogę bitą), zrywa się wtenczas słup kurzu lub piasku, który się szybko w około kręci i coraz więcej wzmaga, dopóki siła wiatru nie rozbiegnie się w powietrzu. - Wtedy to mówią, że się diabeł cieszy, tańczy i młynkuje, a niebezpieczną jest rzeczą zbliżać się do takiego wiru, albowiem bywały przypadki, że ciekawego lub nieostrożnego porwie licho, niesie w powietrzu i potem ciska na ziemię (ob. Lud, Ser. VII, str. 42. - Ser. XV, str. 12).

3. „Kiedy burza którą nazywają trąbą powietrzną, w r. 1824, wyłamała znaczną część lasu za Bełżycami w przestrzeni jednej mili (toż samo miało miejsce i w r. 1865 we wsi Dziesiąta pod Lublinem), mówiono że się tam diabeł rozgościł i dobrze ucieszył. Widziano wówczas gruszę, znacznej wielkości drzewo, przez tę burzę z korzeniami wyrwane i przeniesione o kilkaset kroków na pole; nikt jej siekierą dotknąć nie śmiał, a rolnik, na którego polu leżała, przy uprawie roli i siejbie omijał ją z daleka

4. „Że wiatry gwałtowne nieraz i niemałe w gospodarstwie wyrabiają szkody, stąd zapewne poszło uprzedzenie, i diabli szczególniej trudnią się zarządem wiatrów, i że te od ich działalności za leżą. (Pod Krzeszowem na górze stały dwa wiatraki blisko siebie w kierunku zachodnio-wschodnim na jednej prawie linii. Jeżeli na jednym wiatraku odbywało się mlewo, to na drugim mleć nie można było; bo zaraz coś w jednym lub drugim psuło się jak na przekorę. I dlatego raz uparty młynarz chcąc dokazać, że oba wiatraki mleć muszą, oba razem puścił i popsuł, a długo okolica musiała cierpieć niedogodność. Mówiono powszechnie, że diabeł, pan wiatrów, opanował wiatraki, i że tam, przeto nigdy dobrze być nie może. Całe przecież było złe w ustawieniu wiatraków; bo w jednym stojąc kierunku, na wzgląd panującego zachodniego wiatru, naturalnie jeden drugiemu przeszkadzać musiał, a szczególniej wtenczas, kiedy był wiatr gwałtowniejszy. Odbity, przeto wiatr o skrzydłu jednego wiatraka i tym sposobem złamany, trafiał już niewłaściwie na skrzydła drugiego i wzajemnie, a przez to psuł ruch i obrót skrzydeł, niestosownością pędu wiatru. Rozważny rządca dóbr, nasłuchawszy się wiele baśni o tych wiatrakach, rozpoznał miejscowość, a gorszy z nich rozebrać kazał, - teraz, więc jeden pozostały, wciąż dobrze miele.

(J. Gl.). Obacz także Lud, Ser. XV, str. 105, nr 33.) Gospodarz dotknięty klęską, że mu zerwało dach na stodole lub szopie, albo wyłamało lub wyłożyło zboże, złe doświadczenie, złemu duchowi przypisuje

5. „Kiedy burza z wiatrem i śniegiem silnie trwa czas długi, mówią wtenczas, że „się diabli żenią”

6. „Kiedy wiatr ze śniegiem i deszczem i drobnym gradem (który pospólstwo krupami niebieskiemi zowie) silnie pomiata jadącemi lub idącemi, mówią zazwyczaj, że to jakieś nie łapsze ptaszysko wyleciało to jest jakieś licho, którego złapać nie można”. (ob. Lud, Ser. ViI, str. 239, nr 93. - Ser. Xv, str. 27, nr 5).

 

6. Grzmoty

 

1. „Grzmoty i błyskawice są strasznym zjawiskiem przyrody. Starzy włościanie niemi straszą krnąbrne lub złośliwe dzieci, opowiadając, kiedy grzmi, że się Pan Bóg tak na nich gniewa; a wtenczas kiedy przed grzmotem zabłyśnie, zwykli mówić: „a słowo stało się ciałem i mieszkało między nami – w czasie częstego gromu i błyskawicy, niektórzy z bojaźni klęczą i modlą się bezustannie, ażeby odwrócić gniew Boski, a ci włościanie, którzy przecież więcej umieją, nad zwykłe pacierze, mówią: „Pod Twoją obronę” (Znane jest powszechnie z książek nabożnych modlitwa do Matki Boskiej „Pod Twoje obronę uciekamy się święta Boża Rodzicielko itd.” - a kto ją mówi nabożnie, nie tylko od piorunów ale od wszelkich przypadków i pokus jest wolny” (J. GL). Zachowanie tego zwyczaju religijnych modłów, pożądanem jest jako moralna ludu dźwignia

2. „Powiadają, że w czasie nadchodzącej chmury a z nią zwyczajnego zaćmienia słońca, i w czasie trwając błyskawicy, przylatują do domów i stodół, i podlatują pod strzechy: ptaszki w postaciach podobnych do jaskółek, chowają się pod dachy i pod strzechy, a żałosnym głosem odzywają się: „krtu, krtu! - Mają to być dzieci niemowlęta, które z tego świata bez chrztu świętego ze szły. Dlatego więc cisnące się do nieba dzieci niechrzczone, odstraszają aniołowie piorunami, i dlatego-to często kroć do nich, w postaci ptaków chowających się, najczęściej w strzechę piorun uderza. Dzieci niewczesne z poronienia, (które Ruś „potercze” nazywa), należą do liczby tych, któreśmy dopiero opisali; ale nie zdaje się, ażeby o nich podobne mieli przesądy, albowiem dla niewiadomych zabobonów, zwykle te potercze pod swe progi albo pod podłogi zakopują, a przecie się obawiają piorunów. Zdaje się, że to dlatego czynią, aby była: „po próg sprawa” bo niewiasta taka wstydzi się, iż nie donosiła do czasu swego dziecięcia (Obacz: Lud, Ser. XV, str. 27, nr 6. 7).

3. W Radecznicy lud mówi, że gdy grzmi, to dusza niechrzczonego dziecięcia, po siedmiu latach pokuty ucieka i woła: „ chrztu! - Kto to z ludzi żyjących usłyszy, powinien prędko chmurę przeżegnać znakiem krzyża świętego, i wyrazy chrztu wymówić („ja cię chrzczę w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego” a wtedy z niej usłyszy znów wymówioną odpowiedź: „dziękuję”, - poczem burza ustaje i zbawiona tem dusza z chmur ulata do nieba. Jeżeli za ten ktoś na ziemi, słów wspomnionych nie wyrzeknie i znaku krzyża nie zrobi, to wtedy chmura goni za uciekającą dziecięcia duszą i strzela do niej piorunem. (Ser. VII, str. 60, nr 121).

4. „Kiedy pierwszy raz zagrzmi na wiosnę, wybiegają na ulicę wiejskie dzieci, mocują się i wywracają koziołki, a nawet to robią i starzy z uprzedzenia, że brzuch, krzyże i głowa przez cały rok boleć ich nie będą”

5. „Kto się zbytecznie boi grzmotów i piorunów, radzą takiemu dać dwie próżne butelki w obie ręce, a niech je trzyma przez czas tychże grzmotów i piorunów; wtedy bojaźń jego ustaje, bo w takim razie nigdy mu piorun nie zaszkodzi”

6. „Bicie piorunów wyobrażają sobie niektórzy bajarze jako wojnę aniołów z diabłami, którzy okrutnie i od razu śmiertelne rzucają na nich pociski. Lud utrzymuje, że byli tacy, co widzieli jak diabeł rozbity piorunem, w smołę się rozlał, a ta była tak śmierdzącą jak piekło”. Wiara ta i na Rusi. - (Ob. także Lud, Ser. XV, str. 91, nr 21).

7. „Powiadają na Powiślu, że ognia piorunowego niczem zgasić nie można, tylko kozim mlekiem że dla tego ognia piorunowego gasić nie należy, iż on z dopuszczenia Boskiego wynika, a przeto z wolą Boską zgadzać się potrzeba” - (Ob. Ser. Vii, str. 240, nr 96. - Ser. XV, str. 181, nr 7 (2).

8. Piorunową strzałką nazywają znajdywany między opoką lub na czystem polu kamień cienki, piramidalnie zakończony, dwa do trzech cali długości mający, koloru bursztynowego, który po rozłamaniu gwiazdkowy odłam do środka koncentrujący się, pokazuje. Znalezioną strzałkę piorunową zachowują starannie po niektórych domach, jako środek przeciw urokom i boleści brzucha, a szczególniej przeciwko otrząśnieniu (jak oni mówią); pociera się nim z góry na dół, miejsce cierpienia

 

7. Grad

 

1. „Grad, wiadomo każdemu, że jest niepowetowaną klęską rolników, daleko gorszą od nieurodzaju, a jeżeli gdzie kogo w zupełności dotknie, wtenczas wszystkie prace i nadzieje biednego rolnika są na cały rok stracone. Chronią się włościanie od tego nieszczęścia, a przynajmniej chcą się ochronić przez różne wymyślone sposoby zabobonne. I tak, mówią, że: granice oborane przez dwóch młodzieńców braci bliźniaków i parą wołów któreby także były bliźniakami, są zupełnie wolne od gradu, a nawet w takie okolice jak świat światem już grad padać nie może (Ob. Lud, Ser. XV, str. 12, nr 5.).

2. „Albo tak na granicach wsi, nazajutrz po Wielkiej-nocy, rozbiega się trzech starych łysych gospodarzy, a przygotowane w torbach kości po mięsiwie święconym pozostałe, motyką drewnianą zakopują” (Obacz: święcone).

3. „Albo na Boże Ciało napisane cztery Ewangelie zawiązują w wianki, które się święcić zwykły, i takowe zostają w kościele przez całą oktawę; po święceniu biorą te ewangelie wraz z wiankami, i także na granicach wsi zakopują (Obacz: Lud, Ser. VI str. 49, nr 100).

 

8. Ogień

 

1. „Nasi włościanie szanują ogień bardzo i kiedy swawolne dzieci bawią się ogniem, starsi przestrzegają, mówiąc: „daj pokój, ogień nie twój brat, żebyś się z nim bawił” (Ob. Lud, Ser. XV, str. 6, nr 11).

2. „Porządna gospodyni starannie go na noc zachowuje i węgle rozżarzone obsypuje popiołem, ażeby przez noc nie wygasł, i żeby go nazajutrz rano miała w pogotowiu do rozniecenia (Ob. Lud, Ser. IX, str. 144).

3. Nim krzesać ogień zaczną, żegnają się wprzódy (tj. robią ręką zwykły znak krzyża świętego). Skoro rozdmuchają iskrę między węglami i skoro już szczypkę, czyli łuczywo zapalą, żegnają się także, jak gdyby dla pobłogosławienia szczególnego daru nieba, który utrzymuje życie tylu ludzi i zwierząt. Jeżeli rozniecony ogień dobrze się pali, mówią:, że będzie pogoda, w przeciwnym razie słota (Ob. Lud, Ser. I str. 92, nr 6).

4. „Jak wielkie mają poszanowanie dla ognia stare wiejskie niewiasty, dowód mieć można z opowiadania tych kobiet, że gdy się raz zeszedł ogień jednego z ogniem drugiego sąsiada, żalił się jeden przed drugim, iż gospodyni ani dbała o jego porządne zachowanie, ani go też na dobranoc nie przeżegnała. Drugi ogień, porządnie zachowywany, nakazał mu zemstę. Jakoż następnej nocy, ogień tamten, równie jak wprzódy nieuszanowany, zapalił dom i całe gospodarstwo poszło w perzynę

5. „Nie można z domu wydawać ognia wtenczas, gdy się krowa ocieliła, aby krowa mleka nie straciła, albo żeby się z nią jakie nieszczęście wydarzyło nieszczęście. Tem gorzej jeszcze, kiedy w tym domu w którym ktoś z sąsiadów pożąda ognia, znajduje się kobieta w połogu (Obacz: Ser. XV, str. 125, nr 36).

6. „Lecz lepiej go wcale nie pożyczać. „Kto za życia, - ognia pożycza, (ten) w pekle oddawać (go) musi” . - Przysłowie to każe szanować ogień w każdym domu”

 

9. Mróz

 

1. „Mróz tak każdemu dokuczający, zwłaszcza wtenczas, gdy mocny, ma za sobą przesąd u ludu, że gdyby porachować w okolicy siedmiu łysych, natenczas mróz kark złamie, to jest, zmniejszy się lub na odwilż zamieni. Ale jeżeliby się więcej (łysych) porachować dało nad siedmiu, trzeba już wówczas rachować trzy - dziewięciu łysych, to jest dwudziestu siedmiu, chociażby ich w tym celu pożyczyć należało z innej okolicy dla zupełności rachuby

2. „Opowiadają w okolicy Krasnegostawu, że chłop jadący do miasta, spotkał w czasie tęgiego mrozu na drodze zupełnie nagiego człowieka, który go prosił, aby go na saniach podwiózł. Ulitował się nad nim, okrył go siermięgą, a ten nagi pod samą rogatką szepnął chłopu: „jestem cholera” i zniknął. Jemu nic nie było, ale w całej okolicy Krasnegostawu, bardzo ludzie potem umierali na cholerę. Działo się to w roku 1831”.

 

 

Wyobrażenia, Przedmioty i Praktyki religijne

 

 

10. Anioły

 

1. „Anioły wyobraża sobie lud jako duchy dobre (Każdy człowiek, mówią, ma swojego Anioła stróża (jak i gwiazdę, obacz: Gwiazda, nr 3.), dlatego to jest powszechnie przez pobożnych chrześcijan polskich używana modlitwa rano i wieczór:

„Aniele stróżu mój, ty zawsze przy mnie stój!

jak we dnie tak i w nocy, bądź mi na pomocy ! (J. Gl.), w postaci młodzieńców skrzydlatych, ubrane w szaty białe lub błękitne, które zlatują z nieba na ziemię, są wieszczbą dobrego, i uprzedzają ludzi będących bez grzechu, sprawiedliwymi zwanych, o szczególnych mających nastąpić wypadkach w przyszłości. Takim ludziom pokazują się niby we śnie lub na jawie, i (przy opowiadaniu) służą za potwierdzenie dziwacznych baśni, powieści i przepowiadań, które czasem stosownie nakręcane, w swoich skutkach sprawdzają się; skutki te są wszakże zrządzeniem trafu, losu i przypadku. Być może nawet, iż przepowiedziane wydarzenia jedynie z przeczucia wynikają, a to przeczucie, barwę natchnienia lub widzenia się lub rozmawiania z aniołem przybiera”.

 

11. Dzwony. Dzwonienie

 

1. „Po wielu miejscach opowiadają włościanie, o dzwonieniu wielkich dzwonów w stawie lub głębokiem jeziorze, a to szczególniej się trafia na Wielkanoc. Wnoszą, że przed wieloma laty, nawet przed wieki, ktoś utopił te dzwony w niezgruntowanej wodzie, aby je ukryć przed najazdem pogan (może to byli Tatarzy, albo ówcześni Litwini) (Obacz: Lud, Ser. XV, str. 51, nr 2).

2. „Opowiadano także, iż dzwon w czasie lania, czyli też poświęcenia, niżeli (zanim) na dzwonnicę odprowadzonym został, gdy mu dano imię Jan, nie polubił tego imienia i z pokładu zniknął; - a teraz odzywa się każdego roku w jeziorze, głosząc swoje imię Zygmunt”. (Obacz: Lud, Ser. XV, str. 53, nr 14, 15).

3. „Przy odlewaniu dzwonów tworzą sobie robotnicy różne baśnie sensacyjne i dziwaczne plotki, aby dzwon zrobić rozgłośnym tj. w tem mniemaniu, iż głos jego rozchodzić się będzie po świecie tak daleko, jak pobiegną owe baśni i plotki. Toteż Gazeta Lwowska z r. 1880 (nr 162) pisze z tego zapewne powodu, iż: „Potworna baśń krążyła w ostatnich czasach pomiędzy ludem wiejskim w Lubartowskiem. Opowiadano sobie z niemałą grozą, jakoby gdzieś na dalekim Wschodzie spadł temi czasy z nieba olbrzymi potwór mający trzy wiorsty długości a pół wiorsty szerokości. Potworu tego (cztery boki) miano obstawić czterema bateryami dział, z każdej strony po jednej, ale potwór się nie porusza, ma tylko na sobie również olbrzymi papier (!), lecz coby na tym papierze było napisane, tego już nikt powiedzieć nie umie” (Obacz: Lud, Ser. II str. 91, nr 12 Ser. XV, str. 18, nr 4).

4. „Z głosu dzwonów w odległości znacznej od kościoła słyszanego, gdy jest jasny lub stłumiony wróżą sobie niektórzy pogodę lub słotę”.

5. „Dzwonek loretańskim zwany prawdziwy, to jest taki, który z Loretu pochodzi, albo przynajmniej mający kształt podobny, a ku głoszeniu czci religijnej używany, mówią, że ma taką własność, iż skoro w czasie nadchodząc chmury z burzą, gradem i piorunem, zacznie się nim dzwonić, biegając około domu i gumna, na ten czas chmura rozrywa się, burza się rozdziela i rozbija, grad niknie w powietrzu, a piorun nie uderzy w budowle” (Obacz; Lud, Ser. X, str. 383).

 

12. Figura

 

1. „Figurą nazywają włościanie krzyż Pański, znak i przypomnienie męki Zbawiciela. Lecz nazywają także figurą kapliczki małe np. św. Jana, Matki Boskiej Bolesnej i różnych świętych, przy gościńcach albo przy drożynach w miejscach na to wybranych stawiane przez pobożnych fundatorów, którymi prawie zawsze są (dziś) włościanie”

2. „Figury krzyż nazywają także Bożą-męką, i nadają jej jeszcze przymiotniki pochodzące od materiałów, z jakich są robione lub jakiemi ozdobione, np. murowana Boża-męka, blaszana Boża-męka, żelazna Boża-męka itd.”

3. „Pobożnych łudzi zwyczajem jest, że przed figurą czapki zdejmują, żegnają się, pacierze mówią. Opowiadają o pewnym znakomitym Żydzie kupcu ze Szczebrzeszyna, który już nie żyje, a który odbywając w interesach różne podróże, jeżeli miał furmana chłopa katolika, a ten gdy jechał około figury a czapki nie zdjął, już dalej z nim jechać nie chciał, jako z człowiekiem niemającym wiary”.

4. „Najwięcej można widzieć figur na krzyżowych drogach, czyli jak oni lepiej mówią: na rozstajnych. A podróżny pytając się (we Wsi) o drogę (za wsią i dalej), zyskuje odpowiedz: „od figury trzeba się wziąść na prawo, albo na lewo, albo średnią drogą !”

5. „Chlubny ten znak chrześcijaństwa z rozmajitycb powodów częstokroć jest stawiany. Jeden stawia dla tego, aby złe z krzyżowej drogi ustąpiło; - drugi, żeby mu się dzieci dobrze chowały, bo już troje zaprowadził do grobu; - inny, żeby mu się wiedła pasieka i owce”

6. „To jednakże uważają za rzecz pewną, iż gdy komu dziecię umrze, a zaraz postawi figurę, już mu potem żadnego (dziecięcia) Pan Bóg nie zabierze”.

7. „Zgrozą napełnia przechodnia przyczepianie szmat, do figur z uprzedzenia, iż ten, kto swoją szmatę uczepił, pozbędzie się brzydkiej i uporczywej choroby. Szczególniej te uprzedzenia można widzieć u Rusi. Tam na krzyżu stojącym przy drodze zawieszono koszulkę dziecka, które po całym ciele cierpi dokuczliwy ognik; - tu fartuszek dziewczyny; - tam chustka z głowy kobiety, która cierpi kołtun, - tu odnucze z nogi którą obsypały bolączki. Widziano podobnie wiszące szmaty po kilka tygodni, dopóki ich słota nie zepsuła i gwałtowny wiatr nie obdarł (Ob Ser. Xv, str. 287, nr 8).

8. „Mówią, że w samą północ i w samo południe, nikt nie po trafi obejść dziewięć razy figury przeciw wschodu słońca, a patrząc na jej wierzchołek; bo już za siódmym razem taki strach bierze człowieka, że aż włosy wstają na głowie. Za dziewiątym razem chwyta człowieka za bary, czyli za ramiona lucyper i pyta: „czego potrzebujesz ? - Wszystko natenczas od niego mieć można, ale z duszy kwita. - Może z powodu takich zabobonów urosło przysłowie: „Modli się pod figurą, a diabła ma za skórą !”

 

13. Ksiądz. Wyjazdy

 

1. Zgrozą jest mniemanie, że skoro ksiądz mija wyjeżdżającego w drogę za interesem, zwłaszcza, jeżeli się pierwszego w przejeździe napotka, zły skutek z podróży nastąpi. Niektórzy nawet wróżą sobie z tego jakież nieprzewidziane nieszczęście, i ażeby je uniknąć, wyrzucają za przejeżdżającym księdzem szpilkę, wiecheć słomy lub siana z własnego siedzenia, lub coś podobnego, choćby nawet kawałek gałgana ze swej sukmany udarty. - Kiedy zaś kogo żyd spotka, dobre sobie z tego spotkania obiecują (Ob. Lud, Ser. XV, str. 121, nr 3. 8).

2. „Niektórzy tyle są zabobonni, że gdy przy wyjeździe spotkają jadącego księdza, choćby, kto miał najpilniejszy interes, wraca do domu i tego dnia nie jedzie. Trafiło się tak, że zabobonny Obywatel wyjeżdżał w drogę, a Proboszcz blisko mieszkający, który sprostować nie mógł wymową jego zabobonu, codzień w chwili wyjazdu do psoty gotowy, przejeżdżał mu drogę, a Obywatel się co dzień wracał; na koniec wyjechał w nocy, - ale opóźniwszy swój przyjazd na termin, przegrał ważną sprawę.

3. „Mówić zwykli, że ksiądz wlazł w mleko lub śmietankę, jeżeli ją przydymiono w gotowaniu”.

 

14. Święcone

(Obacz: Wielkanoc)

 

(J. K. Haur w Oekonomice ziemiańskiej mówi na str. 356: „aby kreci w sadach, w ogrodach i gdziekolwiek ziemie nie ryły - są następujące środki:

W kretowinach, dostawszy zdechłych raków, nakłaść ich by najwięcej wszędzie głęboko, tam gdzie ich ziemne zachodzą uliczki, i w same kopce, te raki gdy się tam zasmrodzą kreci od tego będą zdychać i uchodzić.

Item. Z Baranka Wielkanocnego lub z szołdry (szynki), jako i pomienione raki, w kretowizny gęsto kości pozatykać, i w granicy, toż sprawi że uchodzić będą (Obacz: Lud, Ser. V str. 108, nr 12).

1. „Pies, któremu się dają gryźć kości z e święconego, mówią, że się nigdy nie wścieknie

2. „I jeszcze jest w tem przesąd włościan, że gdy kura pozjada okruszyny ze święconego, będzie piała jak kogut. Pianie kury jest daleko nieznośniejsze jak koguta; wydarza się ta słabość albo z choroby pypciem zwanej, która się odznacza tem, iż rośnie u kury rogowa powłoka na języku, albo też z powodu wyniszczenia po zniesieniu jaj w zbytniej ilości, a czasem i z innych przyczyn. Wtedy kura skrzeczy przeraźliwie a potem pieje głosem chrapliwym; stąd powszechnie mówią, że ją diabeł drze. Taką kurę albo zaraz sprzedają, albo łeb odcinają,  - i potem ją, ugotować i zjeść trzeba

3. „Jeżeli jest faworytką, to w prostej od stołu do progu linii, wziąwszy kurę za łeb i ogon, i przewracając ją wzdłuż tej linii, gdy łeb na próg padnie, to uciąć go trzeba, bo już nic nie pomoże; gdy padnie ogon, to ten uciąć trzeba, a mówią, że wtedy kura piać przestanie”.

 

15. Zaduszki

(Obacz: Dzień zaduszny)

 

1. „U wszystkich ludów (mówi Gluziński) były zawsze pewne dnie w roku poświęcone na cześć umarłych. Szczególniej zaś pod tym względem odznaczały się narody północne. Lud w Litwie do dziś dnia choć po kryjomu obchodzi zaduszki (dziady), uroczystość ubarwioną częstokroć niepoliczonemi zabobonami. Niemniej są pod tym względem skłonni do podobnych obrządków mieszkańcy nie tylko u Rusi na pograniczu (i dalej), ale nawet ponad brzegami Wisły lud łacińskiego wyznania

2. „W wigilią dnia zadusznego każda gospodyni domu piecze pierogi, bułki pszenne, a uboższe pieką placki, które wieczorem łamią, rozdają, domownikom do jedzenia, poprzedzając to na zawołanie gospodarza, pacierzem za dusze zmarłych. Po spożyciu tych pokarmów skrzętnie zbierają szczątki i chowają je wraz z zostawianemi bochenkami dla dziadów (żebraczych) i różnych ubogich; którym nazajutrz albo chodzącym po wsi, albo siedzącym pod kościołem, jako upominek za zmarłych oddają”.

3. „Wnoszą oni, że następnej nocy, to jest pomiędzy wiliją a dniem zadusznym, dusze w czyszczu będące i ratunku potrzebujące, patrzą na ich serca, na chęć modlitwy i na ofiary, - i że wtenczas mają (one) wo1ność wychodzenia i bawienia przez czas niejaki w tych progach, w których przebywały za życia”.

4. „Niepoliczone opowiadają przykłady o zjawieniach się podówczas dusz nieboszczyków, o ich wybawieniach przez jałmużnę dla dziadów, przez wypominki kapłana w czasie żałobnego nabożeństwa, i przez różne pobożne ofiary”.

 

16. Pokuta

 

1. „Dusza każdego człowieka rozstając się z ciałem, jeżeli nie dość zasłużyła na zbawienie, ażeby prosto poszła do nieba, skazaną jest na poprzednicze cierpienia, dopóki nie skończy ich sąd Boski który tych cierpień nakreślił dla niej granice. Jednakże modły przyjaciół i krewnych, wyroki tego sądu łagodzić mogą”. (Obacz: Ser. XV, str. 47).

2. Czem kto grzeszył za życia, tem po śmierci odbywa pokutę (W jednem miasteczku parobczak często i długo zabawiał się na wieczorynkach, a ile razy w późnej nocy wracał do domu przez smętarz około kościoła, bo mu tamtędy koniecznie przechodzić wypadało, zawsze widywał jakąś postać wysoką w bieli, z twarzą bladą, niewyraźną, i nakrytą głową białą szlafmycą a która starała mu się przebiegać drogę. Odważny, nie dbał o tę przeszkodę, i zdawało mu się, że to jego rywal go straszy. Raz, przeto postanowił sobie ukarać zuchwałego przeciwnika, i gdy widmo natrętnie jak zwykle zabiegało mu drogę, hopnął go pięścią w twarz aż mu szlafmyca spadła. Natenczas widmo rzekło: „dziękuję ci mój synu oddałoś mi to, co ja dałom mojemu ojcu, wybawiłeś mnie, przeto z mąk czyszczowych; nakryj mi więc głowę i niech cię Bóg błogosławi!” - Ojciec to był jego, przed kilkoma laty zmarły; dopełnił syn żądania i nakrył mu głowę szlafmycą, a widmo znikło. (J. Gl.) - Ob. Ser. X, str. 18, Gryżyna). Bogacz, co wiedziano, że gdzieś ma, że gdzieś schował pieniądze, a umierając nie odkrył swoim krewnym miejsca schowania, ani ilości tych pieniędzy nie wyznał, chodzi w nocy po ogrodzie z motyką, kopie ziemię, wybiera je i liczy, a za lada szmerem żyjących, raptownie znika, zostawiając po sobie tylko odgłos jęków pokutnych i brzęk zakopanych pieniędzy”. (Obacz: Ser. XV, str. 48).

3. „Gospodyni, która za życia nie była względną na dary Boże, nie szanowała i wylewała kluski niedojedzone w pomyje, pluszcze się w miśniku po nocy, jak gdyby łapiąc i zbierając poniewierane kluski, dla nasycenia dręczącego ją głodu po śmierci”.

4. „Skąpiec, co wypchnął z domu żebraka i nie opatrzył jego niedoli, widzianym bywa, jak wyciąga pokutującą rękę po jałmużnę”.

6. „Dziewczyna, co żadnego kochać nie chciała, zabiega drogę dorosłym młodzieńcom, jedną rękę kładzie na ustach, a drugą na sercu” (Mickiewicz: ballada To lubię).

6. „Rozwiązły pijak tacza się po drodze i przechodzącym ludziom żyjącym przeszkadza

7. „Niedobra żona dla męża, klęka przed nim, powtarza wierności i uczciwości przysięgę, którą łamała za życia”.

8. „Zła macocha obchodzi i głaszcze dzieci śpiące, i przebudzić ich nie śmie, ażeby jej przebaczyły nielitościwe niegdyś obejście”.

9. „Nie zawsze jednak duszę pokutującą widzieć się zdarza; częstokroć słyszeć (ją) tylko można; ale wtenczas już niewiadomo, kto jest tą duszą, jakie są jej męki, a przez domysły tylko wyprowadzają wnioski bardzo rozmaite. - Tam coś magiel ciągnęło pod strychem budynku; - tam coś taczało beczki, - tu przesypywało tak jak groch, kiedy się mierzy do korca, - tam klaskało w dłonie i dmuchnęło wiatrem trwożliwym i mocnym, aż świeca idącemu zgasła. Kto śmiały, powinien wtenczas wołać: „wszelki duch Pana Boga chwali” - a jeżeli dusza pokutująca odpowie: „i ja go chwa1ę - zaraz za temi powinno iść drugie pytanie: „czego potrzebujesz duszo?” - Dusza zwykła z westchnieniem wyrzec swoje żądania, np. jałmużny dla ubogich, mszy żałobnej, po stawienia figury Zbawiciela, zaspokojenia dłużnika, albo nagrodzenia pokrzywdzonego, albo przeproszenia zagniewanego sąsiada itp.(Tadeusz Czacki sam opowiadał jako istotne prawdę, że pokazał mu się ojciec w parę lat po śmierci, i mianował z imienia i nazwiska jakiegoś swojego wierzyciela, tudzież okoliczność, dla jakiej u niego był zmuszony zaciągnąć pożyczkę; na koniec sumę, jaką pożyczył. Wierzyciel ten nie upominał się o dług u familii zmarłego, nie mając na to rewersu, ani żadnego świadectwa. Czacki sprawdził całą okoliczność i według woli nieboszczyka ojca postąpił. Godna jest wiara temu zacnemu mężowi; mogło to jednak wyniknąć z jasnowidzenia. (ob. Ser. XV str. 11., Piotrowin, analogija). Wszakże młodzieniec czternastoletni cierpi chronicznie słabość, i mający być wiezionym do sławnego lekarza Michała Wojciechowskiego o mil kilkanaście w okolice Machnówki, przez sen wygadał lekarstwo, jakie mu ten lekarz przepisze, i gdy to zanotowano, - słowo w słowo on mu takie same receptą zapisał. (J. Gl.).

10. „Jeżeli na zapytanie : „wszelki duch Pana Boga chwali” - pokutnik nie odpowiada: „i ja go chwalę” - natenczas pytający winien się przeżegnać a potem mówić: „Oto krzyż Pański, uciekajcie strony przeciwne” – Wnoszą albowiem, że to jest potępieniec, dla którego już nie ma zbawienia. Odróżnia się on jednak od upiora tem szczególniej, że mimo przeszkód od niego doznawanych, nie tyle jest jak upiór straszny, a przez msze, modły za wszystkie dusze zmarłych, przez jałmużny i ogary na kościół, czyli na chwalę Bożą, przez poświęcenie domu, w którym to licho przeszkadza, można się pozbyć przeszkody. (Każdemu, kto je czytał, pamiętne jest zapewne zdarzenie przed laty w Mazowszu zaszłe, że diabeł w taki postaci jak go tam sobie pospólstwo wyobraża, straszył łatwowierną właścicielkę dóbr i żądał pieniędzy, a przekonano się, że to był człowiek (oszust), którego potem za to kryminalnie sądzono. (J. Gl.) ob. Lud, Ser. V s. 182, n. 77.) (Obacz: Lud, Ser. VII, str. 55, nr 107, 108).

 

17. Trumna

 

1. „Nieszczęściem jest spotkać w drodze trumnę z umarłym, tym bardziej, gdy się naprzeciw niego jedzie, a oglądać się za nim przejechawszy nie można, ażeby większego na siebie nie sprowadzić nieszczęścia

2. „Kiedy umarłego wynoszą z domu z trumną, natenczas wszystkie śmiecie i trzaski pozostałe od wyheblowanej lub struganej trumny, z daleka na drogę powyrzucać należy; bo jakakolwiek pozo stałość po tem, znowu potem komuś śmierć sprowadzić może”.

3. „Jeżeliby gdzie w chałupie było, jakie lusterko zawieszone wtenczas, kiedy leży w trumnie umarły, to trzeba go zdjąć i schować albo zasłonić; bo powtórzenie widoku przez lustro, może także komuś śmierć przybliżyć, a kto weń spojrzy, ten umrze

4. „Mówią, że kto by chciał żyć długo, niech tylko sobie za życia sprawi trumnę i w niej sypia”.

5. „Wystrzegają się bardzo przy robieniu trumny, ażeby w części wieka, która na głowę umarłego przypada, nie było sęków, albo przynajmniej, żeby sęk przy heblowaniu nie wyleciał. Pozostałą, bowiem dziurą od sęka, umarły na świat wyglądać może i którego z krewnych do siebie zabierze (Na cmentarzu stała kaplica, a w niej w trumnie był umarły. Podróżny konno jadący w czasie okropnej nawałnicy grzmotów i piorunów, do tej kaplicy schronił się, a miał z sobą pieska. Deszcz 1ał jak z wiadra a błyskawica tylko niekiedy oświecała wnętrze kaplicy; piesek przeraźliwie warczał. Podróżny przy okropnościach położenia swego odważny, chciał dociec tego przyczyny; przy błyśnięciu, przeto widział, jak umarły przez dziurę po wypadłym sęku z trumny, ruszał palcem i drażnił pieska. Przeżegnał się, zmówił pacierz za dusze umarłych, a mniej dbając na deszcz gwałtowny, bez szwanku w dalszą drogę pojechał. (J. Gl. Ob. Lud, Ser. XV, str. 108, nr 37.) (Obacz: Ser. XV, str. 108, nr

6. „Nie należy się ze stolarzem targować o cenę trumny zrobić się mającej, bo to bardzo cięży na duszę zmarłego (Ob. także: Ser. XV, str. 115, nr 56, b. - Ser. XVI str. 133 --134).

 

18. Mogiła

 

1. Przejeżdżając przez bory i lasy, po niektórych okolicach dają się gdzie-niegdzie spostrzegać łomowiska gałęzi i wiechcie słomy i siana na jedną lub dwie osobne kupy, jakby umyślną ręką, złożone. Są to mogiły nieboszczyków. Tam zabity od zbójców, tu na rozstajnych drogach pochowany wisielec albo samobójca, tam polegli w boju żołnierze. Przejeżdżający już z daleka chwyta jaką bądź gałązkę, wiezie ją do mogiły, i na tę mogiłę przyrzuca; a jeśli o tem zapomniał albo tego nie wiedział i dopiero nadjechawszy mogiłę zobaczył, wówczas zsiada z woza, lamie gałąź z pobliskiego drzewa, żegna się i mówi: „wieczny odpoczynek” za dusze zmarłych i nie oglądając się za siebie, odjeżdża. W niedostatku gałęzi, miota wiecheć słomy lub siana, z wozu wyjęty. Kto by tego nie dopełnił, jest przesąd, że zły duch nieboszczyka gniewa się na podróżnego i może go w drodze obłąkać w taki sposób, że swoją droga, nie trafi, albo że go w drodze spotkać może jakie nieszczęście”.

2. „Straszą się zawsze pod przejazd w nocy około mogiły, a pieszy podróżny, jeśli wie, w którym ona jest miejscu, omija ją z dala. Częstokroć nikt w okolicy nie wie, ani żadnego niema podania od najdawniejszych ludzi o czasie założenia mogiły; a mimo tego iż są odwieczne, tak, że może już niema w nich ani śladu kości nieboszczyka, jednakże ich zawsze postrach obejmuje na każde zbliżenie”.

3. „Chwalebną jest rzeczą, że mogiły po polach będące, włościanie z daleka oborywać zwykli i nie rozorują pamiątek, które są liczne, tak po wojnach szwedzkich i moskiewskich, jako też po grasującem powietrzu, które tu panowało przed półtora wiekiem. Oszczędza je lud i liczne łączy do tego opowiadania (Mnóstwo jest mogił w okolicach Mohilewa wielkiego, który może stąd bierze swoje nazwisko. Bardzo wiele jest także w niektórych okolicach guberni Mińskiej i Grodzieuskiej. Najwięcej zaś jest na Wołyniu, Podolu i całej Ukrainie. Te wszystkie mogiły różnej wielkości, mają kształt regularny z usypanej ziemi na kształt kopców granicznych, a czasem są podłużne w kształcie wałów albo okopów. Tradycja (przez dawnych ludzi z ust do ust przechodząca) mówi, że te mogiły i kurhany są czworakiego rodzaju. Jedne z nich są grobami nieboszczyków poległych w boju lub z grasującego powietrza; znakomitsze wielkością, stanowią groby ludzi ówcześnie znakomitych. Drugie kurhany na wysokich wzgórkach sypane, stanowiły miejsca widety, czyli pikiety wojskowej, w czasach licznych napadów i bojów, jak np. w okolicach Ołyki i tamtejszego zamku. Trzeciego rodzaju kurhany, jak widać, w pewnej odległości regularnie sypane; były drogą, czyli śladem zagonów tatarskich, przez stepy Ukrajmy i Podola, i miejscem stanowiska przechodów, czyli pod tym względem ich znakami. Czwarte mogiły, kurhany i kopce, były znakami granicznemi księstw udzielnych; te są albo okrągłe w kształcie kopców, albo podłużne w kształcie wałów jak np. w okolicach Włodzimierza wołyńskiego, gdzie dawniej było księstwo Włodzimierskie)

 

 

Duchy i Widma

 

19. Śmierć

1. „Śmierć wyobrażają sobie jako ducha zupełnie różnego od wszystkich, bo w materyalnej postaci. Jest to szkielet nagi, biały, jasnokościsty, trzymający kosę w ręku, którą zarówno ścina głowy panów i chłopów

2. „Po niektórych parafiach przy obrządkach pogrzebowych, można ją widzieć malowaną na chorągwiach. Z wyobrażeń śmierci malowanej, zapewne poszło przysłowiowe przekleństwo: „a bodajś z kości opadł” - Niektórzy znów, te się nagłej śmierci boją, przeklinają: „a bodaj cię nagła śmierć spotkała”.

3. „Lud mówi:, że ją widziano jak chodziła koło ścian chorego, że ją chory widział przy swojem łóżku i że z nią rozmawiał. Kiedy chory zobaczy ją przy łóżku w nogach, to dobrze; bo oznacza mu to na dzieję wyzdrowienia; lecz jeżeli przy boku lub przy głowie, umierać on musi koniecznie i to wkr6tce” (Obacz: Ser.VIII, str. 137).

4. „Mówią, że częstokroć, zmordowana wycinaniem ludzi, przy chodzi do chorego i prosi go ażeby ją przeniósł w pożądane miejsce, a natenczas chory posłuszny, nabywa siły szczególnej wstaje o swojej mocy, śmierć ta jest lekką jak piórko, z łatwością ją więc przenosi i zdrów wraca do domu” (Obacz: Ser. XV, str. 10, n. 2).

5. „ Śmierć się wije po płotu, szukający kłopotu” - znana jest pieśń (pierwszy wiersz) jeszcze od pogaństwa w Polsce. Dlatego to może ziele przestępnik pospolicie zwane, które się na płotach obwija i przy nich rośnie, nie można psuć i wykopywać w czasie rośnienia, aż chyba wtenczas, kiedy łodygi uschną i z liścia oblecą, albowiem można kogoś w tym dniu o śmierć przyprawić” (Ob. Ser. XV, str. 11, nr 3. - Ser. VII str. 176, przypisek).

 

20. Strachy

 

1. „Pod tym wyrazem Strach, rozumieją wszelkie wydarzenia, bądź z przywidzenia albo przesłyszenia się, bądź z wyobrażeń o działaniach diabłów i upiorów w ogólności i mówią np. że w tym zamczysku albo w tamtej pustce coś straszy; że tamtędy strach (jest) przechodzić w nocy; że od strachu człowiekowi włos dębem staje na głowie. - Strachami nazywają także pokutujące dusze, o których wyżej mówiliśmy.

2. „Lecz przestrach dzieci, częstokroć z jednego źródła pochodzi, albowiem nierozsądne matki i niańki, jak tylko dziecię wyjdzie z powicia, ażeby płaczące chwilowo uspokoić, nastraszoną miną już mu bają o strachach, wilkach, kominiarzach itp. Przestrach, przeto dzieci z lada okoliczności, jak np. z widoku obcego człowieka, raptownego ukazania się cudzego psa lub kota, jest prawie powszechnym u włościan. A jak sami są winni, że wmawiają w dzieci bojaźń, że im przez swoje mylne wyobrażenia o strachach nadają dziwaczne przywidzenia i napełniają wstrętem do widoków obcych, tak też i sposoby leczenia dzieci z przestrachu są bez związku z naturą choroby. Powiemy o tem pod artykułem o kąpielach i kuracyach

3. „Strach ma wielkie oczy” jest przysłowiem dla tych, którzy są lękliwego serca, nie mają dość odwagi znieść wydarzeń w życiu trafić się mogących. „Strachy na Lachy” było przysłowie hajdamaków zawiązane w czasie rzezi Humańskiej”.

4. Przeszkoda, nazwa uosobiona strachu. Więc się mówi: „Coś tam za przeszkoda jest w tej izbie; co tam przeszkadza po nocach” (Lublin).

 

21. Widmo

Sporysz

 

1. „Widmo jest to duch pośredni, pomiędzy duszą pokutującą a upiorem. Jest on cichy, prawie nigdy nic nie mówiący, i zaledwie tylko widzianym być może, rzadko zaś, kiedy słyszanym bywa. Widmo wstaje zawsze o jednej godzinie, zastępuje drogę natrętnie, ale na widok jego taki strach przejmuje człowieka, że idący musi się wracać skąd przyszedł, i włos mu powstaje na głowie tak dalece, że mu czasem czapka lub kapelusz spada”.

2, „Częstokroć widmo przechodzi całe wioski i sioła, czasem tylko głuche jęki wydaje; zawsze go za duchem złowieszczym zowią. Zagląda do domów, lub do śpiących w stodole lub szopie. (Czyni to i Widmo Zarazy (ob. Lud, Ser. VII, str. 176). Miota chustką lub kiwa rękami, a niekiedy przedzierzga się w różne postaci, najczęściej we psa lub kota, który wzrasta szybko do nadzwyczajnej postaci. Śmiałemu nawet ono w oczy zagląda i szuka wyraźnie zaczepki. Nigdy się jednak nie broni, chociażby, kto śmiały posunął się do zemsty i bicia, znika tylko i jęk po sobie zostawia, albo się w smołę rozlewa”.

3. „Bywają atoli i dobroczynne, tejże samej natury widma. Więc też jest Sporysz, jakieś zjawisko, istota mała, lecz mogąca uróść do wielkich rozmiarów, tak nazwana od przysporzenia ludziom dobytku (Inną zupełnie własność ma ziele zwane Sporysz) (Okolica Lublina) (ob. Ser. XV, str. 25. Skrzat).

 

22. Wisielec

 

1. „Wisielec, tak jak każdy samobójca, nie może być chowany na cmętarzu, lecz obok na miejscu na to oznaczonym i niepoświęconem, albo też na rozstajnych drogach, albo na koniec gdzie bądź w lesie, przy drodze, a przechodzący straszą się samym widokiem jego mogiły. Panuje nawet przesąd, że już w kilka dni potem chodzi on po śmierci, i podobnie jak upiór przechodzącym lub przejeżdżającym przeszkadza”.

2. „Nikt się nie chce dotknąć wisielca skutkiem pogardy; powszechnie też, ażeby go odwiązać i pochować, używają zupełnie obcych ludzi. Starają się nawet włościanie, ażeby go nie pogrzebać w obrębie granic swej włości; a to dla tego, żeby Bóg włość nie ukarał gradobiciem, i wyprowadzają trupa zawsze za granicę. Bywały zdarzenia, iż włościanie spostrzegłszy grożące nieszczęście, że wisielec lub jaki bądź samobójca podwieziony i pochowany został w ich granicach, odkopują go i na powrót do właściwych granic odwożą, a tam go znowu chowają. Człowiek odwiązujący wisielca, nie po tem u nikogo szacunku, uważają go jako spodlonego, równie prawie jak tego, co skóry ze zdechłych bydląt obdziera i ścierwa zakopuje”.

3. „Zdarzało się może niekiedy, iż po śmierci wisielca zerwał się wiatr gwałtowny i burza, a dlatego to mówią powszechnie, kiedy się takie burze teraz wydarzają, że się ktoś powiesił, a nawet stosowne zmyślają wieści o sąsiednich oko1icach (Obacz: Ser. VII, str. 86, notka i str. 198, nr 25).

4. „Pomiędzy żydami szynkarzami, opowiadają włościanie, iż jest przesąd, że kawał powrozu odcięty od świeżo zdjętego wisielca, a wrzucony do beczki wódki, taką jej ponętną i przyciągającą własność nadaje, że człowiek napiwszy się raz tej wódki, gotów później ostatnią sprzedać koszulę, aby ją pić bez opamiętania” (Obacz: Ser. XV, str. 98, notka druga i str. 260, nr 64, 65).

 

23. Topczyk

 

1. Topczyk jest to istota bez chrztu utopiona. Rośnie do lat siedmiu we wodzie, potem ożyje i różne ludziom figle płata, a nawet ich ściąga do wody, - ale tylko w nocy” (Bychawa, Turobin). (Obacz: Ser. XV, str. 14).

2. W Rodecznicy słyszałem o topczyku taką powieść: „Pewien chłop miał koło rzeki, co i dziś jeszcze tam płynie, łąkę. Skosiwszy z niej siano, wysuszył, zgrabił i ułożył w kopicę; a Topczyk przyszedł w nocy i porozrzucał mu wszystko i pomoczył. Chłop, myśląc że mu sąsiad robi na złość, zaczaił się razu pewnego, by go podpatrzyć i ukarać. W nocy topczyk przyleciał, porozrzucał pól kopicy siana, a potem się położył na wznak i patrzał na miesiączek (księżyc). A tu chłop ukryty za stogiem wyskoczył, i sparzył go lagą bez brzuch (uderzył go laską), poczem się znów szybko ukrył. Topczyk zerwał się jak oparzony, a nie widząc nikogo, spojrzał do góry na miesiączek i rzeki: ‚„Miałbym świecić, to- bym świecił, a nie rznął nikogo po brzuchu” - Za chwilę odleciał i skoczył do wody pod most. Wielkie było dla chłopa szczęście, że go topczyk nie dostrzegł, bo gdyby go był zobaczył, byłby go zaraz z sobą zaciągnął do wody (Obacz: Księżyc, n. 3).

3. Topczyk (twierdził dziadek idący na odpust), przemienia się częstokroć w niesiotra (jesiotra), ale wtedy łeb zupełnie ma zaokrąglony i bez pyszczka; w szyi tylko ma otwór i tym bluje (pluje) serwatkę (od Kraśnika, Modliborzyce).

4. Ze źródła strugi Otchlin (wpadającej za Krasnymstawem do Wieprza), pod lasem (we wsi Wulka Żółkiewska, obacz: Ser. XVI, str. 14), zarzuciwszy sieci, wyciągnęli dwóch topczyków. Jeden był trochę garbatym, a drugi sierścią bydlęcą obrośnięty, bo już złe ma do niego moc, że nie jest ochrzczony. Kiedy tych topczyków zaprowadzili do dworu, to się one kryły po kątach, a dopiero kiedy księdza sprowadzili, a ten ich ochrzcił, przemówiły, - i dowiedziano się, że matka ich była niemą, i „tak sobie ich dostała od kogoś i potopiła; i że ów garbaty, to w garnek był włożony, ale po siedmiu latach garnek pękł a on wyszedł ze skorup i rósł we wodzie. Topczyki te, kiedy wkrótce potem pomarły, zostały pochowane na cmentarzu, tak zapewniał opowiadający. Dziś jeszcze, kiedy chcą, ludzie łapać ryby w Otchlinie, to się one (ryby) wszystkie pokryją w tym stoku, i żadną już złowić nie można.

 

24. Upiór

 

1. „Upiór jest to człowiek umarły, który skazany po swojej śmierci na wieczne potępienie, w samą tylko północ ma wolność wraca niby do życia, błądzić po ziemi, napastować przechodzących i nie policzone dziwy wyrabiać. Są pomiędzy włościanami znawcy, którzy jeszcze za życia wiedzą, kto po śmierci z sąsiadów będzie upiorem. Taki człowiek, mówią, ma dziki wzrok, twarz zawsze czerwoną, uśmiech szyderski i złośliwy, postać ogromną. Zaraz po śmierci członki jego są wolne, nie zastygają i nie tężeją jak u innych umarłych, a oczy, choć zamykane, chociaż na nich grosze dla wtłoczenia przez ciężar kładą, przecież te oczy otwierają się na nowo, i wzrok nie gaśnie, bo zrzenice jego tak jak za życia patrzą, a twarz nieboszczyka prawie tak jak za życia czerwona. To też, kto rumiany jest za życia, kto ma obfitość napływu krwi na twarzy, o tym jest przysłowie, że on „czerwony jak upiór a po śmierci, mają takiego człowieka w podejrzeniu, że jest upiorem” (Obacz: Lud, Ser. VII, str. 65, nr 135).

2. „Opowiadają włościanie, jak niezbyt odległymi czasy postępowano z umarłymi, którzy zaraz po śmierci pokazywali znaki upiorów, i w jaki sposób zapobiegano przed pochowaniem takiego człowieka, ażeby nie chodził i nie straszył po śmierci. Kiedy wszyscy są siedzi zgodzili się już na to, że umarły po znakach wyżej opisanych jest niewątpliwie upiorem, natenczas wiązano mu łyczkiem od święconego ziela odjętym, obie ręce w tył, czyli też dwa średnie palce,- a twarzą do spodu obróconą kładli go w trumnę, którą, a przynajmniej wieko od niej, starano się mieć z drzewa osiki”.

3. „Mówią jednak, że częstokroć ta ostrożność i takie środki wcale nie pomagały, a pochowany upiór wstawał o swój godzinie i w całej wsi przeszkadzał. Wtenczas to zbierali się sąsiedzi, zmuszali najbliższego krewnego ażeby się z niemi udał do mogiły upiora, odkopywali ciało, a ten krewny rydlem musiał uciąć łeb i przeciwnie do ciała zastosować, to jest: obrócić twarzą do pleców, nogi i ręce łyczkiem od święconego ziela zawiązać, - a tak zmordowany upiór, już więcej nie wstawał i nie przeszkadzał. Niekiedy kołem osikowym przebijali serce upiora, z którego też zaraz krew ciekła, choćby był dawno pochowany”. (Obacz: Lud, Ser. VII, str. 65, nr 136, i str. 217, nr 61).

4. „Upiora postać skoro wyjdzie z ziemi, jest daleko większa jak za życia, i siłę posiada nadludzką. Zaraz po wyjściu, oczy swe na Wschód obraca

(Mickiewicz także w swej balladzie: „Wstęp do Dziadów” użył tego przesądu ludu:

„Mówią, że upiór skoro wyszedł z ziemi, oczy na gwiazdę poranną zarzucił”,

Ta ballada jest zupełnie ludową, treść jej albowiem, w każdej okolicy jest u nas znajoma i opowiadana. (J. Gl.), chucha i dmucha z szczególną wściekłością, czasem widać z jego otwartej gęby buchający płomień ognia piekielnego, bieży on w tę stronę gdzie ma szczególny pociąg przyjaźni lub miłego pokrewieństwa za życia, a dręcząc przez swoje straszydła wybranego sobie człowieka, o śmierć go przyprawia i z sobą zabiera. Czasem straszy całą okolicę, kogo bądź napadnie. Jest on siły nieporównanej, i trzeba bardzo mocnego człowieka ażeby mu się oparł, kiedy on się, z kim mocować zacznie. Bywały jednak zdarzenia, że silny człowiek, pasując się z upiorem dość długo, pokonał go, skoro kogut zapiał, i natenczas (upiór) albo trupem upadł na ziemię, albo się w smołę rozlał, wydawszy wprzódy najokropniejsze jęki” (Obacz: Lud, Ser. VIf, str. 66).

5. „Zwykle upiór pokazuje się tylko na nowin księżyca w noc ciemną, a szczególniej w noc wietrzną, lub przy księżycu w noc pochmurną. Ci, co są ciekawi widzieć takich umarłych, na wiosnę kiedy kora odstaje od pręcia zeszłorocznych latorośli, szukają wierzby na piszczałkę w tak odległym miejscu, ażeby wierzba nigdy piania koguta nie słyszała; tam wyrzynają pręcie nowym nożem, którym jeszcze nigdy nic wyrabiane nie było, i wyrabiają piszczałkę; a ona ma własność, że skoro w nocy uderzy wpół do dwunastej a na niej się przy smętarzu zagra (Piszczałka z kory wierzbowej wybita na wiosnę, ma coś w sobie uroczego dla młodych równie jak dla starców. Mickiewicz także to zręcznie użył w Wallenrodzie:

Nieraz kmieć stuletni, trącając kości żelazem oraczem,

stanął i zagrał na wierzbowej fletni, pacierz umarłych),

to, całe wojsko upiorów ze swych mogił powstaje w ogromnych postaciach, którzy wychodzą nie tylko pieszo, ale nawet na koniach i w zbroi, jeżeli byli wojownikami za życia

6. „Częstokroć upiory wstają bez żadnego zwabienia piszczałki, a prosto tylko na żądanie którego bądź krewnego lub przyjaciela (Że nieboszczyk stawić się może na wezwanie którego bądź z krewnych lub przyjaciół, ten przesąd jest prawie powszechnym nie tylko u nas, ale nawet u Niemców. Czytać Bürgera, albo piękne naśladowanie A. E. Odyńca. Lenora zbyt zakochana, wezwała oddalonego kochanka, który właśnie już nie żył, przyleciał, porwał ją na konia i uwiózł podobno do piekła.

„Księżyc świeci, ona leci!

Czy strach umarłych tobie?

Wieczny im pokój w grobie. (J. GL), lecz wtenczas pokazują się łagodniejszymi ; nie mniej jednak szkodzą i żądającego ich widoku razem z sobą na potępienie prowadzą

7. Upiora lud nazywa także Łupiorem. Dziad pewien idący w dniu 20 maja 1866 na odpust do Radecznicy, opowiedział (z wielkiem zgorszeniem obecnych temu włościan, bo dziad, co ma pacierz mówić, zamiast tego, rozprowadza gadki i głupstwa), o Upiorze, który chodził do kobiety i z nią nawet dziecko spłodził, z którego jak wieda (jak wiadomo) po siedmiu latach robi się „niewiara” Na rozkaz Łupiora, kobieta owa przytrefunku tego nie rozgłaszała, aż razu jednego na spowiedzi wyznała. Ksiądz zaraz przysłał do niej organistę z kłębuszkiem nici poświęconych, a kiedy łupior przyszedł, przywiązano mu nieznacznie do nogi nitkę, i po niej dopiero doszli aż do jego grobu. Na drugi dzień przebito mu serce ostrym kijem. (od Bycbawy, Turobina).

 

25. Strzyga

 

1. „Do rodzaju upiorów należy Strzyga. Jest to upiór nikomu nieznany, kto (kim) on był za życia, szkodliwy jednak a szkodliwszy od wszystkich, bo cichy, nie łatwo się widzieć daje, a zatem łba mu uciąć nie można. On w kościele lub cerkwi, wstając o samej północy, wiesza się około ołtarzy; gryzie, łamie i psuje świece woskowe przed ołtarzami albo też gryzie i psuje ołtarze i obrazy świętych na tychże ołtarzach stojące lub na ścianach wiszące (Lud, Ser. Vii, str. 64, nr 132, str. 71, nr 151. - Set. VIII, str. 138.- Ser. XIV, str. 73).

2. „Strzyga jest to (wedle zdania niektórych) rodzaj bardzo małej myszy, która wojska się pomiędzy suknie i bieliznę, takowe tnie i psuje, jakby na złość. Zowią ją złym duchem lub upiorem, a to stąd zapewne poszło, że upiór psujący ołtarze i obrazy według przesądu ludu, jest także strzygą

2. „Niekiedy napada strzyga na niektóre domy, a swojem dziwacznym cielskiem i niepojętą siłą, obejmuje w swoje objęcia osoby śpiące i krew z nich wysysa, a kogo sobie wybierze, ten po krótkim czasie niewątpliwie umierać musi. (Lud, Ser. XV, str. 33).

4. „Grabarze przy smętarzach i dziady zakopujący nieboszczyków do grobu, najwięcej podobnych rozgadują baśni, jak oni słyszeli po zakopaniu nieboszczyka, głuche, grobowe jęki. Jeżeli grób kopią nie na świeżym miejscu, ale trafią, na takie, na którem zaczepią o kości dawne, a od szkieletu głowa się w grób świeży odtoczy, to uważają z tego i wróżą że jeszcze ktoś z tej samej rodziny i w tym samym roku, koniecznie umrzeć musi (Opowiadają, że w jednym miasteczku, kiedy kopano grób na smętarzu, wytoczyła się z boku trupia głowa do tegoż grobu. Dziad kopiący zaraz ją wyrzucił na powierzchnię ziemi, celem przeniesienia do kostnicy, ale wyrzucona głowa potoczyła się w taki sposób, że potoczenie było nadzwyczajne, nawet nad siłę rzutu. Wtenczas, bowiem kiedy już ustała się toczyć, w kilka chwil znowuż się toczyła. Zdziwili się widzowie, a obecny podówczas żołnierz, śmielszy od drugich, dobył pałasza, i głowę trupią ostrzem uderzył. Odskoczył pałasz od tej głowy. Jeszcze więcej było zdziwienia; a śmiały żołnierz obejrzawszy głowę, zobaczył wielki ćwiek, czyli gwoźdź w tę głowę wbity, jakoby przyczynę odskoczenia pałasza. Okazał wszystkim tę szczególną okoliczność, a gdy zajrzał we środek przez otwory w kości, zobaczył znowu i okazał żywą żabę-ropuchę, która siedziała we środku i nadawała głowie ruch nadzwyczajny. Stąd poszły badania i przypominania sobie starych dziadów, kto był w tem miejscu pochowany. Jeden z nich starszy i więcej pamiętający, usprawiedliwiał, że przed laty dwudziestu, właśnie w tem samym miejscu skąd się trupia głowa wytoczyła, był pochowany zmarły nagle stolarz. Przyznali to samo inni starzy ludzie, a natenczas po widzianym gwoździu, powstały różne do mniemania, domysły, potom badania, i dowiedziano się, że czeladnik stolarski pokochał się w majstrowej, zmówił się z nią, zabili ćwiek w głowę majstra, zakryli włosami, potem udali jego śmierć nagłą jakby przypadkową, pochowali zamordowanego, a czeladnik ożeniwszy się z majstrową, został majstrem i dziedzicem warsztatu. Dręczony atoli zgryzotą sumienia, dostał suchot i wkrótce umarł. Wdowa żyła jeszcze, ale w ostatniej nędzy i niedoli, Przyznała się do winy, którą po większej części zmarłemu drugiemu swojemu mężowi przypisywała. Tak zbrodnia ukaraną została przez samą zgryzotę sumienia i przez niepowodzenia, a spełniło się i przysłowie w lat dwadzieścia:

„Nie skryjesz najcieńszej nici,

Słońce ją jakoś wyświeci (J. Gl.). Chcąc tego oszczędzić rodzinie a bardziej dla dopełnienia porządku cmętarzowego, kości wydobyte przy kopaniu grobu przeżegnawszy i pokropiwszy święconą wodą, natychmiast odnoszą do kostnicy, to jest do osobnej zagrody na skład kości przeznaczonej. Jednak tam się to tylko dzieje, gdzie na cmentarzach dawnych wszystkie miejsca grobami są zajęte; bo gdzie są niedawne cmentarze, grabarze wystrzegają się kopać w tem samem miejscu na którym już ktoś jest schowany, aby nie ruszać kości nieboszczyków”.

 

26. Zmora

 

1. „Kiedy człowiek nasycony bez miary, lub niewstrzemięźliwy w piciu, położy się spać, pierwsze chwile snu jego (jak mówi Gluziński) koniecznie muszą być niespokojne. Duszenie takie nazywają Zmorą”.

2. „Powiadają, że zmora, jest to sąsiad lub sąsiadka zaprzyjaźniona, która skoro północ, przychodzi w kształcie ćmy lub komara, przeciska się przez szczeliny okna i szuka swego ulubionego przedmiotu; włazi od nóg, powoli się na niego rozciąga i aż do piersi ciśnie”.

3. „Niektórzy (od Zamościa, Tomaszowa) powiadają, że to czasem może być upiór, były niegdyś krewny lub kochanek za życia, który przez swoją przyrodzoną złośliwość, nie tylko że dusi czyli ciśnie mocno człowieka, ale nawet krew z niego wysysa. Człowiek cierpiący napastnicze duszenia zmory, wygląda bardzo nędznie i blado, mimo tego, że chciwie i dużo jada i podobnież pije”.

4. „Po wielekroć razy słyszano opowiadania różnych wydarzeniach na przykład: silny i odważny parobek, mimo tego że był dręczony koniecznością zaśnienia, nie spał i czekał póki zmora do niego nie przyjdzie, która w nocy przychodzić była zwykła, aby ją złapać

i uwięzić, a potem wymódz na niej, iżby ona nigdy do niego nie przychodziła. Kiedy więc poczuł, że zmora zaczyna odnóg włazić na niego, pochwycił ją oburącz i rzucił się na bok, i widzi że złapał i przydusił kota, który bardzo szczególnym głosem miałczał; zawiązał go na pasek świętego Franciszka jaki od kwestującego ojca Bernardyna pożyczył, i tak ją przywiązawszy do nogi u stołu, aż do dnia białego zatrzymał (Nierzadko dają się tu słyszeć wyrażenia takie jak np.: Ścigaj kota - wiąż do płota!

Albo też: Chłopcze! - utrzyj nosek kotce! - Zaraz panie! - tylko kotka wstanie.) Pokazało się po przedzierzgnięciu, że to była kobieta która się w nim kochała, a która przyszła aż z końca wsi, i która dręczona jego naleganiem, zaprzysięgła, że już nigdy przychodzić i dusić jego nie będzie. - Inny, złapał od razu jakąś postać kobiety, która niepojętym sposobem, mimo zamknięcia, wcisnęła się do izby śpiącego i dusiła go bez litości”. (Lud, Ser. Xv, str. 39, nr 5, str. 105, nr 33).

5. „Złapawszy jednak taką zmorę, przestrzegają, aby lepi zaraz ją uwolnić z więzów i wcześniej niżeli ją inni posłyszą i postrzegą, albowiem mogłoby zagrozić całemu domowi przez wpływ nieczystego ducha, niebezpieczeństwo na powodzenie lub na zdrowie domowników. Dlatego-to, opowiadania o napastowaniu zmory, odbywają się tylko po cichu; nigdy o tem głośno nie mówią, aby jej sobie nie narazić

6. „Wydarzenia takie i baśnie szczególni słyszeć można na Powiślu. Niektóre stare niewiasty przechwalają się, iż umieją zamawiać zmorę, ażeby już potem nigdy do cierpiącego nie przychodziła. Szczegóły jednak tego zamawiania, tak jak i inne, nie mogą być zbadane: „Włóczy się za mną, jak zmora” zwykli mówić wtenczas, kiedy kto za kim uprzykrzenie łazi. „Męczy mię jak zmora” mówią wtenczas, kiedy kto czego natrętnie się dopomina. Zmorą też nazywają czasem człowieka gnuśnego i ociężałego”.

 

27. Skarby

 

1. Na polach dworskich do wsi Stryjna należących (paraf. Częstoborowice), znajduje się kotlina przezwana od ludu Skarbcem.

Powodem tej nazwy był wypadek następujący:

„Jeszcze za dawnieszych królów Lelem – polelum (Lelem-polelem - twierdził opowiadający to chłopek - „żyli jeszcze wtedyk, kiedy smoki na świecie były”) zwanych, dwie baby zbierające w tem miejscu bielice (bylicę), łopuch, bziok (W tutejszych okolicach, jak i w wielu przyległych, nie palą Sobótki, tylko izby umajają wymienionemi powyżej ziołami. W Hrubieszowskiem jedynie odbywają się niekiedy Sobótki, ale odprawiane po zbiorach w jesieni (obacz Pokucie, I. str. 77. - Lud, Ser. XVI, str. 119, 120). - Powiedzieliśmy tam w przypisku, iż w okolicy Wisły śpiewają wtedy pieśni; czynią to atoli bez rozniecania ogni, które jedynie (i to już zrzadka tylko) w przeddzień św. Jana Chrzciciela palić się nad Wisłą zwykły.), w wiliję świętego Jana (obacz: Rośliny, Paproć), napotkały tu ogromny kocioł, a w nim pełno pieniędzy. Starsza zaraz pobiegła do wsi, i rzekomo miała tylko zawołać „swego” tj. (męża), ażeby jej pomógł zabrać pieniędzy, choć nieco. Ale tymczasem spotykała się po drodze z sąsiadami, i nie mogła się utrzymać, tylko im opowiadała o tym, przytrefunku, - i tak gruchnęło po całej wsi, aż doszło do samego pana. A był tam las jeszcze natedy wolny, i nie należał ani tu ani siu, tak, że i drudzy panowie chcieli coś skorzystać z tych pieniędzy; dlatego się ich zjechało siła i zaczęli się bardzo spierać o to, tak, że aż i sam król zjechał w to miejsce, ale nijak im poradzić nie mógł. Wtem, kiedy się w najlepsze kłócą, kociół zapadł się z wielkim trzaskiem, i wszystko znikło”.

2. Niedaleko od tego miejsca płynie rzeka Babieniec zwana, a zdarzenie, od którego otrzymała tę nazwę, jest uzupełnieniem powieści o skarbcu.

„Ta sama kobieta, co pieniądze znalazła z kociołkiem, idąc pewnego dnia koło rzeki, zobaczyła pływającą po wodzie żelazną skrzynię. Kiedy się tem zadziwiła i przystanęła, wyskoczył czarny pies z wody i usiadł na samej krawędzi tego pudła, a pod nim odchyliło się wieko i babina spostrzegła znowu wszystkie pieniądze widziane niedawno w kociołku. (Lud, Ser. XI, str. 15). Złakomiła się na takowe, i poszła na samiuśki brzeg, a skarb także do niej się zbliżał. I zbliżył tak, że mogła ręką dostać złota. - Baba zakasała zapaskę, czyli fartuch, oparła się już o skrzynię, - ale w tejże chwili, kiedy wyciągnęła rękę i schyliła głowę, ciężkie wieko zaparło (zamknęło) się, i ucięło jej głowę, a skrzynia razem z tołopem (tułowiem) baby zatonęły w wodzie (Co do skrzyni ob. Lud, Ser. VIII, str. 225).

 

 

Zły duch i jego działania

 

28. Diabeł. Złe.

 

1. „Diabeł (jak mówi Gluziński) z ruska bis, czort, dedo ditko; u nas bies, licho, pokusa, kaduk, szatan, czart, kusiciel, widmo, latawiec i rozmaicie jest nazywany. Pokazuje się szczególnie w północ ciemną, lubo ma władzę pokazywać się w samo południe, przed wieczorem lub szarą godziną, to jest zaraz po zachodzie słońca. Przybiera postacie: konia białego lub karego, psa, kota, zająca. Toczy się po drodze jak biała poduszka lub pierzyna; ukazuje się czasem w postaci dziecka płaczącego, choć potem gwizda jak stary chłop, a najczęściej w postaci Niemczyka z harcapem, w stosowanym (trójgraniastym) kapelusiku, z orlikowym nosem, koziem i lub kurzem i nogami, i niemal zawsze w czerwonych spodniach i czarnym kusym fraku. Trzeba dobrze uważać, gdy się w postaci człowieka pokaże, i stąd go łatwo poznać, że niema dziurek w nosie

2. „Przebywa diabeł zazwyczaj w starych mieszkalnych murach i na ich gruzach; a stąd urosło przysłowie: „w starym piecu diabeł pali” (zastosowywane np. co do miłostków do starych kawalerów, bab itd.). Przebywa też w pustkach, parowach i zaroślach, w dolinach ponad wodami, najwięcej blisko kałuży, przy drogach, po pod mostami i w młynach, a nawet na krzyżowych drogach, około figury stanowiącej pamiątkę męki Zbawiciela”.

3. „We wsi Gliniki (w gminie Żółkiewka) jest przy drodze grusza, którą sobie diabeł miał polubić i różne tam różnych ludzi spotykały przygody. Oto, co parobczak Franek Loboś opowiadał:

„Raz jadąc w nocy do domu, przewróciło mnie, co koło tej gruszy, a kiedym wylazł z wasągu i powstał, obok mnie stał duży pies gończy. Trzasnąłem biczyskiem i odpędziłem go kawałek drogi, po temu wracam do wozu i stawiam go na koła, a tu pies znowu Kolo mnie. Dopiero mi przyszło do głowy, przeżegnać się, i złe zaraz znikło”.

4. Drugi chłop o tej gruszy znowu tak opowiadał: „Jak raz woziłem Żydów, tak konie w tym miejscu przystanęły i ani rusz. Zlazłem tedy z fury i popatrzyłem co się stało, a przed końmi leżał kudłaty baran. Chciałem go śmignąć batem, a ten się zerwał i stanął obok mnie. Konie same ruszyły, a żydy na wozie popostawiały sobie tylko tułnierze (kołnierze) do góry i zaszwargotały po swojemu. My pojechali, a baran ciągle biegł z nami aż do krzyżowej drogi, gdzie stała figura; tam przepadł. Pytałem się Żydów, czy też widzieli tego barana? - a oni mi tak samiuśko opowiedzieli że biegał aż do figury” (Obacz: Lud, Ser. VII, str. 43).

5. Inni znowu opowiadają, że w tym miejscu widzieli kota co piał, a kwokę co szczekała jak lis w nocy. (od Bychawy).

6. Kurze jaje bez ustanku nosić (tak mężczyźnie jak i kobiecie) przez dni dziewięć pod pachą, a niezawodnie wylęgnie się z niego diabeł. A będzie on jako wychowaniec, do wszystkiego pochopnym dla swego opiekuna, który zawsze tym sposobem będzie miał około siebie przeszkodę (dla drugich). A temu diabłu można rozkazać, ażeby przynosił pieniądze, i nie będzie biedy. Każdy bogacz, to zapewne ma taką przeszkodę (Lublin), - (obacz: Sporysz). Lud, Ser. XV, str. 58, nr 12, przypisek 2.).

7. „We współce ze złym duchem są: czarownice i czarowniki, jako to: młynarze, owczarze, cieśle, pasieczniki, strzelcy i inni ludzie jemu zaprzedani, którzy za to od niego dobrze się mają. Za wpływem tych złych ludzi, diabeł wie o każdym ruchu i przedsięwzięciu każdego okolicznego człowieka, mami podróżnych, błąka ich po różnych drogach, po lasach i zaroślach, śmieje się potem z nich dzikim głosem i wyszydza, wprowadza w błota i kałuże a częstokroć topi; czasem pomota konie, porwie postronki, złamie oś lub dyszel i każe podróżnemu przez to, choćby w najpilniejszej drodze, czekać do białego dnia”.

8. „Dlatego-to ludzie, którzy w to wierzą,, wybierając się w drogę, bardzo się wystrzegają, ażeby ich nie widziało oko tego człowieka, na którego mają porozumienie, że jest ze złym duchem w spółce. Albo, gdy takiego po wyjeździe postrzegą, wracają się do domu i już tego dnia w drogę nie jadą. Włościanin, który wpół drogi będąc z dwoma korcami zboża przygotowanego do siewu, mimo bardzo przyjaznej pory, zawrócił do domu, - zapytany o przyczynę, pokazał swego sąsiada idącego pieszo naprzeciw i powiedział, że tego dnia siać nie można, przez złego człowieka.

9. „Mówią o pokazywaniu się złego ducha w czasie pasienia koni lub wołów po nocy, o kuszeniu pastuchów, o nieszczęściach i przypadkach podróżnych, o przeszkadzaniu po nocy w nowych nie poświęconych domach lub pustkach:, że tam go młynarz nieboszczyk osadził pod upustem, tam cieśla pod mostem, tam pasiecznik pod swoją pasieką, ówdzie ktoś przy kamieniu na zachowanych pieniądzach” (Przytaczamy tu jedną okoliczność o diable pod kamieniem. „Był wielki kamień głaz (rodzaj granitu) na księżem polu, mający około 18 łokci obwodu, a mówiono, że pod nim diabeł na pieniądzach siedzi. Muszę jeszcze, rzekłem, tego diabła poruszyć, niech mi odda ten kamień na budowlę, gdy inne już są wyzbierane. Wziąłem parę fur drzewa suchego i czterech ludzi, których ledwie namówiłem, że kamień więcej jak do połowy odkopali; kazałem potem obłożyć drzewem i podpalić, a rozgrzany cokolwiek i uderzony przez czterech ludzi wielkimi młotami i z całej siły, potrzaskał się olbrzym w kawałki, który w tem miejscu wieki wieków przetrwał, a który wydał kilkadziesiąt fur odłamków. Trzeba było przytem szczególnego trafu, iż w czasie pękania głazu nie wiadomo skąd wyleciała mysz, a ludzie żegnali się mówiąc: „a słowo stało się ciałem”, bo to miał być diabeł według ich przywidzenia. W kilka dni potem zachorowałem na łamiącą, pospolicie zwaną kościaną febrę, a dobry mój służący, prostaczek, litując się nade mną powiedział: „bo też pan niepotrzebnie ruszał z gruntu ów kamień; zła sprawa jest z diabłem”(J. GL).

10. „Oto gospodarz wracający z jarmarku po sprzedaniu swego wołu, podpiwszy sobie i przegrawszy połowę pieniędzy w rzemyki (Rzemyki jest grą wymyśloną i używaną przez oszustów; korzystają oni ze zgromadzeń na jarmarkach i oszukują głupich zręcznym rzemyków ułożeniem. Kto chybi zaczepić szydłem za złożony rzemyk, i wymknie się z pod szydła, przegrywa stawkę, a dla złakomienia tylko gracza, czasem oszust z początku wygrywać daje. (J. Gl.), wychodząc z ostatniej karczmy rozgrzany trunkiem, zbłądził na krzyżowych drogach, gdy mu się przywidziało iż pędzi swoje bydle przed sobą; potknął się razy kilka, zawalał się w kałuży i skaleczył o sęk sosny, na koniec zasnął pomiędzy zaroślami i nie wrócił aż nazajutrz do domu. Nie chciał pokazywać przed złośliwą żonką reszty nie utraconych pieniędzy, wolał je pod strzechę schować, aby one i na potem wystarczały jego opilstwu, a chroniąc się od złości i jej skutków, natworzył bajek o złym duchu, który się w jego wołu przedzierzgnął, że potem się przemienił w Niemca, że mu odebrał pieniądze przez gwałt, a pokazywał na dowód blizny i natworzył dodatków. Gadatliwa żonka dodała drugie tyle i rozniosła po wsi wieść, której uwierzyli łatwo, bo już niejeden, mówiono, podobnie doświadczył”.

11. „Tak i cieśla źle wynagrodzony za budowę mostu, rozgłosił, że pod nim zostawi takiego diabła, który podróżnym przeszkadzać musi, i że dlatego trakt omijać będą z daleka. - Tak młynarz, chcąc wmówić że najlepsze i najpewniejsze u niego mlewo, rozgłosił, iż trzyma diabła za młynarczyka, - albo żeby się ochronić od kradzieży we młynie, udawał że ma złego ducha, co w nocy młyna pilnuje, i że już przez niego niejednego utopił złodzieja. - Tego samego fortelu użył pasieeznik, nie chcąc pilnować każdej nocy pasieki, a nawet się przebierał w różne postacie strasząc swoją okolicę. - Widziano wreszcie i myśliwego, który we właściwej porze skoro zwabił zająca, gdzie ich było dostatkiem, natychmiast zając przybiegł i zasłupkował przed bryczką, to jest: usiadł na tylnych łapach, przedniemi stojąc do góry. Będący z nim nabożniś, zabobonnik, człowiek lichej wiary, żegnał się i mówił; „a słowo stało się ciałem”. Myśliwy strzelił i zabił zająca, a gdy go niósł do bryczki, nabożniś ruszył cwałem, uciekł od myśliwego i dodawszy, co niemiara fałszu, opowiadał, iż wyraźnie widział, jak zająca prowadził do niego diabeł i postawił przed nim trzymając go za słuchy, a wierny panu swemu służący, potwierdził i jeszcze więcej przed innymi ludźmi nagadał”.

12. „Nie dziw, przeto że lud wierzy w diabła i nadaje mu w swojej wyobraźni postacie urojone według różnych powieści: mający współkę z diabłami, nasyłają ich wewnątrz swoich nieprzyjaciół. Stąd bóle reumatyczne i suche, bóle z choroby na niewidoczny i niewywity kołtun, a nawet sam widoczny kołtun, wrzody i bolączki, tudzież febrę, nazywają nasłaniem diabła przez złego sąsiada, albo też czarami”.

13. „Od takiego, przeto człowieka, na którego mają porozumie i że trzyma współkę z diabłem, już sąsiedzi wystrzegają się jeść lub pić cokolwiek, ażeby ich nie oczarował. Naczyń nawet do gotowania lub picia nigdy nie pożyczają, bojąc się aby w nich zamieszkały zły duch w ich grzeszne ciała nie przeszedł; chyba tylko zaś wtenczas to czynią, jeżeli z takim sąsiadem żyją w najściślejszej zgodzie i przyjaźni, a której i tak niedowierzają i wolą od nich stronić. Niczego zaś im nie odmawiają w razie żądania, a nawet dobrowolnie traktują, i robią dla nich z siebie różne ofiary. Ci zaś podstępni i zręczni, nie czując się przecież wewnętrznie do sprawy ze złym duchem, korzystają z ułomności i łatwowierności sąsiadów, wymyślają różne figle nadające pozór ich władzy dla omamienia głupich”

14. „Tak, zapytany włościanin: „czemu wy wszyscy nie staracie się być tak zamożnemi jak tamten gospodarz, co na końcu wsi mieszka” - odpowiedział w prostocie ducha: „jabym się od niego wódki nie napił, a on zawsze pije ode mnie, z przeproszeniem Jegomości, a słowo stało się ciałem! - on i z nas i z czarta ciągnie korzyści”.

15. „Czarownicy i różni źli, bezsumienni ludzie, podobnie jak czarownice, zawiązują stosunki z diabłem na krzyżowych drogach o północy, albo też w tych miejscach, gdzie wieść niesie, że diabeł zamieszkuje. Obowiązują się dla niego albo ustnie albo też na piśmie przez tak zwany Cyrograf, który diabli bardziej pożądają, jeśli kto pisać umie, a który składa się do terminu w archiwum Lucyfera. Cyrograf, więc, jest to układ człowieka z diabłem o duszę, który winien być podpisany krwią ze średniego palca i to zza paznokcia wydobytą. Lucyfer jako najstarszy diabeł w piekle, takie cyrografy chowa u siebie do terminu, a gdy termin przyjdzie, posyła Mefistofila z cyrografem po zabranie zapisanej duszy”.

16. „Korzyści czarowników i zapisanych diabłu są: że albo od niego na zbytki dostali pieniędzy, albo też pomaga im diabeł lub diabli w powodzeniu gospodarstwa; nic albowiem niema tak niepodobnego, ażeby temu diabli nie wydołali”.

17. „Diabeł ma tę własność, że przy nim zawsze jest dostatek pieniędzy gotowych na zgubę dusz ludzkich, przez ludzi mających zbytnią do nich ponętę. Są jednak ludzie, co wziąwszy pieniądze, nawet samemu diabłu nie dotrzymują umowy. Raz diabeł kusił chłopa i pokazał mu wielkie skarby, a położył warunek, że skoro mu duszę oddać przyrzeknie, zrobi go tych skarbów właścicielem. Chłop filut zaprzedał mu duszę, równie z warunkiem, że wtenczas mu ją odda, jak chojina opadnie (tj. szpilki z sosen poopadają); a diabeł nie wiedział, że chojina i w zimie nie oblata ze swych szpilkowych liści. Czekał, więc i czekał, a potem widząc się oszukanym, obrywał wszystkie sosny, lecz nie mógł temu dać rady i ustał, a przeto filuta chłopa jeszcze większemi skarbami kusił i uraczył. Chłop za chciwość ukarany został, bo gdy powtórnie dary diabła przyjął, więc mu potem diabeł łeb urwał” (Wiadomo jest z wieści ludowych, że Twardowski równie diabła oszukał, a nawet tak sobie poradził, że Mefistofil od niego uciekać musiał. Opowiadają jednak o Twardowskim, że w końcu życia jego, taki diabli znaleźli sposób, że go wzięli do piekła, ale go niosąc, -gdy przez ten czas Twardowski śpiewał godzinki do N. Panny, i gdy już kończył i podróż i godzinki a zaśpiewał przed bramą piekielną: „Z pokłonem Panno święta” i uklęknął - uciekli diabli i zostawili tak klęczącego aż dotąd, przed bramą piekielną. (J. Gl.). - Obacz: Lud, Ser. XV, str. 166.) (Lud) Ser. XIV, str. 244, las sosnowy).

18. „Raz chłop znalazł pieniądz srebrny. Pokazał mu się Niemczyk i chciał mu go odebrać. Chłop nie chciał go oddać, tylko przyrzekł, że będzie zawsze jego przyjacielem. Umówili się, więc z sobą, a diabeł na zawdzięczenie (on to, bowiem był w postaci Niemczyka) przyrzekł mu, że ten pieniądz zrobi talizmanem jego szczęśliwości. Jakoż, chłop zawsze pieniądz ten zmieniał i wydawał, a pieniądz o północy sam wracał do jego kieszeni w taki sposób, że go codziennie mógł wydawać na różne rzeczy i zmieniać. Takie pieniądze, bajarze mówią, że każdy od diabła mieć może, gdy mu duszę zaprzeda; nazywają je za inkluzy, to jest: że w nich diabeł zawarty i są jego własnością; dopóty za służy taki pieniądz zaprzedanemu, póki termin porwania jego duszy według umowy nie nadejdzie (Lud, Ser. II str. 252. - Ser. XIV, str. 150).

19. „Mówią, że na każdy sądny-dzień ( Żydów) diabli jednego Żyda biorą (do piekła), - i dlatego-to, po sądnym dniu żydowskim, zwykli ludzie witać żydów, tak jakby wróconych przez diabła” .

20. „Kto blisko piekła mieszka, diabła w kumy prosi” - używają u nas tego przysłowia, gdy choć pozornie, dobrze z jakim złym człowiekiem postępować wypada. Mimo to jest i drugie przysłowie: „Nie taki jednak diabeł straszny (v. czarny) jak go malują” dowodzące, że przecież dobrą jakąkolwiek stronę jeszcze i w najgorszym dopatrzeć się można człowieku”.

21. „Mówią jednak, że najstraszniejszym ze wszystkich jest diabeł leśny, Borta” (Dokazuje on osobliwie w Łęczyckiem).

 

29. Opętanie

 

1. „Mówiąc o diable, wspomnieliśmy także o opętaniu ludzi przez tego złego ducha. Już dawno przecież ustały exorcyzmowania opętanych. Nie mogą jednak ludzie tych ułudzeń zapomnieć, i dlatego jeszcze wierzą, że człowiek może być od czarta opętanym”.

2. „ Powiadają, że opętany nigdy nie może wytrzymać bytności w kościele w czasie podniesienia Najświętszego Sakramentu, albo wiem wtenczas diabeł okrutnie go tłucze, morduje, a on przeraźliwie ryczy, i koniecznie z kościoła wyprowadzić go muszą (Lud, Ser. VII, str. 53. - Ser. XV, str. 136).

3. „Na kłótliwą i wrzaskliwą kobietę mówią: „wrzeszczy jak opętana” - Kto z kim fałszywą zabrał przyjaźń, a wiedzą o jego fałszywości sąsiedzi mówią: „opętał go jak diabeł dobrą duszę”.

 

30. Czarownica

 

1. „Nie wdaj się z tą kobietą, bo ma kozła w oczach To dawne przysłowie zostawiło pamięć, jakie są główne rysy charakterystyczne kobiety, ze złym duchem w spółce będąc Mówią że czarownica ma oczy na wierzchu, wzrok koźli i przerażający, chód ciężki i gnuśny, mówi cherlawo czyli chropowatym głosem, nigdy prawie nie jest wesołą, zawsze ma uśmiech szyderski, i również zawsze jest złośliwą i niewdzięczną, a budzi się o północy dla namowy z czartem (Lud, Ser. XV, str. 107, nr 35).

2. „Ody kobieta, co ma kozia w oczach, przeszła przez drzwi a za nią ktoś idzie, powinien otwierać klamkę nie gołą ręką, ale przez suknie lub jaką bądź szmatę; mówią bowiem, jej skażona ręka mogła na klamce zostawić zaród oczarowania. Równie też idąc za nią, wystrzegać się trzeba wstępować w jej ślady dla tej samej przyczyny”.

3. Tak, więc ułomność z przyrodzenia, lub znaki charakterystyczne z przyczyny jakiej słabości lub choroby nabyte bez własnej winy, lud opętaniem złego ducha lub współką ze złym duchem mianuje, i łączy do tego niepoliczone baśnie. Kobiety chętne do spraw ze złym duchem, zmawiają się z nim na rozstajnych drogach wtenczas, kiedy jest księżyc na młodziku, to jest na nowin. Stawszy się czarownicami, pod pełnią księżyca, siadają na ożóg lub na łopatę którą się chleb do pieca wsadza, albo też na koniec na starą miotłę, a siłą czarta wzniesione, jak ptaki wylatują kominem w powietrze i dążą na Łysą górę („Łysa góra jest w Sandomierskiem około 1900 stóp nad powierzchnią morza Bałtyckiego wzniesiona. Tam dawniej były świątynie pogańskie, a niedawnemi czasy widziano jeszcze tego ślady; po lesie, bowiem walały się kamienne bałwany bożków w różnych kształtach. Teraz tam na szczycie góry stoi kościół św. Krzyża, miejsce uświęcone odpustami (J. Gl.). Tam Lucyferowi zdają sprawę z postępków i wyprawiają z diabłami harce, tańce, uczty i biesiady, w nagrodę zasługi, jaką położyły między ludami na kary piekła. Mało zasłużone tańcują tylko z ożogiem lub miotłą. Naradzają się znowu w końcu, jakie by złe nadal ludziom wyrządzać mogły i znowu podobnie odlatują do domów. Mogą się one prze dzierzgać w różne postaci jak np. w psa wściekłego (Lud, Ser. VII, 92, nr 205), wilczycę, sowę, żabę-ropuchę, w piękną postać panny z czarującemi oczyma”.

4. „Widziano niedawnemi czasy, iż zbiegli się chłopaki i dziewki prawie z całej wsi do biednej żaby ropuchy, która była nadzwyczajnej wielkości. Wszyscy mówili, że to jest czarownica z sąsiedniej o kilku chatach będącej wioski, która prawie przez jedną rodzinę jest zamieszkała i mianowali nawet tę czarownicę po imieniu. Niektórzy utrzymywali, że widzieli jak podeszła pod tę wieś w naturalnej postaci kobiety, i dopiero pode wsią przedzierzgnęła się w ropuchę. Lękliwi żegnali się i spluwali, zaledwie raz na nią spojrzawszy; śmielsze zaś chłopaki i więcej rozpustne, położyli w poprzek klocka drzewa dranicę w takim kierunku, aby zmierzała do ogadanej wioski, a położywszy potem przez wagę czarownicę na przeciwnym końcu dranicy, chłopak krzepki silnie kołkiem uderzył w drugi koniec, a natenczas ropucha siłą rzutu od dranicy pędzona, wylatywała wysoko w powietrze i spadała, ażeby przez powtórzone razy nową otrzymać mękę. Powtarzają bowiem tyle razy podobne wyrzucania ropuchy w powietrze, dopóki ona gdzie nie zginie w chwastach lub ogrodowinach, albo nie wpadnie w jaką kałużę. Przy każdym uderzeniu i wyrzuceniu mówią: „jakeś przyszła, tak wyszła! a na lasy, na bory!” (Lud, Ser. XV, str. 103, nr 29).

5. „Działania czarownic są niepoliczone. One czarują ludzi do rosłych, a przez czary doprowadzają do kłótni, bitwy, przeklinania i wszelkiej obrazy Pana Boga. One nasyłają złości i zwady między małżeństwa, różne słabości, choroby i śmierć. Na młodych nawet

i na dzieci, sprowadzają wszelkie przypadłości i nieszczęścia”.

6. „Korzyści czarownic są szczególniej takie:, że sąsiedzkim krowom odbierają mleko, a to stąd poznać, iż zawsze u siebie mają więcej nabiału. Sposób, jakiego w tym celu używają, jest: Czarownica bierze starą bronę z kołkami drewnianemi, stawia przy swej oborze od wschodu (tj. od strony wschodu słońca), siada przy niej jak przy krowie, a założywszy sobie iż kołek taki jest wymieniem krowy mlecznej sąsiada, doją z niego mleko do skopka, który to kołek tyle z siebie mleka wypuszcza, ile krowa sąsiedzka dać może. Takiego używając na cudzą krzywdę fortelu, nigdy na uczynku złapana być nie może”.

7. „Parobczak jeden opowiadał, iż pasąc przede dniem konie na błoni, widział, jak ze wsi kobieta znana, iż była istotną czarownicą, chodziła po pastwisku przed wschodem słońca, a po trawie, po rosie, miotała powązką, przez którą mleko cedzić się zwykło i mówiła kilkakrotnie: „biorę pożytek, ale nie wszystek”. Ten parobczak wziął się na sposób; miotał znowu po jej odejściu po trawie uzdeczką którą odjął z konia, i mówił: „a ja niestatek, biorę ostatek” - Skoro zaś powrócił do domu i zawiesił uzdeczkę na kołku i gdy już słońce wschodziło, natenczas obficie mleko ciekło z uzdeczki, i było dla niego dość na śniadanie”. (Lud, Ser. VII, str. 92, nr 204).

8. „Sąsiadka, właścicielka krowy, która utraciła mleko, ratuje się tylko zostawieniem jej przy domu, cedzeniem reszty mleka nieutraconego przez pokrzywy żegawkami zwane, i przez okadzania wymienia krowy tudzież garnków mlecznych święconemi wiankami, które po kościołach w Boże-Ciało święcić się zwykły. W przeciągu dni kilku zdarza się pomyślny skutek, iż krowa jak doiła wprzódy, tak i potem doi”.

9. „Kiedy deszcz pada w taki sposób, iż z przeciwnej strony od chmury słońce przyświeca, co się zdarza szczególniej pod wieczór, mówią:

„Deszczyk pada, słońce świeci,

Czarownica masło kleci”; to jest, że wtenczas masło ona robi. Mówią, że masło czarownicy zawsze czuć można dymem takim jak kopeć ze smoły (Lud, Ser. VII, str. 95, nr 209).

10. „Cokolwiek bądź nabyte z chaty w której czarownica mieszka, nigdy nie pójdzie w pożytek, ale owszem szkodę przyniesie, i nieszczęście domowe pomnoży. Radzą, aby lepi unikać wszelkich z czarownicą stosunków, a tembardziej jakichkolwiek (bliższych) związków, albowiem choćby się zdawała najprzychylniejszą, i wtenczas jeszcze zdradzić może. Wnoszą jednakże, iż czarownica nigdy nie uczy swój córki tego, co sama umie, a to przynajmniej ochrania dzieci jej od niesprawiedliwej sąsiedzkiej nienawiści”.

 

31. Założenie czarów

 

1. O ile jest skłonny lud do wierzenia w czary równie jak w czarownice, dowodów jest bardzo wiele. Zakopują np. kości ze zdechłych swych owiec pod zręby i węgły owczarni swych sąsiadów, którym powodzenia tego gospodarstwa zazdroszczą. Używają do tego szczególniej kości z głowy a nawet rogów baranich, - i wnoszą, że zaraz po zakopaniu, choróbsko od nich przeniesie się do sąsiada, a u nich zdychanie owiec przestanie. Przy wybieraniu, przenoszeniu kości i zakopywaniu pod cudzą ścianę lub zatykaniu pod powałę, mają jakieś szepty zabobonnikom tylko wiadome, a które udzielają sobie pod największą tajemnicą

2. „Widziano nieraz pęk włosów wyczesanych z bolejącej głowy, a założonych między węgły, albo li też w szczeliny ścian sąsiada. Skoro się to dopełni, powiadają, że cierpiącego zaraz głowa boleć przestanie, a ta boleść do sąsiadów się przenosi”.

3. „Podrzucają sobie lub podtykają pod ściany obcięte kołtuny, a stąd czasem wynikają między sąsiadami swary i kłótnie, a czasem nawet i bitwy”.

4. „Podlewają sobie nawet pomyje po wymoczeniu nóg, lub z umywanej głowy, pod wrota, dla uwolnienia się od słabości, a zaczarowania lub zarażenia drugich”.

5. „Napychają szkielet łba końskiego różnemi ziołami suchemi i podrzucają w siedzibę sąsiada; - zapychają stare szmaty i gałgany splugawione pod strzechy albo w ścian szczeliny; - zakopują garczki napełnione trocinami, rzemykami, węglami i różnemi przedmiotami zużytemi - a to wszystko, właściwie mówiąc, tyle tylko drugim szkodzi, że ich drażni i niepokoi, a bardzo się tem martwią, gdy jakie przedmioty czarów znajdą u siebie (Lud, Ser. XV, str. 134, przeniesienie choroby).

6. „Najgorsze, mówią, są czary żydowskie, to jest od starozakonnych karczmarzy, arendarzy i szynkarzy pochodzące, którzy do szynkowanej wódki kładą swoje obrzynane paznokcie, albo też dobierają i rozmajają wódkę pozostałą wodą z wykąpanych dzieci chorowitych, albo na koniec łupieże ze swoich strupów; zbierane wrzucają do wódki i wnoszą z tego, że chrześcijanie pijąc taką wódkę, nabywają szczególnej skłonności uczęszczania do karczem przez Żydów arendowanych i do pijatyki. Najpożyteczniejszym jednak pomiędzy ludźmi prostymi jest taki zabobon, bo ich pobudza owszem do obrzydliwości na czary karczmarzy Żydów, a przeto nabierają oni wstrętu do gorzałki, woląc wstrzemięźliwość od zgubnego nałogu”.

 

32. Zaraza (choroba)

 

1. „Zaraza wszelkich słabości, powstać może z założenia czarów, według mniemania włościan, jak się wyżej powiedziało. Są oni tak nawykli do tego przesądu, iż za niewątpliwą rzecz uważają, że gdy słabością swoją zarażą dom sąsiedzki, słabość ta u nich ustaje”.

2. „Dlatego to, jeśli panuje w jakiej wiosce zaraza bydła, sąsiedni włościanie pilnują swych granic bardzo starannie, nie tylko z powodu, ażeby zarażeni nie przypędzali swego bydła w obręby ich dóbr i nie szerzyli zarazy, ale żeby także nie zakopywali ścierwa po upadłem bydle na granicy, co jednak czynić zwykli powszechnie. W takich razach także palić zwykli po końcach swój wioski przy drogach gnoje, albo zgniłe wiórzyska, w mniemaniu, że dym rozciągający się około wsi, ochrania ją od powszechnej zarazy i przystępu choroby (Lud, Ser. Xv, str. 134, o odegnaniu choroby).

3. „Przed kilkunastu laty widywano po niektórych chatach dawnych, szkie1et końskiej głowy na siostrzanie, czyli stragarzu nade drzwiami, wchodnemi, ułożony i deszczkami od widoku przychodzących osłoniony. Pytano się o przyczynę zachowywania tego szkieletu, i wybadano, że po wielu domach włościańskich podobne końskie łby utrzymują się jeszcze od czasu panującej zarazy, czyli jak oni mówią, od powietrza. - Twierdzą tedy, że takiego łba końskiego z miejsca ruszyć nie można, albowiem natenczas cały dom może podpadać okropnej nagłej chorobie i śmierci. Szczęściem przecie, nigdy się nie sprawdziło uprzedzenie tam, gdzie za rozsądną radą idąc, wyrzucono podobne zabobonne czerepy, i może dla tego już ich teraz mniej widać”.

 

33. Urok

 

1. „Skoro, kogo brzuch gwałtownie zaboli i człowiek doświadcza wielkiego rznięcia w żołądku, mówią, że to urok od złych oczu, których władza zaledwie nie taka jak bazyliszka (obacz: nr 56), bo prawie w połowie zabija” (Lud, VII, str. 92, nr 206.- Ser. Xv, str. 115).

2. „Zabobonniczki na pograniczu u Rusi, w razie gwałtownej boleści brzucha, biorą wody wrzącej w garnuszek, rzucają do niej węgiel rozżarzony, żegnają się i mówią: „Zdrowaś Maryja” - a tymczasem węgiel gaszący się wodą, piszczy i bulkocze. Powtarza się to trzy razy, i trzy razy jeszcze wodą w garnuszku żegna; daje potem pić choremu tak gorącą, jaka jest o ile nie wystygła, i nawet o ile cierpiący wytrzymać może. Jeżeli go porwą womity, ulga następuje natychmiast i ból się uspakaja; jeżeli tego nie było, rozciera się brzuch rękami na dół, a rozwolnienie i poty robią ulgę boleści (Lud, Ser. I str. 98, nr 5. - Ser. XV, str. 117, nr 68).

3. „Ledwie nie każda gospodyni domu umie odczyniać uroki. Mówią, że przede wszystkiem trzeba obetrzeć podołkiem od koszuli czoło chorego i sp1uwać na wszystkie cztery strony;

czasem to po trzykroć powtarzają. Niektóre zabobonniczki oblizują czoło urzeczonego, i za każdą razą w inną stronę spluwając. (Lud, Ser. VII, str. 93, nr 207.- Ser. XV, str. 115, nr 55).

4. „Dziwnych sposobów używają niektórzy na zniszczenie rzuconych uroków; między innemi, ludzi niebezpiecznie chorych bez żadnej odzieży zagrzebują po szyję w ziemię (K. z Tańskich Hoffmanowa w dziele: Rozrywki dla dzieci, Warsz. 1826. Ze wsi Rybczewice).

5. „W innych razach gorczycą skropioną octem, okładają całe ciało, i przekonani na pryszcze, które skórę wzniesą, że to złe wystąpiło (Rozrywki dla dzieci).

6. „Kiedy przy odstawieniu dziecka od piersi, żal się zrobi matce, i znowu je po kilku dniach do piersi przypuści, - to takie dziecko będzie miało oczy urzekliwe. Tego, na kogo ono spojrzy, wezmą uroki, tj. że część jakaś ciała tego człowieka (mianowicie ta, na którą spojrzało) zaboli, albo też spotka go nieszczęście (Dziesiąta pod Lublinem).

7. „Czarownik, gdy, na kogo zdrowego nieznacznie rzuci garść piasku lub pyłu, to się zaraz temu zdrowemu krosty posypią, ospa lub odra (Lublin. Turobin).

8. „Paskudnik bydlęcy, to samo znaczy według zabobonu włościan, co urok u ludzi, i wnoszą że złe oczy sąsiednie zdarzyły to nieszczęście. Zdzierają oni natenczas igłą z oczu chorego bydlęcia grzebyczek w kącie oka uformowany, nacierają, soią, którą mimo tego wdmuchują w nozdrza, a po bokach wałkują i to koniecznie osikowym biczyskiem, kozicą lub kołkiem”.

 

 

Praktyki dotyczące przyszłości

 

 

34. Wróżba. Wieszczba

 

1. O wróżbach i wieszczbach mówi Gluziński, iż „równie do nas przyszły (jak wiele innych rzeczy) z odległych wieków i od tych szczególniej narodów, które się naówczas za najoświeceńsze uważały. Egipt, Grecya a na koniec Rzym, wielkie państwa które najwięcej uprawiały nauki, miały obok tego błędy i uprzedzenia nie tylko w niższych, ale nawet w wyższych klasach narodu. Wieszczbiarze, których wróżami i wróżkami lud nasz nazywa, są ludzie choć w naukach ograniczeni, ale zręczni w wysłowieniu, kiedy się ktoś do nich po jaką radę udaje. Umieją w odpowiedziach na zapytanie taką zachować dwuznaczność, że przy rozwijaniu się dalszych okoliczności w życiu, zdaje się, iż się istotnie wróżba ziściła. Jest to, więc językowe kuglarstwo i omamienie tych, którzy krótko widzą, bez żadnego związku z ich przyszłością; bo umysł człowieka nie sięga naprzód tak nadzwyczajnie, ażeby przyszłość, stosunki i okoliczności rozmaicie się rozwijające w zupełności mógł przewidzieć, chyba tylko wtenczas, jeżeli się wnioski o przyszłości na powodach z przeszłości opierają. Ale też wtenczas wróżba nie jest wróżbą, lecz tylko mądrą radą i przypuszczeniem, które naturalny mają związek z szczegółami i stosunkami jakie nas otaczają” (Lud, Ser. XV, str. 118. - Ser. VII, str. 76).

2. „Nie jest-że to śmieszną rzeczą, jeżeli matka mająca dość dzieci, udaje się do wróża i bada jego przepowiedni, jaka ich przyszłość czeka? - „Nikt nie zgadnie, na co padnie” mówi dawne przysłowie, jak gdyby umyślnie dla zapobieżenia podobnym niedorzecznościom wymyślone. Opłacają jednakże wróżów mieszkających czasem o mil kilka lub kilkanaście, ze znaczną stratą czasu i funduszów; rozgadują ich szczególną mądrość i przymioty w przepowiadaniu przyszłości, a niekiedy już w samem prowadzeniu dzieci, stosują się do wróżby. Skąd żeby np. wróż wiedział, że skradziony koń, wół lub inne skradzione rzeczy i pieniądze w tem lub owem miejscu znajdują się? Jeżeli na zapytanie trafnie odpowiada, to tą odpowiedzią usprawiedliwia albo zręczną dwuznaczność, która tylko na rozmaite domysły badającego wprowadza, albo świadczy, że ze złodziejami ma tajemnicze stosunki” („Są u nas włościanie co niepoliczone opowiadają sprawdzenia się przepowiedni arcy-rabina Kozienickiego którego Maget’em (uczonym) nazywali, a który już przed dwudziestu kilku laty (a więc około r. 1820), życie zakończył.

Jakiś obywatel jechał do Warszawy z pieniędzmi i te pieniądze ukradli mu ze szkatułą złodzieje w drodze. Kazał mu arcy-rabin trzy dni zaczekać (jak skoro się on użalił i żądał wróżby), a po trzech dniach, czytając w jego obecności jakieś święte księgi, powiedział obywatelowi, że jego szkatuła jest n niego w gościnnej izbie, ale w niej brakuje kilkadziesiąt dukatów. „Zgoda” rzekł obywatel, „byłem odebrał swoją znakomitszą stratę”. - Jakoż znalazł on szkatułę w swojem miejscu i brak (w niej) czterdziestu dukatów.

Komuś ukradziono parę koni. Arcy-rabin długo czytał w świętej księdze i wróżył, że konie właśnie w tej chwili są przywiązane w polu u gruszki. Właściciel poszedł i znalazł je tam w istocie. Musiały to być skutki rzuconej przez niego klątwy pomiędzy starozakonnych

i spowiedzi przed nim złodziei.

Najdziwniejszą jest historyjka, jaką przed kilkunastu laty opowiadał włościanin ze wsi Dzwoli pod Janowem. Żona jego była niepłodną lat kilka, a wszakże chłop najzamożniejszy może stać się bardzo ubogim, kiedy niema dzieci. Przyjechał, więc po radę do tego Magieta. Tylko, co wstąpił na próg, rzekł Maget: „wiem mój przyjacielu, czego po mnie wymagasz: wiedziałem już o tem, kiedyś się jeszcze nie przeprawił za Wisłę; wracaj spokojny do domu, ufność w Bogu błogosławić was będzie, a kiedy sobie życzycie kłopotu, mieć go u was (będziecie) pod dostatkiem, a to jest taka prawda, jak ta moja księga praw dziwa i mądrość i rozumu” - Wrócił chłop do domu; w rok potem urodził się im syn, w rok znowu córka, a potem u nich było „co rok to prorok”. I wychował pięknych dzieci sześcioro, z których jak sam powiedział, dwoje najmłodszych jeszcze mu pomagają w gospodarstwie, a starsze wszystkie pożenione, już były na osobnych gospodarstwach. Na zawdzięczenie Magetowi tej łaski, posyłał mu po furze zboża, a to prawie aż do jego śmierci. (J. GL).

3. „Do rzędu wróżów i wróżek usługujących włościanom, należą kabalarki i cyganki włóczące się czasem po wsiach, i odgadujące przyszłość albo z kart, albo z rysów twarzy, albo z układu żył ręki; a tak są zręczne w przepowiedniach, że nawet ludzie z doskonalszym wyobrażeniem, zastanawiają się nad wyrocznią i częstokroć jej wierzą. Jakiż to jest związek rzeczy z taliją, kart, które się rozmaicie układają, jeżeli z nich losów swoich wyglądają wyroczni? Każda karta ma do siebie przywiązane przez kabalarkę znaczenie, a położenie ich na wzgląd (względem) siebie, kabalarka jak zechce tak tłumaczy. Gdybyśmy wiedzieli od niej te pojedyncze znaczenia, i dla jednego i tegoż samego człowieka sto razy kartowali a dobrze, za każdy raz bez wątpienia znaleźlibyśmy odmienne kart położenie, a zatem odmienna wypadałaby odpowiedź. - Podkładanie kart na noc pod głowę tego, któremu mają wróżyć, albo kładzenie ich na chwilę pod pachę lewą przy sercu na gołym ciele, - należy do tych oszustw”.

4. „Cyganki jeżeli nie z kart wróżą przyszłość, to z rysów twarzy lub ręki. Widziano jak zręczna taka wróżka, wypytywała się wprzódy o stosunki zachodzące między ludźmi we wsi, ażeby ich po tem zręczniejszemi odpowiedziami mamiła”. (Lud, Ser. VIL, str. 77, notka. - Ser. Xv, str. 119, nr 73).

5. „Baby wróżbitki, gdy mają wróżyć, zażądają noża, sita, węgli i miski z wodą,. Gdy im to poddadzą, wbijają nóż w ziemię, na trzonku umieszczają sito, na wodę puszczają kilkanaście gałek ugniecionych z tatarczanej mąki, a postawiwszy miskę z wodą i gaikami w zakreślonym na ziemi węglem kole, wróżą” - Grzegorz Kostrzewa (alias An. Wieniarski w powieści: Siedm (Gazeta Codzienna, Warszawa 1852, nr 344).

6. „Do wróżb i wieszczby, można także policzyć Przeczucie, któremu się ludzie gminni poddawać zwykli w taki sposób, że zawsze przeczuć mogą, je ich, jakie szczęście lub nieszczęście ma spotkać. Powiadają oni, że przed szczęściem mającym ich spotkać, czują jakąś mimowolną radość, I coś tak wesołego, że nigdy nie chybiają wróżby; a przeciwnie przed nieszczęściem, czują jakiś mimowolny smutek lub żal, który się nawet bez żadnych powodów wciska do serca”.

7. „Są jeszcze wróżby i wieszczby z różnych wydarzeń i spotkania wynikające. I tak: wiadra i konewki próżne z któremi ktoś idzie po wodę, jeżeli przejeżdżający spotyka, oznaczają jakieś przyszłe nieszczęście lub niepowodzenie; - przeciwnie zaś, spotka idącego z napełnionemi naczyniami, nie jest wróżbą przyszłej pomyślności i szczęścia”.

8. „Kiedy wyjeżdża chłopek z domu na jarmark lub w daleką podróż, a zając mu drogę przebieży, mówią, że lepiej jest ażeby się wrócił do domu, choćby nawet na tem dość stracił, albowiem uniknie strat daleko większych, albo się uchroni od nieszczęść gorszych nad wszelkie zyski z podróży”

9. „Jeżeli przed jadącego lasem, wyskoczy wiewiórka, wróżą szczególną z tego pomyś1ność w zamiarach, - ale kiedy ona przez drogę przebieży, to tyle właśnie ma znaczyć, co zając, a bardziej znaczy zawód w powodzeniach sobie obiecywanych, i dlatego to biedne stworzenie zaraz ścigają po krzakach, smagają kijami i kamieniami, a jeżeli się uda zabić, całe złe spodziewane ustąpić musi”.

10. „Mają włościanie i prawie wszyscy inni u nas, szczególny przesąd, że w poniedziałek trzeba się chronić od wyjazdu w drogę; bo to jest dzień, któremu zawsze towarzyszy nieszczęście, które potem nawet w dalsze dnie człowieka dotknie w podróży. Mało, co mniejsze dniu piątkowemu towarzyszą nieszczęścia. Jeżeli ich konieczna potrzeba, nie od nich zależąca, zmusza, ażeby w te dnie wyjeżdżali, powinien wyjeżdżający przed sprzężajem na miejscu, w chwili wyjazdu zrobić po trzykroć krzyże na ziemi batogiem lub biczem, ażeby złe z drogi ustąpiło, a nawet sam siadając na furę, winien się trzy razy przeżegnać. Zwyczaj ten przecież dobry jest w każdym razie i pożądaną rzeczą jest, aby każde dzieło zaczynać po Bożemu”. (Powszechne).

11. „Do wróżb złowieszczych na koniec, można by także policzyć dnie zwane feralnemi lub nieszczęsnemi, w których każdy kto je ma w pamięci, żadnego nowego dzieła przedsiębrać nie powinien. Lecz na tych dniach znają się tylko ludzie czytać umiejący, a to przecie jest bardzo rzadkim pomiędzy naszemi włościanami. Są to wróżby podobne do tych, o których mówią, że kiedy na drugi dzień po nowiu lub po pełni deszcz lub słota się zacznie, to całą kwadrę padać będzie i przeciwnie, pogodny ten dzień sprowadzi pogodę”.

Tablica: którą wielki astronom Tyho-Brahe sławny w całej Europie w r. 1630 na morskiej wyspie Elen w Danii, w klasztorze Elenum zamurował, a w lat 60 dziewczyna Krystyna Temtonarad znalazła. Podług niego jest w roku dni feralnych 32, jakoto:

 

W miesiącach

Dni

Według kalendarza

Dni

Łacińskiego

Greckiego

Styczeń

7

1,2,4,6,11,12,20

8,31

2

Luty

3

12,17,18

6,17,20

3

Marzec

4

1,4,14,16

2,4,22

3

Kwiecień

3

3,17,18

5,6,25,26

4

Maj

2

7,8

26

1

Czerwice

1

7

 

 

Lipiec

2

17,21

5,9

2

Sierpień

2

20,21

8,9,20

3

Wrzesień

2

10,18

6,24

2

Październik

1

6

25,27

2

Listopad

2

6,8

24,29

2

Grudzień

3

6,11,18

6,20,21,23,25,30,31

7

 

Kto się w takim dniu urodzi, niedługo żyje, albo też w wielkim ubóstwie.

Kto zachoruje, umrze, - lub nie prędko ozdrowieje.

Kto ślub weźmie, nigdy szczęścia w domu mieć nie będzie.

Kto się z domu do domu przeprowadza, trafi tam na same nie szczęścia lub niezdrowie.

Kto wyjedzie w drogę, bez nieszczęścia nie wróci.

Kto w tych dniach co kupi, nie będzie z tego miał pociechy.

(J. Gl .). Obacz także Lud, Ser. XV, str. 120 i 270.

12. „W ogólności o wszystkich wróżbach i wieszczbach można by powiedzieć zgodnie z przysłowiem: „Nie wiedzą, prorocy o boskiej mocy” - to jest, że wszystkie wróżby są niczym i nigdy wiedzieć nie możemy, co nas spotkać może w przyszłości. Takie się tylko wróżby powszechnie sprawdzają, jak np., jeżeli gdzie w kącie chaty jest pająk, który na łapanie much rozstawił swoje sieci, a zdarzy się w który dzień że te sieci pozwija, to niezawodnie deszcz nastąpi. - W niektórych chatach w słojach lub butelkach, trzymają rybę błotną, piskorza, czyli wiona, a jeżeli on wodę w tem naczyniu mąci albo sam się przewraca i wije, podpływa do wierzchu, bańki puszcza i wciąż się niepokoi, natenczas także spodziewać się trzeba deszczu, a jeżeli spokojnie leży, pogody. - Niektórzy utrzymują w słoju szklanym na mchu żabkę drzewną zieloną, i wstawiają jej drewnianą drabinkę; mówią zaś za rzecz niewątpliwą, że ona na pogodę wyłazi na drabinkę, a na deszcz złazi i osiada na mchu. - Są to, więc naturalne barometry ludowe, które mieć i próbować nikomu nie zaszkodzi” (Obacz także nr 74, Lot ptaków).

 

35. Sny

 

1. „Sny a stąd wróżby i we gnie przywidzenia, są zabytkiem z najodleglejszej starożytności. Wiadome są, bowiem sny Józefa w Egipcie, które nie bez sprawdzenia tłumaczonymi były”.

2. „W tłumaczeniach snów zręczne są bardzo niektóre wiejskie staruszki i w tem rzemiośle czasem są zdolniejsze niżeli wszystkie senniki, jakie łatwo wierzącym czasem diaki lub organiści, albo też i włościanie czytać umiejący, przy wydarzeniach i zasięganiach rady czytać i tłumaczyć zwykli”.

3. „Nie uważamy za rzecz stosowną opisywać szczegóły snów wydarzyć się mogących, a stąd niepoliczone przytaczać wróżby: że ryby i woda znaczą - żal i łzy; woda mętna i błoto - utrapienie i smutek; ogień - złodzieja; rojące się pszczoły - pożar w tym samym domu lub wsi; utrata zęba - śmierć krewnego; pies wściekły lub kąsający - nieprzyjaciela, - i tak dalej. Dlatego to rozsądniejsi ludzie, łagodząc obawę innych jaką sobie ze snów tłumaczą, przytaczają na zniszczenie (obawy) przysłowie: „Sen mara, Bóg wiara”.

 

36. Dzwonienie (w uszach)

 

1. „Dzwonienie w uszach ma oznaczać, że ktoś cierpiącego to wspomina; wtenczas ten pytać się zwykł obecnych:, w którym uchu mu dzwoni? - Jeżeli pierwszy z zapytanych zgadł to od razu, mówią te: dzwonienie w uchu zaraz ustać powinno”.

2. „Jeżeli przed południem dzwoni w prawem uchu,- znaczyć to ma, że ktoś o tym, komu dzwoni, dobrze wspomina; i toż samo, jeżeli dzwoni w lewem uchu po południu. Przeciwne zaś wydarzenia, przeciwnie się też tłumaczą”.

 

37. Kaszel, kichnięcie, czkawka.

 

1. „Kiedy się ktoś raptownie zakaszla, nie mając poprzedniczo żadnego kaszlu, mówią że coś zełgał”.

2. „Kaszel nocny, ciągły, niedający się wykurować, tak jak dychawicę i szczkawkę, mniemają być nasłaniem złego ducha”.

3. „Szczkawka (czkawka). Kiedy się kto raz odezwie i na tem przestanie, mówią: że szczkającego ktoś wspomniał. Jeżeli nawet, dłutój do kilku razy trwa szczkawka, zwykli się zadziwiać i mówić: „o jakże mnie ktoś długo wspomina”. Natenczas, aby przestała, wyrywają sobie po jednym włosku z rzęsy, wymieniają imiona osób z któremi mają jaki związek, a trafi się czasem, że za wyrwaniem włosa i wzmiankowaniem imienia jakiej osoby, szczkawka przecież ustaje”.

4. „Kiedy kto kichnie w towarzystwie, (mianowicie po zażyciu tabaki), wszyscy życzą, mu zdrowia, długich lat, sto lat zdrowia, dobrych powodzeń, spełnienia życzeń itd.”

5. „Z kilkokrotnego bez przyczyny kichnięcia, wróżą sobie przyszłe cierpienia kataru - i to się częstokroć sprawdza”.

6. „Kto z rana na czczo kichnie, żartują sobie, że tego dnia już apoplexyą uderzony nie będzie”.

 

 

Przesądy

 

 

38. Echo

 

1. „Młode chłopaki i dziewki po niektórych okolicach, tam gdzie się echo najlepiej powtarza, w porze do tego właściwej wychodzą i bawią się jego odbiciem i igrzyskiem głosu, wymyślając częstokroć dowcipne i krótkie zapytania, z których by końcówek łatwo było chwytać odpowiedzi, a natenczas tworzą sobie gadki i przepowiednie przeszłości, albo jakich sobie życzą, albo jakiemi wzajem siebie straszyć, albo na koniec z wróżby wzajemnej do woli naśmiać się mogą” (W całej krainie Lubelskiej bez wątpienia niema okolicy, któryby się tyle i tak szczególnym echem odznaczała, jak okolice Puław, Parchatki, a nade wszystko Celejowa, gdzie z niektórych stanowisk, siedem razy odbicie głosu usłyszeć można. Tam właśnie w ogrodzie za pałacem po skończonej robocie odpoczywając nocować mające dziewczęta, bawiły się echem po zachodzie słońca, a rozmowa z echem była następująca:

„Jedna: echo! (krzyknęła, a to odpowiedziało), echo! echo!

Druga: mówi, że słucha cię echo. (Echo): z pociechą! z pociechą!

Pierwsza: chciałabym mieć męża... (Echo): ęża! ęża! Ęża!

Druga: (śmiejąc się) dostaniesz węża! węża!

Pierwsza: chciałabym mieć Janka!... (Echo): anka! anka!

Druga: (śmiejąc się) - niewartaś takiego kochanka!

Pierwsza: to bym chciała Piotra! .. (Echo): otra! otra!

Druga: (śmiejąc się) Ty łotr, to sobie bierz łotra! łotra!

Inne próbowały zdania echa, pytając się imiennie o znajomych sobie parobczaków, a ta sama druga dowcipna dziewka tłumaczyła odbicie głosu, jak gdyby ona tylko rozumiała odpowiedzi:

Franciszek! - (Druga): lubi szklankę i kieliszek!

Wojtaszek! - (Dto): oj to nie dobry ptaszek! itd. (J. Gl.).

„Lecz nikt samotny w dolinie albo też gdzie pomiędzy górami i w zaroślach, nie ośmiela się budzić echo uśpione, w mniemaniu, że ono pochodzi od duchów przeciwko człowiekowi rozstawionych, a przypadkowe odezwanie się puchacza którego głos raptowny łamie się i odbija daleko, samotnie idącego nieporównanym strachem nabawia” (Osobno jednak o tem powiemy, mówiąc o Sowach).

2. „Słyszałem, że do bawiącego się tym echem młodziana, rzekł stary gospodarz: „Nie budź złego ducha, niech śpi”.

3. „W ogólności jednak, echo jako szczególny i bardzo przyjemny odgłos wdzięku dodający wiośnie, więc służy do zabawki włościan niżeli do postrachu; i raczej sobie tworzą z niego lekkomyślną wróżbę, aniżeli do uprzedzeń i przesądów zaliczają”.

 

39. Kobieta. Gospodyni

 

1. „Mówią, powszechnie, iż kobieta ciężarna, kiedy, o co prosi, nigdy jej nic odmawiać nie należy, bo w takim razie niezawodnie myszy suknie pogryzą temu, kto by jej żądaniu zadość nie uczynił”.

2. „Kobieta przed wywodem po ślubie, nie powinna od czasu oczepin zdejmować czepca z głowy, boby jej diabeł łeb urwał”.

3. „Gdy się kobiety przy spotkaniu całują, mówią mężczyźni przez szykanę, że będzie deszcz pada1”.

4. „Kiedy się kobieta dąsa, to jest pogniewa się na męża, na ten czas wnoszą że z diabłem pacierz mówi. Przysłowie jest:

Kiedy kobieta chleb piecze i bieliznę pierze,

Ledwie jej ze złości diabeł nie bierze”.

 

40. Dom

 

1. Kto się z miejsca na miejsce przeprowadza i wszystkie przenosi rzeczy, nie powinien zaraz z sobą brać kota, bo przeniosłoby się z nim nieszczęście. W kilka dni dopiero można go na nowe mieszkanie sprowadzić. (Lublin), (obacz: Kot).

2. Przenosząc się w mieście z mieszkania jednego do drugiego, trzeba na nową siedzibę zanieść najprzód obrazy świętych, kawałeczek chleba i okruszek cukru (lub soli), aby sobie zapewnić w nowym miejscu błogosławieństwo boskie, dostatek i osłodę cierpień (lub okrasę pokarmu). Później dopiero przenoszą się wszystkie rzeczy i domowe sprzęty. (Lublin; od sługi lubelskiej).

3. Sól poświęcona przez księdza (sól świętej Agaty) chroni od ognia. Gdy się dom pali, należy koło niego rzucić szczyptę soli św. Agaty na cztery strony, a wnet ogień zgaśnie, lub dalej nie pójdzie, bo niema już mocy. (Lublin), (obacz: Ogień),- Lud, Ser. X, str. 383.

 

41. Zacios

 

1. „Jeżeli się widzieć zdarzy zacios siekierą na drzewie gdziekolwiek w głębokim lesie, w którym rzadko kto bywa, a co się zdarzać zwykło osobliwie w ruskich okolicach, powiadają że to złośliwy cieśla zaciął na życie jakiegoś człowieka, któremu on jest nieprzyjacielem .

2. „Jest mniemanie także, iż gdy cieśla dom, jaki na węgieł zakłada, to zacina naprzód na zdrowie lub na chorobę przyszłych w tym domu mieszkańców. Ten zabobon zapewne sami cieśle wymyślili i nim straszą dlatego, aby byli traktowani przy zakładzinach przez gospodarza dom budującego. Dlatego-to szczególniej po wybudowaniu żądają poświęcenia nowych domów, aby oddalić i od straszyć złe od zaciosów siekiery zostawione. Wieśniak nie zacznie się wprowadzać do nowej chałupy, póki ta ręką kapłańską i święconą wodą pobłogosławioną nie będzie”.

3. „Najgorszy zacios jest według mniemania włościan taki, gdy w ścianie albo też w powale, czyli pułapie zobaczą „świecę”. Jest to sęk drzewa zarosły po ucięciu gałęzi, w środku drzewa ściennego, bala lub tarcicy znajdujący się, a takiego drzewa używać w budowle bardzo się wystrzegają. Gdy mimowolnie coś podobnego się trafi, a potem zobaczą, wolą w takiej chałupie nie mieszkać, bo mniemają że to na całą fami1ie wielkie nieszczęścia sprowadzić może”.

4. Dopowiadali włościanie, że gdy cieśla zakładał nową cerkiew, upominał się o zaciosowe (zapłatę na zacios) u proboszcza, i rozgadywał, że jego zacios może mu w przeciwnym razie (jeśli nic nie da) zaszkodzić. Utraktowany do woli, dał tego dowód; bo gdy węgiel zakładał, zaciął siekierą na przelatującą wronę (złe), a ta natychmiast spadła nieżywa z powietrza”.

 

42. Drewno

 

1. „Drewno piszczy w ogniu, gdy świeże, lub w sobie ma wilgoć, a mówią, że to jest dusza pokutująca. Nieraz się zapewne każdemu prawie słyszeć zdarzyło, iż drzewo osikowe lub inne z liściowych, świeżo zrąbane lub nie dość wyschłe, położone na ogniu, pozbywając się soków lub powietrza, częstokroć piszczy bardzo przeraźliwie albo żałośnie wtenczas, kiedy naczynia drzewne, włókniste i rurkowate, ciśnione ciepłem i parą pękają. Starzy mówią, że to się dusza odzywa i litości żyjących błaga, aby się za nią w czyszczu pokutującą modlili, i przytem rozmaite wyprowadzają gawędy” (Przesądu tego Mickiewicz zręcznie użył w swoich: Dziadach:

„Czyli dla dotkliwszej kary

w surowem wszczepiona drewnie,

gdy ją w piecu gryzą żary,

i piszczy i płacze rzewnie”).

2. „Gdy drewno na ogniu będące trzaska i węgle odstrzelone ku drzwiom rozrzuci, wróżą sobie z tego, że przybędą goście”.

3. „Robak, gdy w drewnie wierci lub kołata, także mówią, że to jest dusza na pokucie. Kołatanie takie częstokroć w ścianie słyszeć się daje” (Tenże w Dziadach mówi o kołatku:

„Za to i teraz po śmierci,

Nim słuszną karę odbierze w piekle,

Słyszycie jak gryzie wściekle,

Jak świdruje i jak wierci…

 Przecie, jeśli łaska czyja,

Mówcie trzy: Zdrowaś Maryja!”).

4. „Jeżeli sprzęt, jaki domowy, na przykład stół lub szafa, zsychając się pęknie i mocno trzaśnie, straszą się tem i wnoszą, że ktoś z krewnych umarł lub umrze”.

5. „Drewno rozszczypane i zaciśnione kotowi w ogon, zowią przysłowiem: „brać koty w leszczoty” - i dlatego to rozpustne i zabobonne chłopaki robią to, aby z kota diabła wypędzić, lub żeby z diabłem przepadł z bólu uciekając; zapewnie też czasem on z tego przepaść czyli zginąć musi”.

6. „Nigdy kmieć wiedzący o zabobonie, nie wywozi z lasu drzewa wiatrołomu, ani też pokrzywionego, krętego i kołtunowatego, bo w takiem drzewie niby mieszka złe, które by jego samego pokrzywić mogło (Nie wywozi też i drzewa powalonego od piorunu. (Obacz: Lud, Ser, Xv, str. 124, nr 25).

 

43. Próg

 

1. „Progi domowe są z pewną czcią szanowane powszechnie. Godny gospodarz zwykł mówić: „każdy uczciwy człowiek progi moje przestąpić może”.

2. „Nie można się, przeto witać na progu (ani przez próg, albowiem to wielką sąsiedzką nieprzyjaźń oznacza, dowodzi złe życzenie, a nawet sobie z tego wróżą jakieś nieszczęście. „Bodaj żaden wróg, nie stąpił na twój próg”. Jest to życzenie dobrego sąsiada, które już przeszło w przysłowie”.

3. „Nigdy żebrak zabobonny nie przyjmie chleba przez próg podanego; ale, albo go winien (żebrak) przestąpić, albo żąda, aby mu dający dawał za progiem (tj. by dający próg przestąpił, zbliżając się do żebraka); inaczej, znaczy to nieszczerość i nieżyczliwość jałmużny, która mu w pożytek nie pójdzie”.

4. „Poronienia (poronione dzieci) zakopują pod progi, jakeśmy wyżej powiedzieli (ob. Grzmoty), a zapytana o przyczynę kobieta powiedziała: „co nasze, to nasze”. Ale jak sobie to tłumaczyć, dowiedzieć się od nich nie można”(W pieśni ludowej z dziatek zabitych przez matkę nieślubną:

„Jedno leży pod progiem,

Przykryłaś je barłogiem”.

(Obacz: Lud, Ser. XVI, str. 9, nr 17).

5. „Jeśli dziecko jest słabe i przyczyny dociec nie mogą, kładą go pod progiem, nakrywają deską w taki sposób, ażeby nie uległo żadnemu uszkodzeniu; a potem przez próg i przez deskę po nad niem leżącą przepędzają prosięta, ażeby one z sobą niewiadomą zabrały chorobę”.

6. „Barana postawiają także obok łóżka chorego człowieka, ażeby chorobę z niego wyciągnąć. Mówią, że jeśli taki baran zdechnie, dobra jest dla chorego nadzieja zdrowia, a przecie widziałem przychodzących do zdrowia i zdrowsze jeszcze barany, które obok chorującego po parę tygodni beczały. Baran w taki sposób użyty, jeżeli jeszcze żyje, według swojego zabobonu twierdzą, że nie powinien być przez próg odprowadzany powoli, i powoli przełazić, ale trzeba go popchnąć, aby ten próg przeskoczył; i dlatego-to pod samym progiem dają mu uderzenie pięścią w tył tak silne, ażeby jednym rzutem stanął za progiem”.

 

44. Łyżka

 

1. „Jeżeli w czasie jedzenia łyżka upadnie, znaczyć to ma, że jeszcze ktoś bardzo głodny przyjdzie, a toż samo znaczy upadnięcie ze stołu widelca lub noża”.

2. „Gdy w towarzystwie jedzących włościan, ktokolwiek przez pomyłkę weźmie cudzą łyżkę, wróżą sobie, iż on z właścicielem łyżki kłócić się kiedyś będzie”.

 

45. Szpilka i igła

 

1. „Kto znajdzie szpilkę lub igłę, mówi, że tego dnia jeszcze nic nie zgrzeszył i, i rad się z tem przechwalać przed domownikami”.

2. „Pożyczając jeden drugiemu igły lub szpilki w sąsiedztwie, obraca do siebie ostrym końcem, a główką obraca do sąsiada przy oddaniu, z uprzedzenia, ażeby się łaska sąsiedzka nie przekłuła”.

3. „Ostrzegają kobiety, aby nie zapinały szpilek lub igieł na piersiach, bo nie będą miały dostatkiem pokarmu dla dzieci”.

4. „Złamanie się igły przy szyciu, jest wróżbą tego dnia jakiegoś w domu nieszczęścia”.

 

46. Ocet

 

1. „Mówią, że tylko złośliwa gospodyni może zrobić ocet dobry, dobrodusznej kobiecie się ocet nie udaje”.

2. Przy zarabianiu gniazda na ocet, koniecznie gospodyni gniewać się powinna”.

3. Nie można nikomu dawać darmo octu, bo się albo się ocet zepsuje, albo z tego powodu między sąsiadami mogą się porobić kwasy czyli niesnaski i kłótnie”.

 

47. Sieci

 

1. „Jeżeli się zdarzy, że ktoś idzie, a przeciw sobie jadący wóz z sieciami spotyka, mówią, że trafi potem na jakieś nieszczęście. Przeciwnie zaś, kto idzie za sieciami i w ten spotka ich sposób na drodze (tj. w jednym z niemi idzie kierunku), szczęście takiemu wróżą. Ale gdy sieci omija, trzeba ażeby tak prędko szedł lub jechał, iżby też sieci z widoku zgubił, i więcej się z niemi nie spotkał, bo znowu, w jakie złe uwikłać się może

2. W lasach Janowskich leśniczy z innego leśnictwa powołany, spotkał przeciw sobie idące sieci łowieckie potrzebne na powszechne polowanie. Przypadek zdarzył, iż na polowaniu postrzelonym został, a przypadek ten, prostota (lud prosty) spotkaniu sieci przypisywała”.

 

48. Jarmark

 

1. „Sprzedający bydlę na jarmarku, upowszechnionym zwyczajem, obowiązanym jest, aby temu który już od niego kupił i już zapłacił kupione bydlę, wyrzucił kilka groszy a przynajmniej trojaka za nogę, wtenczas kiedy on już z bydlęciem odchodzi. Kupujący, kwoli temu, nic nie mówiąc ogląda się i podnosi pieniądz wyrzucony, mówiąc (wtedy dopiero) „Bóg zapłać” - i łapie go skwapliwie w mniemaniu ażeby mu się powiodło z przedmiotem na jarmarku nabytym. Potem winien go oddać, ubogiemu, jakiego najpierwej spotka”. (Lud, Ser. V, str. 188).

2. „Niektórzy umyślnie wyprowadzają na jarmark bydle, które się nie sprawia, czyli: nie chce jeść dobrze, choćby „nawet chęci sprzedania nie było; a to czynią w mniemaniu, że skoro go jaka szczęśliwa ręka przetarguje, lepiej się sprawiać będzie. Przetargowanie to często się nawet w domu odbywa, przez zręcznego, czyli ze zręcznej ręki znanego sąsiada. Ogląda on bydlę na wszystkie strony, głaszcze po grzbiecie, podnosi za ogon, za uszy, i cały targ z właścicielem w opak odbywa, to jest: podaje za niego cenę po trzykroć coraz tańszą, a właściciel coraz droższą wymaga i odchodzą bez zgody, z wyrażeniem się targującego: „daj Boże, abyś tyle wziął ile żądasz”. - Idą potem oba na litkup, czyli gdzie indziej mohorysz albo borysz zwany, to jest: na gorzałkę. Litkup, mohorycz, czyli borysz odbywa się prawie zawsze i wszędzie po dopełnionej zgodzie na jarmarku; sprzedający jest obowiązany ponieść jego koszt jako biorący pieniądze; lecz to czasem od ugody zależy, czasem zaś idzie na wspólny koszt sprzedającego i kupującego”.

3. „Bydlę rogate sprzedane, zawsze się powinno oddawać kupującemu z postronkiem, na którym na jarmark było przyprowadzone (Lud, Ser. III, str. 137).

4. „Po niektórych okolicach Rusi (mianowicie w Hrubieszowskiem) na jarmarku, ten, który sprzedał bydlę, bierze postronek przez połę od sukmany, obraca się przeciw słońcu trzy razy, i wtenczas dopiero kupującemu oddaje z życzeniem, aby mu się bydlę dobrze sprawiało”.

5. „Przesądny chłop (czy to Mazur czy Rusin) nie sprzedaje konia z uzdeczką, ale ją, zostawia na innego kupić się mającego, lub wyprowadzić się mogącego konia z przychówku, aby mu równie po szedł ręką (czyli zręcznie) i tę uzdeczkę dla siebie w targu wymawia. Mówią, że kiedy jest uzdeczka, łatwiej będzie o konia”, - a właściwie tylko dla złodziei przysłowie takie posługiwać powinno”. (Lud, Ser. III str. 137).

6. „Nigdy też i furman lub parobek, kupującemu konia od jego gospodarza, nie oddaje go z uzdeczką, dopóki mu kupujący nie zapłaci oduzdne. To sobie oni mają za konieczne prawo, i wnoszą, że się w przeciwnym razie, koń kupiony sprawiać nie będzie”.

 

 

Zwierzęta.

Ssaki. Ptaki. Gady. Owady.

 

49. Domowe zwierzęta

 

Zwierzęta te, osobliwie krowy, ulegały przed wszystkiemi innemi potężnemu wpływowi Czarów i Czarownic (ob. Czarownica).

 

50. Koń

 

„Gdzie się koń tarza, potem miejscu przechodzić nie można, a zwłaszcza bosą nogą, bo taki człowiek może dostać okropnych bó1e żołądka lub na nogach i na rękach brodawek”.

 

51. Pies

 

I. „Wycie psów częstokroć daje się słyszeć bez żadnej przyczyny; ani zmiana powietrza, ani brak pokarmów, ani ich skłonności przyrodzone nie dają do tego powodu, a jednakże przeraźliwie wyją. Żałosny ich głos bez wyraźnej przyczyny, okropności słuchających nabawia, tem bardziej, kiedy w czasie wycia podnoszą pysk do góry zazwyczaj ku zachodniej stronie, albo też przy tem kopią ziemię;

(„A psy wieśniaków zarywszy pysk w ziemi,

kopią, śmierć wietrzą i okropnie wyją”.

(Mickiewicz - Konrad Wallenrod).

„Pies sam kości nie ugryzie i drugiemu nie da” - tak mówią o skąpcu lub nieużytym człowieku, który ma tego na czego nie potrzebuje. - „Zawsze pies psem” mówią o człowieku złym, którego nic nie poprawia. – „Psi ma nos” mówią o takim, który zdąża na cudze obiady w samą porę. – „Szczeka jak pies” gadatliwy człowiek lub obmowca nałogowy, cudze dobre imię szarpiący. „Użył jak pies w studni” mówią o takim, kto doświadczył, kiedy złej drogi, albo skąd przyjechał w czasie jakiej wielki nawałnicy lub burzy. (J. Gl.).

Bywają i dykteryjki o psach, wplatane często, do oracyj wielkanocnych, np.:

Leciał pies - przez owies,

Suka przez tatarkę,

Poszedł pies na piwo,

Suka na gorzałkę.

Niestety! - zajadł pies kotlety,

a suka pieczenię - co za zdarzenie!

(Lud, Ser, IX, s. 130).

to się wydarza prawie zawsze po zachodzie słońca lub w nocy. Wnoszą natenczas, szczególniej ludzie starzy, że to jest przepowiednia wojny, że zwietrzyły jakąś śmierć powszechną w okolicy; a przecież, jak trudno jest dociec przyczyny wycia, tak równie po wyciu (powszechnie słyszałem), nie sprawdza się przepowiednia. Widziano psa, który się odwracał ku księżycowi, mocno się ku niemu unosił i z całej siły szczekał; mówili, że widzi jakiegoś ducha; tłumaczono przecież, że odpowiadał na echo, które się o górę w stronie południowej będącą i lasami liściowemi okrytą, po kilkakroć odbijało. Widziano także psy, które na cień swój od księżyca za każdym poruszeniem naszczekiwali a przecie byli tacy, co mówili, że pies wtenczas złego ducha obracał”.

2. „Zabicie psa bez strzelby, tak równie jak i kota, bardzo źle jest uważanem w pospólstwie. Mówią, że po takim człowieku, jeśli on coś komu ustąpi, nic się nie wiedzie, i że to na psa wyjdzie. Owszem nazywają takiego zabójcą, hyclem”.

3. „Tylko zabicie psa wściekłego, w jaki bądź sposób, ma szczególny wyjątek od powszechnej reguły tchnącej pogardą dla zabijających, albowiem z powodu złej i szkodliwej zarazy wścieklizny, ubiegać się o pierwszeństwo w zabiciu jest prawdziwą dla ludzkości przy sługą. Wściekłego psa nieznajomego w okolicy, nazywają czasem nasłaniem złego ducha ażeby szkodził ludziom i zwierzętom, a to dla tego zapewne, że szaleństwo, jak się wyżej powiedziało, opętaniem zowią”. (Obacz: Święcone nr 1).

 

52. Kot

 

1. „Kot, zwierzę pożyteczne w gospodarstwie, układne, ale złośliwe, zawsze drapieżne, a czasem srogie i okrutne, jest w posądzeniu, że od złego ducha pochodzi; albo że w nim zły duch jest ukryty. Dlatego-to zawsze prawie kota czarnego nazywają diabłem, a jeżeli się taki kot nieznajomy widzieć zdarzy około domu, żegnają się, a potem ścigają go wołając: „a na lasy, na bory!” - Świecące jego oczy w ciemności, a za pogłaskaniem za włosem i pod włos iskry elektryczne strzelające ze grzbietu, stawiają za dowód, że kot czarny w sobie ogień piekielny mieści (Ob. Zmora) (Krąży tu przypowiastka owczarska:

Antoni! Antoni!

koty goni - po jabłoni,

myszy łapie - po pułapie.

Która tłusta - to ją chrusta,

która chuda - to ją psu da.)

2. „Wszelako zabicie kota kijem, albo w jaki bądź sposób bez strzelby, bardzo źle uważają. Gardzą takim człowiekiem i mówią: „nie wdawaj się z nim, bo on kota zabił” - i długo nie zapominają tej winy. Kucharz, jeśli źle ugotował, jaką potrawę, jeśli mu się coś nie udało, lub coś zepsuł, stało się przysłowiem dworaków: „musiał kota zabić” - mówią także, iż po nim jedzenie nigdy smacznym nie będzie”.

3. „Kiedy się kot myje, to jest łapkami głaszcze, wróżą sobie, iż przybędą goście. Taka jest przypowiastka powszechna, i na takich zasadach opiera się i wtenczas, gdy iskry odstrzelają od drewna (palącego się), albo, gdy sroka skrzeczy”.

 

53. Myszy i szczury

 

1. „Jeżeli ser przez myszy pogryzionym zostanie, albo też chleb, a taki, ktoś bez obrzydliwości i z odwagą zjada, mówią, że on nigdy bólu zębów doświadczać nie będzie”. (Lud, Ser. VII, str. 143, nr 18. - Ser. Xv, str. 57, nr 10).

2. „Matka dając dzieciom chleb przez myszy pogryziony, tłumaczy im ich obrzydliwość, że „tam przecie mysz ani jednego zęba nie zostawiła”.

3. „Gdy wiele myszy w jesieni widzieć się daje przy budowlach lub w gumnach, wnoszą stąd, że zima będzie bardzo tęga”.

4. „Szczura straszą się jak diabła, i złym duchem go nazywają, nawet się przed nim niektórzy żegnają. Opowiadają, iż są czarowniki, którzy tych natrętnych gości z domów wyprowadzić umieją, a takiemi są zazwyczaj młynarze; taki, jak tylko świśnie, wszystkie szczury według tej komenderówki za nim wychodzą, i może ich potem prowadzić choć za dziesiątą granicę”.

 

54. Nietoperze

 

I. „Nietoperze latające, co wieczór w czasie pogodnych i ciepłych wiosennych i letnich nocy, złemi duchami nazywają. Mówią, że nietoperze w różne się strony mijają dlatego, ażeby znaleźć człowieka, który piekłu duszę poślubił; jeżeli go znajdzie nietoperz, natenczas wkręca mu się pomiędzy włosy i łeb potępionemu urywa, ażeby duszę jego zabrać do piekła. Dlatego, ten, kto ma długie włosy i wyjdzie z chałupy z odkrytą głową, skoro nadlatuje nietoperz, chroni się od niego i ucieka. Gdy, w dzień znajdą nietoperza, brzydzą się tem stworzeniem i spluwają jak na złego ducha, a nikt się nie ośmiela wziąść go do rąk”.

2. „Czarownice złapanego żywego nietoperza sadzają w mrowisko na pewny czas, wyjmują potem szkielet gdy mrówki kości z mięsa objedzą, ze szkieletu wyjmują widełki piersiowe i od dają kawalerowi chłopakowi, a potem resztę kości palą w nowym glinianym garnku, rozcierają na proszek, i dają wypić w wódce tej dziewczynie którą on kocha. Ona, przeto natenczas ginie i przepada dla niego z miłości, w której nie ustaje dotąd, póki on tylko kość piersiową nietoperza nosi”. (Od Zamościa).

3. Grabki i widełki mają wielki wpływ na dolę ludzką, a można je pozyskać takiem prawem: Złapać nietoperza żywego i zawinąwszy w ścierkę zabić go, a potem wrzucić do mrowiska.

Kiedy mrówki cząstki mięsiste obgryzą, natedy pozostałe kosteczki mają mieć kształt podobny do grabków i widełek. Kto takowe wydostanie, ten potem, gdy zygnie widełkami, to odepchnie od siebie nieszczęście, a grabkami szczęście do siebie zagrabi”. (Od Żółkiewki, Bychawy).

 

55. Wilk. Wilkołak

 

1. Wilka lud niekiedy zowie Jakubkiem. Więc wyraża się, iż: jakubek zachodzi nam do koni, unikając właściwego wyrażenia. (Puławy).

2. „Mięso wędzone z wilka, powiadają, że dobre jest do kadzenia bydlęcia, gdy krwią moczy” (Zamość).

3. „Krtań wilka służy pasiecznikom do zabobonu, że wetknięta w ul, robi pszczoły silniejsze od drugich i drapieżne” (Ob. Pszczoły).

4. „Odarte wilki ze skór po polowaniu, wieszają na drzwiach lub umyślnie stawianych szubienicach, a wnoszą, że inne wilki z daleka z takich okolic uciekają i szkody nie robią,” („święty Mikołaj jest patronem broniącym od napaści wilków. Pod górę Świąto-krzyzką w Sandomierskiem (od strony północnej) jest kościół parafialny we wsi Dębnie pod nazwaniem tegoż Patrona. Jest tam obraz wystawiający napady wilków na mieszkalne domy; tam wilki drzwiami i oknami z nieporównaną zręcznością dobywają się do przestraszonych mieszkańców. Malarz tego obrazu bez wątpienia powziął myśl z wieści gminnej o Wilkołakach, i zostawił w kościele pamiątkę odwiecznego przesądu, bo ten obraz zdaje się by bardzo dawny (J. Gl.).

5. „Wilkołak (wedle Gluzińskiego) jest zapewnie wyraz złożony od wilka, który krwi ludzkiej łaknie. Mówią włościanie, że to jest zwierzę najdrapieżniejsze w naszych okolicach; rzuca się na ludzi; wykopuje świeżo pochowane trupy, kaleczy bydło, a z nałogu swego porywa dzieci które się bronić nie zdołają, i lubo sam nie pożera tych nieszczęśliwych ofiar, przecież inne zwyczajne wilki, które mu towarzyszyć zwykły, dokonywają, za niego dzieła. Jest zupełnie do wilka podobny, a różni się tylko ogromniejszą i sroższą postawą; dlatego rej wodzi pomiędzy wilkami. Jest bardzo zmyślny; przeskakuje na oparkanione dziedzińce sam drzwi do obór i stajen otwiera umie, wspina się nawet po drabinie, i do mieszkań ludzkich oknem włazi. Czasem samotnie bez towarzystwa innych wilków napada podróżnych, czasem staje się nieco łagodniejszym i poprzestaje na pokarmach jakie ludziom odebrać może, a szczególniej tym którzy robotą w polu są zatrudnieni. Wyjada mleko ze dzbanków, ser i chleb które w zawinięciach spotyka, i kiedy tem jest zajęty, nie trzeba go odstraszać ani drażnić, bo się zaraz okropnie mści i kaleczy”.

6. „Wilkołak nie rodzi się sam z siebie jak inne wilki, ale powstaje on z człowieka, którego zaklnie czarownik lub czarownica, i żyje w tym stanie przeobrażenia tak długo, jak mu ona przeznaczy. Czasem się zdarza, jak mówią, że wraca w późnym wieku do swojej pierwiastkowej postaci ludzkiej, lecz dopiero wtenczas, kiedy już mało zostaje we wsi krewnych i znajomych. Wtenczas on bieduje, żali się i narzeka, opowiada lata dziecinne są siadom swojej dawnej zagrody, a kiedy u nich nie znajduje ani litości nad swoją niedolą ani przytułku w nieszczęśliwym powrocie do ludzkiego życia, (wtedy) chętnie się sam wraca do postaci wilka, i znowu w lasy i bory się kryje. Niepoliczone są wieści o tem szczególnym zwierzęciu. Kiedy o jakim człowieku mówią że jest: „ni do Boga ni do ludzi” - wilkołakiem go powszechnie nazywają” (Dziennik Lwowski z dn. 29 lipca 1876, nr 112, przytacza następujący przesąd: „W dobrach W... odległych od Lublina wiorst 8 zjawił się przed niedawnym czasem wilk, który krążył koło zabudowań gospodarskich. Uwiadomiony właściciel majątku, obywatel X.., polecił go zastrzelić, co wszakże się nie powiodło i wilczysko podobno postrzelone udało się do lasu, aby tam swoją ziemską wędrówkę zakończyć. Rzecz sama w sobie dość naturalna, są, bowiem na świecie tak zbiegłe wilki, jak i nie-dzielni myśliwi. Lecz jakież jednak było zdumienie obywatela, gdy wkrótce zgłosił się do niego włościanin z tej samej wsi z prośbą, aby nadal do wilka strzelać zabronił:, „bo to proszę pana, rzekł, ten wilk to mój syn zaginiony, który zamienił się w wilka; lecz on nikomu szkody nie robi i tylko tak około swej rodzinnej wsi się błąka”. - Życzeniu poczciwego chłopka stało się za dość, gdyż wilk więcej do rodzinnej wioski nie powrócił”).

7. „Na jednym wiejskiem weselu (na Rusi Zamojskiej), skrzypek w samym zapale tańca, raptem przeciął smyczkiem wszystkie struny. Zdziwione i przelęknione towarzystwo chłopków, miało w podejrzeniu jednego z pomiędzy siebie pijaka słynącego od dawna sztuką czarodziejstwa. Przy wytoczeniu sprawy do dworu, silnie nagabany od miejscowego rządcy, zeznał tajemnicę, jakoby dla urządzenia podobnej psoty, dość jest mieć szczyptę sierści z wilka, a z nią podkurzywszy przez fajkę lub innym, jakim nieznacznym sposobem skrzypkę (skrzypce) powiedzieć trzeba: „rez wouk barana” (rznij wilku barana), a struny wszystkie (jako baranie) przeto (skutkiem tego) natychmiast popękają” (Gołębiowski mówi: „Wilk, który napada ludzi, był kiedyś także człowiekiem. W Rosyi ma być rodzaj czarowników, co potrafią całe przemienić Wesele (weselnych gości) w wilków. Wilki owe pociekną do lasu, napadają ludzi, a dopiero po upływie roku jednego przybierają napowrót postać ludzką i powracają do domu, z wyjątkiem zabitych - Podługg Gołębiowskiego, w Lubelskiem, całe potępione Wesele hasa po nocy).

 

56. Bazyliszek

 

1. „Bazyliszek jest, mówią, zwierzątko stworzone przez diabła, wroga rodzaju ludzkiego, które wzrokiem swoim, na kogo spojrzy, zabija. Nie tylko jednak ludzi szczególna władza jego wzroku uderza, ale każde stworzenie żyjące, aby na nie jeno spojrzał, umierać musi i to natychmiast. Gnieździ się w lochach, niedostępnych starych piwnicach, szparach skał, jest wielkości kury, z indyczą głową, ogonem jak u węża, skrzydłami jak u nietoperza, a oczy ma żabie”.

2. „Czarownice, tj. kobiety, które diabłu duszę zaprzedały, wylęgiwać zwykły te okrutne stworzenia, albowiem same z siebie i przez się bazyliszki się nie mnożą, nie mając płci równie jak diabli. Te czarownice biorą kurę i koguta koloru żółtego, alboli też czarne które by miały po lat siedem, łączą ich przez namowę i władzę czarta, a skoro kura zniesie jaje o podwójnym żółtku, które poznać można przeglądając za świeża pod słońce, jaje takie podsadzają pod kurę. Gdy się wylęgną kurczęta (bliźnięta), a będzie kokoszka i kogutek, starannie je wychowują znowu do lat siedmiu, nie dopuszczając wcześniejszego płodzenia. Po siedmiu zaś latach połączone z sobą, gdy kura zniesie znowu jaje o podwójnym żółtku, takie jaje sadza czarownica w gnój koński gorący jak zazwyczaj, z którego wylęga się już doskonały Bazyliszek, a który zabiwszy wzrokiem siostrę razem z nim wylęgniętą, w nory podziemne ucieka, a stamtąd ciekawie na przechodzących ludzi i zwierzęta swoim zabójczym wzrokiem spogląda i żyje prawie wiecznie (Lud, Ser. V, str. 20, nr 21).

3. „Przez szczególne zamówienia, może nawet czarownica zrobić Bazyliszka z wybranego na to koguta czarnego zaraz po siedmiu latach, a stąd to, mówią, urosło przysłowie: „Nie bierz dziewki za żonę po trzydziestu latach, bo ona to samo znaczy co kogut po siedmiu”.

4. „Niema sposobu zabicia tej bestyi, bo każdy, nim bazyliszka upatrzy, sam wprzódy zginąć musi. Jeden tylko jest sposób: - wziąść wielkie lustro, aby się dobrze za niego schować można i z tym lustrem udać się do lochu lub piwnicy w której Bazyliszek mieszka, a on ciekawy: kto idzie, skoro tylko spojrzy w lustro, sam się własnym wzrokiem zabija” (O Bazyliszkach takich opowiadają w okolicach Kazimierza. Miał być jeden w piwnicach pod zamkiem, po za wsią Bochotnicą ku Celejowu. (J. Gl.).

 

57. Bociany

 

1. Bocian przybywa na święty Józef zza morza i pozostaje u nas tak długo, póki święty Bartłomiej obranemi z chmielu tykami nie zapędzi żab do błota. Na tedy to bocian, nie mogąc żadnej już żaby znaleźć na pożywienie (gdyż nie rechcą z powodu że im gęby pozarastały błotem), - odlatuje, po znanych manewrach lotnych, za morze. Bociana tu także nazywają: Bociągiem i Wojtkiem. (Od Turobina, Żółkiewki).

2. „Dla bocianów, na swoich siedzibach, starannie włościanie przygotowują gniazda. Stawiają kwoli temu stare brony lub koła na budowlach, na szopach lub stodołach, albo też na drzewie, jeżeli przy domie jest jakie wyniosłe. Bociany jeśli się tak u kogo gnieżdżą, szczęście i obfitość gospodarzowi wróżą (Kiedy się u kogo gnieżdżą bociany, znaczy obfitość i szczęście domowe w przyszłości. Ten przesąd jest i w Niderlandach (jak mówi Washington lrwing). (J. Gl.).

3. „Dlatego-to włościanie udarowani gościną bocianów, przywiązując do tego wiarę i ufność podobną, cieszą się za ich przybyciem, przestrzegają aby nie sztukano na podwórzu, nie rąbano drew, i nie płoszono tych ptaków, a nawet przypatrywać im się nie do zwalają, zostawiając im spokojność pod każdym względem aż do wylężenia młodych, których widokiem jeszcze więcej się cieszą. Zabić bociana, uważają za występek, gardzą takim człowiekiem, który się tego dopuścił, uważają podobne zabójstwo prawie za grzech śmiertelny, nigdy nieodpuszczony i odpuścić się niemogący. Cześć taka dla bocianów, może jest najdawniejszą ze wszystkich pamiątek bałwochwalstwa. - One też jakby wiedziały o poszanowaniu ludzi dla siebie, nie obawiają się ich i nie uciekają od człowieka nawet na bliską metę, i stały się jakby ptakami domowemi, prawie wpół oswojonemi”.

4. „Mówią, iż zakładając bronę lub koło na gniazdo dla bocianów, potrzeba pochyłością trochę niżej opuścić ku zachodowi, boby się inaczej nie gnieździły; gwoździe brony, także ku zachodowi na przeciw pochyłości obrócone być winny. Zapewnie stąd ten wniosek pochodzi, iż u nas są powszechnie panujące wiatry zachodnie, a przeto w ten sposób zakładane gniazdo lepiej się utrzymywać może od gwałtowności wiatrów”.

5. „Mówią także, iż w przygotowane miejsce na gniazdo, trzeba włożyć i umocować kawałek sukna czerwonego, lub, jaki płatek czerwony, a wtenczas one ochoczo osiadają na gnieździe (Do świeżo założonego gniazda, aby przywabić bociany, zakładają czasem szychową tasiemkę, albo coś takiego, aby się świeciło. Mówią, że bociany bardzo lubią takie cacka i świecidełka. Jednego razu przyniósł bocian na gniazdo palącą się głowienkę z ogniem i gospodarzowi spalił stodołę; gdzie i kiedy się to działo, niewiadomo. (J. Gl).

6. „Kto obaczył raz pierwszy na wiosnę lecącego bociana, to dobrze znaczy; - ale kto siedzącego, cały rok będzie miał zły. Jeżeli kto w obrębie tej siedziby gdzie się bociany gnieżdżą, popełni, jaki czyn haniebny, wnoszą, iż one się tam zwiedzą (porozumieją) i nigdy się gnieździć nie będą” (We wsi Dąbrowicy w Galicyi, nad granicą Królestwa Polskiego (niedaleko Sieniawy) opowiadają, że chłop jeden oszust, chcąc mieć fundusz na gorzałkę, przyszedł do żyda arendarza, który go jeszcze nie znał z szalbierstwa; zażądał, aby mu dał zadatek na gęsi, które prawie dla niego chowa; wziął od niego kilkadziesiąt krajcarów i ćwierć owsa, niby na wychowanie tych gęsi. Żyd po niejakim czasie przyszedł je zabrać, a chłop wskazał mu młode bociany w gnieździe i powiedział: „bery, bery twoji husi, bo zletut” - Został potem ukarany za nieuszanowanie i drwinki z bocianów, bo się już potem u niego nie gnieździły, (J. Gl.).

7. „Opowiadają o bocianach, że przed odlotem do ciepłych krajów, zbierają oni radę, zlatują się w jedno miejsce, szykują się nawet w porządek; dowódzcy chodzą około szyków, klekotają, swojemi dziobasami, jak gdyby miały, jaką mowę, a czasem karzą występnych śmiercią. - Tak zdarzyło się pewnego razu, że samowolne chłopcy podłożyli w gniazdo gęsie jaje; skoro się z jaj młode wylęgły, samiec, jakoby uznał przeniewierzenie się samicy, odleciał, i już młodych nie karmił. Gdy potem bociany zebrali się na podobną radę przed odlotem, ów samiec oskarżył swoją samicę przed gromadą tych ptaków, a gromada wyrok śmierci na nią wydała. Jakoż natychmiast tłukli ją skrzydłami i dziobami dopóki życia nie utraciła”.

8. „Zdarza się czasem, że bociany z gniazd wyrzucają młode nieżywe; a jeżeli się to w kilku miejscach zdarzy, wróżą sobie stąd, że bardzo głodny rok nastąpi”.

 

58. Derkacz

 

Woła on na łące: siecz! grab! - siecz! grab!

 

59. Drozd i kos

Ptaki te, gdy na wielkich lasach, gdzie zimują, zobaczą jaskółkę, natedy zaczynają się uczyć śpiewać, i gdy się pagórki rozzielenią, wylatują do gajów. I one także, wraz z innemi ptaki, śpiewały Pannie Maryi przy Wniebowzięciu. (Od Żółkiewki).

 

60. Gęsi

 

1. „Skoro gęsi raptownie w nocy zagwarzą, powiadają włościanie, że zobaczyły złego ducha. Ale ten gwar gęsi tak wielki wywiera postrach na diabła, iż on natychmiast ucieka, równie jak wtenczas, kiedy kogut zatrzepie skrzydłami i zapieje”.

2. „Zamożna gospodyni w jesieni w dzień św. Marcina, zabija gęś i piecze w piecu, a gospodarz obdzieliwszy swoją czeladkę cząstkami z tej gęsi, sam sobie zostawia piersi, ostrożnie mięso objada, oczyszcza kość piersiową, a jeżeli jest biała, rokuje zimę suchą i stałą; jeżeli jest sinawa i czerwona, zimę słotną; - jeżeli półbiała od góry a pół czerwonawa od spodu, wtedy pierwsze pół zimy ma być suche, drugie pół zimy słotne; - jeżeli w centki tu i ówdzie nakrapiana, znaczyć to ma zimę burzliwą i śnieżną. Te przesądy są nawet udziałem klas wyższych, u których zabicie gęsi w ten dzień i uważanie zimy, jest już powszechnym zwyczajem (Lud, Ser. VII, str. 110, nr 21).

3. „Pieczenie gęsi na św. Marcin, bardzo dawnych czasów zasięga; stąd to zapewnie pochodzi, że włościanie zwykle natenczas znosili daniny, między któremi były także gęsi. Pobierający mając ich dostatek, spraszał gości na ucztę z pieczonej gęsi. Zazwyczaj gęś pieczoną bywa podówczas z kwaśnemi jabłkami (w nadzieniu). Bicie i pieczenie gęsi na św. Marcina, może więcej stąd pochodzi, że są wtenczas najtłustsze i najsmaczniejsze, a wszakże to się podobnie dzieje z baranami pod jesień”.

4. „W Lubelskiem wśród lata wykopała czarownica dołek, nakładła jaj gęsich i siadła na nich jak kura, takie wszakże obrawszy miejsce, żeby widzianą być mogła. Pytano jej się z trwogą: co to będzie? - Nastraszyła, iż taki grad sprowadzi jak te jaja, - i dano jej wszystko, co tylko chciała” (Gołębiowski: Lud polski, str. 140).

 

61. Gil

 

Gil zawsze fruwa pod chmury wywiadywać się o rychłą zimę. A gdy biały płatek śniegu spadnie na pierś jego ponsową, to natychmiast na niej stopnieje. Gil wtedy spuszcza się niżej ponad ziemię i woła: śnieg! śnieg! śnieg! (Od Turobina, Żółkiewki).

 

62. Gołąb

 

Gołąb” woła ciągle, ażeby mu na wiosnę dużo nasiać: grochu! grochu! (od Turobina). Stąd powstało gruchanie jego.

 

63. Jaskółka

 

1. „Jest uprzedzenie ludu o jaskółkach, że one na zimę w stawach i jeziorach zatapiają się i tam spoczywają aż do wiosny, a potem stamtąd znowu wylatują, i do życia nowego przychodzą”. (Lud, Ser. VII, str. 111, nr 25).

2. „Jaskółka przylatuje zwiastować Najświętszej Pannie synaczka a ludziom radość i wiosnę. Ale przedtem ucieka na lasy na trzy doby, obsuszać się z wody, z której wyleciała. W jesieni, bowiem, siadają jaskółki na trzcinie rosnącej ze stawu i siedzą na niej tak długo póki się nie złamie, poczem wpadają w wodę i śpią w niej aż do wiosny” (Stryjna pod Piaskami i Czerniejów pod Lublinem).

3. „Kto jaskółkę, z pomiędzy wielu razem zebranych ludzi, najpierwej zobaczy, skoro do nas na wiosnę gnieździć się powraca, ten zazwyczaj wróży sobie na cały rok szczęśliwość i dobre powodzenie”.

4. „Niedorosłe chłopaki, wybieraniem ptaków z gniazd zatrudniać się lubiący, mają przesąd, iż który z nich pierwszy na wiosnę jaskółkę zobaczy, natychmiast stanie, spojrzy pod swoją stopę, a gdy znajdzie włos, szerść lub szczecinę, to jest materiały do budowy gniazd jaskółczych wchodzące, niech tylko podniesie to i schowa w zanadrze a przy sobie nosi, natenczas wielkie będzie miał szczęście do wynajdywania ptasich gniazd”.

5. „Grzechem jest wielkim psucie gniazd jaskółek gnieżdżących się pod strzechą albo w kominie. Wystrzegają się nawet patrzeć za nadlatującą do gniazda albo wylatującą jaskółkę, bo rozgniewana, gdy upuści swój pomiot na oko, natychmiast człowiek oślepnąć może”.

6. „Kto wykręci gniazdo jaskółek lub zepsuje, dostaje piegi na twarzy”.

7. „Kto złapie jaskółkę i w ręku ją nosi, obleje mu się głowa strupami, a jeśliby to była kobieta ciężarna, będzie miała dziecko cierpiące na ognik czyli ogniopiór”.

 

64. Kruk

 

1. Był razu jednego człowiek, co przez zło wlazłszy na drzewo gdzie kruki miały gniazdo, złapał młodego kruka i powiesił go za skrzydło sznurkiem na gałęzi, a sam potem zlazł i patrząc w to miejsce, czekał co z tego będzie. Stare kruki przyleciały, przypatrywały się owemu młodemu, odfrunęły; - po chwili, człowiek ów, gdy spojrzał do góry, nie dostrzegł już gniazda, i ani widział żeby stare do niego wracały. - Znowu się tedy wyspiął na wierzchołek drzewa i szukając pomacał że gniazdo jest na swoim miejscu, choć go nie było widać. Brał zatem zeń po jednem zdziebełku słomy i rzucał ją na ziemię, aż wreszcie dostał w rękę kamyczek, który schowawszy do kieszeni, zlazł znowu na Ziemię i poszedł do wsi. I kiedy wszedł do jednej chałupy, zauważył, że ludzie tak z sobą rozmawiali, jak gdyby nikogo obcego wchodzącego nie dostrzegli; z czego poznał, że go wcale nie widzą. To też mając ten kamień, mógł wszędzie z nim bywać, i po dworach królewskich i po kasach, a nikt go tam ani widział. Człowiek ten obserwował wiele, i miał potem napisać księgę całą o tem, jak dalece ludzie są fałszywi i przewrotni”. - (Rudnik i Płonka pod Gorzkowem).

2. „Krukom i wronom lud pewną styczność przypisuje z czartami. (Mniemanie jest powszechne  iż kruki, wrony i kawki tworzą zwyczajny orszak szatana; a krukanie ich czy krakanie zawsze jest złowrogiem) Czart nawet niekiedy ich przybiera postać. Krukowi,

w czasie napaści nań ze strony ludzi, bies czarodziejskim sposobem nieraz przybywał w pomoc. (Żółkiewka).

 

65. Kukułka

 

1. „Kukułka czyli Zezulka, wtedy dopiero zakuka, kiedy pęka brzezina, a ona pod listek jej zielony ukryć się może. Przestaje zaś kukać na św. Piotr i Paweł, gdyż hałasować jej wolno tylko tak długo, dopóki nie zaśnie zboże (Wulka Żółkiewska).

2. „Kukułkę, która wcześniej do nas nie wita, póki jak mówią włościanie, oka listkiem rozwiniętym nie zakryje, skoro kto pierwszy ze starych ludzi posłyszy, rachuje starannie ile razy ona zakuka, a tyleż lat życia jeszcze wróży dla siebie (Od Zamościa).

3. Jeśli przy pierwszym zakukaniu kukułki, człowiek ma przy sobie pieniądze, niechaj potrząsa kieszenią i rachuje te pieniądze w kieszeni; a natenczas przez cały rok trzymać go się będą. Przy kim kukułka nie zastanie pieniędzy, taki żałuje i żali się: „otóż mnie okukała na głucho” - a więc: „jak była bieda tak i będzie” (Powszechne).

4. „Jeżeli na wiosnę zbyt wcześnie odezwała się kukułka, tak, że na drzewach listka najmniejszego nie było, wróżą sobie złodzieje, iż im w tym roku kradzież udawać się nie będzie, bo nic schować nie potrafią i kradzież się zawsze wykryje”.

5. „Opowiadają, że kukułka powstała na świat z zaklętej panny, która tak jak kukułka dzisiaj, kryła się ówcześnie przed narzeczonym wołając: „kuku, kuku, chy, chy, chy! - chy, chy, chy!” Mówią, że ona niema samca, i że z tego powodu tęskni i kuka, iż z kukułek pod jesień przeobrażają się kobusy, rodzaj małych jastrzębi”.

6. Kukułkę przezywają Ślachcianką dlatego, że sama mało się zajmuje swemi młodemi. Łapie ona pliszkę i przywiązuje ją włosiem końskiem do gniazda, a przylatuje często zobaczyć czy pliszka w niem siedzi, i przynosi jej co jeść. A ptasze to, potem wysiedzeniu młodego, tak jest dbałe o pisklę jak o swoje własne. (Czernięcin, Płonka pod Gorzkowem).

 

66. Kura

(Obacz: Święcone)

 

67. Przepiórka

 

1. Przepiórka zaczyna wołać dobrze po Św. Wojciechu, kiedy się już może ukryć w zbożu, - a po żniwach Śpiewać przestaje, bo jej żaden ptaszek więcej odpowiadać nie chce. Przepiórkę lud także przeskoczką nazywa, dlatego że nie żyje w parze z samcem. (Czernięcin pod Żółkiewką).

2. Przepiórka woła: Ewa, tawa, jawa (tara, jara?), podpala, podpala! - Później zaś, gdy zboże dojrzeje: idźcie żąć! idźcie żąć! - (Turobin).

 

68. Skowronek

 

Skowronek zasypia na zimę pod miedzą na polu. W połowie zimy obraca się na drugą stronę i śpi już do wiosny. Najwcześniej on z ptaków wylatuje na świat, bo w lutym, i choćby mróz był, już go słychać w dzień „Matki Boskiej Gromnicznej - Aniołkowie go trzymają na rączkach i pieszczą, a kiedy się łyska i błyskawica niebo otworzy, wolno mu wtedy do owego nieba zajrzeć. (Stryjna; Czernięcin pod Żółkiewką).

 

69. Słowik

 

Słowik przylatuje w kwietniu, aby zanucić Najświętszej Pannie Bolesnej. Przed Wniebowzięciem odfruwa z gęstwiny do borów zwoływać ptactwo to, które ma zaśpiewać pieśń wstępującej do nieba Matce Boskiej i Jej w podróży towarzyszyć. Ale ptaszki te już na

ziemię nie wracają, tylko śpiewają odtąd w raju. (Od Żółkiewki, Turobina).

 

70. Sroka

 

1. „Jeżeli sroka lata około domu, po ogrodzie, albo przysiadując tu i ówdzie na płotach lub budowlach krzyczy i skrzeczy, powiadają, że gości spodziewać się trzeba (Powszechne).

2. „Zabitą srokę wieszać zwykli w stajni przy koniach nad żłobem, aby się sprawiały, to jest: ażeby dobrze jadły i tuczyły się prędko. Jest to przesąd wszystkich furmanów; a może przecież lepiej jest, gdy niektórzy razem z końmi utrzymują w stajni kozła i to małym kosztem, bo się żywi okruchami paszy, której konie nie dojadły.

 

71. Sowa

 

1. „Sowa od najdawniejszych czasów, ten ptak dziki, ponury, w nocy tylko szczególniej oczom naszym zjawiający się, był uważany za ptaka smutku i żałoby. (Na pięknym murowanym nagrobku książąt Radziwiłłów w kościele farnym w Szydłowcu w ziemi Radomskiej jest zamieszczona z marmuru właściwego koloru sowa płomienista, jako znak żałoby. (J. Gl.) - Gdy sowa kwili, oznacza to: nieszczęście”.

2. „Liczne są gatunki sów; z tych ledwie nie każdą sowę pospólstwo złym duchom mianuje”.

3. „Widziano sowę płomienistą (Strix flammea) inaczej zwaną Pućką, jak ją chłopcy okładali batami wołając: „a na lasy, na b o r y !”.

4. „Mówią że sowa rdzawa (Strix stridula) śmieje się po lasach wśród nocy z tych psot, jakie ludziom wyrabiają czarownice na ówczas zioła zbierające”.

5. „Sowa puchacz (Strix bobo) huka i krzyczy w nocy, udając prawie głos człowieka, a potem jak gdyby kogoś zwodziła; odpocząwszy nieco, śmieje się dzikim głosem jak człowiek”.

6. „Sowa puszczyk (Strix ulula) swoim śmiechem wyszydza i śmierć sprowadza słyszącym”. Zazwyczaj ona mieszka w dziuplach drzew; dlatego-to, jest przysłowie, kiedy się ktoś ni z owego roześmieje: „śmieje się jak diabeł w suchej wierzbie”.

7. Mówią równie: „sowa na dachu kwili, ktoś pewnie umrze po chwili” - inni mówią, że kiedy sowa odzywa się głosem: „puć, puć!”, który jest podobnym do głosu: „pójdź, pójdź!” to, wywołuje komuś śmierć. A kiedy się odzywa głosem: „powi, powi!” to znaczy, że się ktoś urodzi (powij, powij!)”.

 

72. Wilga

 

„Wilga umie zgadywać, kiedy ma być słota. A gdy już o tem upewniona, wtedy świśnie jak chłop, chcąc tym sposobem wywołać to słowo: deeszcz!” (Od Turobina, Zólkiewki). Lud, Ser. XV, str. 60, nr 17.

 

73. Wróbel

 

Wróbel woła zawsze tylko: cierp! cierp! - (Turobin) (ob. Lud, Ser. III str. 195 i str. 196, nr 8. Trzciniak. - Ser. VII str. 110, nr 22).

 

74. Lot ptaków

 

1. „Lot ptaków jest szczególną wróżbą przyszłości, również jak niegdyś u starożytnych ludów

2. „Dzikie gęsi na wiosnę, jeżeli lecą regularnie i bardzo wysoko, znaczy, że już potem ciepła i pogody nastaną. Jeżeli nisko i między sobą plączą się, znaczy, że jeszcze potem zimna i słoty trwać będą”.

3. „A toż samo w jesieni; jeżeli wysoko lecą i gęgają, to znaczy, te jeszcze ciepła i pogody potrwają; - a przeciwnie, spodziewać się można zimna i słoty”.

4. „Przesądni mówią, że skoro tylko dzikie gęsi przelatują, a ktoś je zacznie rachować, natychmiast klucz ich lotu miesza się i psuje”.

5. „Wrony, kiedy latają wysoko iregularnym lotem spuszczając się, na wierzchołkach drzew siadają, wróżą sobie stąd pogodę. Kiedy się plątają w tę lub ową stronę bez ładu, że się tak tłuką na deszczu”.

6. „Białe wrony długoskrzydłe, jeżeli się gdzie w czasie letniej słoty pokażą ponad wodami w okolicy, spodziewają się: jeden powodzi, inny zaś zimna i słoty”.

7. „Jeżeli wrony, gawrony i kawki obsiądą gdzie na polu i zabawiają czas długi, mówią, że to są diabli i gotują się porwać jakiegoś potępieńca”.

8. „Lot tych ptaków w bardzo wielkiej liczbie, jeśli się zdarzy po zachodzie słońca, i jeśli się nigdzie nie zatrzymuje w przelocie, jest znakiem, że złe duchy lecą po jakąś dobrą zaprzedaną duszę”.

 

75. Węże

 

1. „Wiadomo jest, iż w czasie pogaństwa w dawnej Polsce i w prowincjach podległych jak np. w Litwie, węże po wielu okolicach były czczone za bóstwa. Chowano (trzymano) je w domach z czcią szczególną, a zabić węża było największym występkiem społeczeństwa, i człowiek, który się tego dopuścił, był z praw wyzutym i wymazanym, a to nawet znaczyło niemal więcej jak wszystkie późniejsze klątwy”.

2. „Dlatego to może, włościanie z odwiecznego zabobonu, uważają za szczęśliwy ten dom, w którym się wąż znajduje. Jeżeli się gdzie pod ścianami pokaże, nie wolno jest drażnić się z nim, a tem bardziej odbierać mu życie. Żeby zaś tem mocniej wpoić cześć dla tego lichego stworzenia, wróżą prawie wszyscy, iż skutkiem zabicia węża w tym domu, krowy mleko stracą i drób domowy pozdycha”.

3 „Mówią, że widziano węże tak postępowaniem domowników ośmielone i tyle ułaskawione, że kiedy dzieciom jeść dano, a szczególniej kaszę lub klaski z mlekiem, wychodziły one ze swoich nor i razem z dziećmi dane potrawy zjadały. Swawolne dzieci, częstokroć biły je po łbach drewnianą łyżką jakiej zazwyczaj do jedzenia używają, ażeby je odstraszyć; przyzwyczajone jednak do towarzystwa z niemi, nie miały żadnej obrzydliwości, jeżeli wąż razem potrawy kosztować ośmielił się” (Mówią, że nie tylko węże ale i żaby do nabiału mają pewny pociągi lubią go bardzo. Stąd także opowiadają zdarzenie, iż kiedy dziecię jadło kluski grube z mlekiem które pyzami w Mazowszu zowią, a żaba wlazła w miskę między kluski, dziecko aż zapytało się matki: „Matusiu, ma pyzia oczy? - matka odrzekła: „A w łeb-że ją łyżką, aż ci wyskoczy! (J. Gl.).

4. „Jeżeli wąż zamieszkał w oborze albo gdzie w gnojach blisko krów dojnych, krowy natenczas obficie dają i dobry nabiał, ani go nawet żadna czarownica odebrać nie śmie”.

5. „Mówią, że kiedy się takiego miłego krowom sąsiada zabije, natenczas krowy bardzo ryczą i doić się przestają. Wnoszą nawet, że wąż blisko mieszkający przychodzi, obwija się około nogi u krowy, chwyta swą paszczą za dojny cycek i mleko wysysa; a krowa tak lubieżnie do tego łachtania nawyka, że po zabiciu węża, nie tylko że doić przestaje, ale tęskniąc schnie, jeść nie chce i na koniec w krótkim zdycha czasie” (Opowiadają na dowód, że wąż krowę wysysa, iż zdarzało się spotyka przy oborach węże nadzwyczajnie grube, a gdy taki wąż zabity został, istotnie z niego mleko pociekło i to w znacznej obfitości (J. Gl.).

W czasopiśmie Przyrodnik (Lwów, rok 11, 1872, str. 113), w artykule Dra J. Jachny o gadach i płazach galicyjskich, czytamy: „Zaskrońce (jak i inne węże piją, chociaż rzadko, ale tylko wodę, mleka nigdy się nie tykają, chociażby były spragnione. Robiłem w tym względzie z niemi przeróżne doświadczenia, nigdy jednak nie doprowadziłem ich do zamierzonego celu. Śmiesznością wiec jest, jakoby one krowom mleko miały wysysać; już nawet budowa pyszczka i ząbków ich nie pozwoliłaby im uchwycić sutek, a tem bardziej łagodnie je wypuścić. Bajka ta, zdaje się, urosła stąd, że dla złożenia jaj zachodzą zaskrońce często do stajen; krowa, zobaczywszy pełzający ten gad, zaryczy, jak to zwykła czynić na widok każdego nieznajomego sobie przedmiotu; otóż i cała osnowa do tak rozpowszechnionego przesądu, o którym mi nawet ludzie w innym względzie kształceni z taką opowiadali pewnością i naiwnością, że nic mi nie pozostawało, jak zamilczeć wobec uporczywie przy swym przesądzie obstającej sędziwej osoby, a w duchu się zaśmiać”).

6. „Wąż zabity (powiadają), że choćby w kawałki był posiekany, żyć one będą aż do zachodu słońca”.

7. „Jeżeli wąż jest w pewnym poszanowaniu u zabobonnych, niemniej także szanują jego jaja. Kiedy je kto znajdzie lub gdzie trafi, powinien z dala omijać; a broń Boże nie zdusić, bo stąd się złe na cały dom rozlać może”.

8. „Jeżeli waż zjada mysz lub żabę, dławi się i połknąć nie może, a natenczas passujących się rozbroi ktoś kijem, czyli raczej odstraszy, - to kijem takim żegnając nadchodzącą chmurę z nawalnym deszczem lub gradem i robiąc na nią krzyże choćby z daleka, odgania się ją tak, że ona albo nas stronami omija i nawałność swoją na lasy rozlewa, albo też nie doszedłszy do naszych granic, pęka, dzieli się i szkody w zbożach nie robi”.

9. „Tak są wprawni znawcy i czciciele wężów, i czują gdzie one znajdować się mogą, że wszedłszy do zupełnie obcej chałupy, od razu poznają i winszują gospodarstwu iż mają w domu przyjaciela węża. Nie trudną jest rzeczą nauczyć się takich sztuk albowiem w pewnej wiosennej porze (zapewnie w czasie łączenia się tych gadów) wydają one niezmiernie odrażającą woń, a kto śmiały, często bierze je w rękę i nawyknie do powonienia, ten węża z daleka poczuć może. Twierdzenie to czynimy z doświadczenia”.

10. „Powiadają także:, iż są włościanie, którzy gady zaklinać umieją, a to taki robi skutek, że potem gady takie noszą w zanadrzu, a gad ukąsić nie śmie. Nigdy jednak włościanie nie nazywają węża: gadem lub gadziną, ale jego właściwym nazwiskiem, albo też: domowym przyjacielem”.

11. „Z pomiędzy ludu, udający więcej znajomości rzeczy od drugich, opowiadają, że pod korzeniem leszczyny, na której by rosła jemioła, znajduje się król wężów. Jest on większy od wszystkich innych przynajmniej dwa razy; na głowie ma złotą koronę stosowną do objętości tej głowy; a ten król w pewnych porach zwołuje radę i natenczas wszystkie węże gromadzą się około niego i odbierają do dalszego postępowania rozkazy. (Dziwną jest wiara, jakoby król wężów znajdował się pod korzeniem leszczyny ozdobionej jemiołą. Wiadomo, że jemioła jest rośliną pasożytną na znaczniejszych drzewach tylko rosnącą, jakiemi są: jodła, świerk, sosna, olsza, brzoza, grusza i wierzba; na drobniejszych drzewach i krzewach wcale się widzieć nie zdarza, a podobno niema takiego, co by usprawiedliwił, że widział jemiołę na leszczynie). Mówią, że gdyby, kto znalazł taką leszczynę, niech kopie pod jej korzeniem, a gdy tam znajdzie króla wężów, trzeba, aby go w oliwie ugotował tak dobrze, aby się całkowicie rozpłynął. Maść taką niech zleje, do jakiego słoika; a skoro się starym zrobi, niech weźmie tej maści, na chleb posmaruje i zje, a natenczas sen go ogarnie, śpi długo; a gdy się ocuci, nie tylko, że całkiem odmłodnieje i nowych sil nabierze, ale nadto szczęścić się jemu będzie przez cały ciąg dalszego życia; a tak ile razy się zestarzeje, tyle razy w sposób podobny odmłodniać się może. Wystawia się tylko na pokusy czarownic, które długiego jego wieku nie lubią i starają się, przeto przez wszystkie sposoby, aby się napił dekoktu z ziela bylicy, a wtenczas władza takiej maści zupełnie ustaje” (Gad ten z natury swej w naszych okolicach (wyjąwszy niektóre wodne gatunki) nieszkodliwy, żywiący się jedynie żabami, myszami, jaszczurkami i różnemi owadami, zapewne przez to zyskał poszanowanie, a za którym idzie uprzedzenie, iż mimo obrzydliwego kształtu, jest cichy i nienaprzykrzony. Wszystkie o nim opowieści, przez bliższe badania, nie sprawdzają się. Dodajmy, że bociana, który jest najgłówniejszym nieprzyjacielem wężów i niemi się szczególnie karmi, uważają za osobliwsze szczęście, jeżeli się on gnieździ przy domu. (J. Gl.)

12. „Opowiadają, że w powiecie Zamojskim, około wsi Obroczy i Zwierzyńca, niedawnemi czasy widywane były jeszcze wielkie węże, które tam połozami nazywają. Może to były węże płusy, które na Ukrainie także połozami zowią. Mówią, że połoz taką szczególną ma władzę, iż kiedy kto na leżącego w spokojności, a szczególniej w jego oczy długo patrzy, natenczas ujęty bywa jakąś czarującą siłą, że potem w tył kroku zrobić nie może, i ze szczególnym wzruszeniem w niego się wpatruje” (Kto się wpatruje w oczy węża płusa, dostaje jakiegoś czarującego omamienia. Jest to coś podobnego do uroku grzechotnika u Indyjan przez Willard”a opisanego. Powiada on:, że wpatrujący się w grzechotnika jest jak w zachwyceniu, słyszy głosy niepojętej harmonijnej muzyki i od tego stanowiska prawie się ruszyć nie może. (J. Gl.).

 

76. Żaby

 

1. „Kiedy pierwszy raz żaby zagrzegotają czyli zarechoczą na wiosnę, a to się trafi przed Wielkanocą, powiadają, że potem jeszcze długo zimno trwać będzie, chociażby ówcześnie była ciepła pora wiośniana. A to tak, jak to mówią o pszczołach, gdy w poście z ulów się poruszą i wylatują. Jeżeliby Wielkanoc była wczesna, mogłoby to zapewnie służyć za jakąkolwiek wróżbę, ale jeżeli późno przypada, wróżba taka nie ma dobrej zasady”.

2. „Gdy żaby pierwszy raz zagrzegotają, wieśniacy klękają i modlą się, zapewnie na podziękowanie Bogu, iż raczył dozwolić przeżyć zimę i doczekać wiosny”.

3. „O żabach ropuchami zwanych mówiliśmy pod ustępem o Czarownicach. Tu tylko dodać wypada, iż powszechnie mniemają, że ropucha od złego ducha pochodząca, albo złym duchem będąca, w ogniu się nie pali”.

4. „Żaba, którą lud rosiczką mianuje, to jest ta sama, która po trawnikach lub łąkach widzieć się daje, powiadają, że jest duszą dziecka bez chrztu ze świata zeszłego, pokutującą, - a to może dlatego, że napastowana i drażniona miauczy jak kot, albo jak małe dziecko głos wydaje. Dzieci lubią za temi żabami biegać i drażnić je, dla zabawienia się ich głosem”.

 

77. Pszczoły

 

1. „Za grzech wielki poczytują temu, kto się dopuścił zabójstwa pszczoły, a to dlatego, że pszczoły dają wosk na światło do kościoła”.

2. „NiżeIi bogobojny pasiecznik osadzi rój złapany, żegna wprzódy ul, w którym je ma osadzić, jako tóż żegna ten sam rój przed osadzeniem, i wtenczas dopiero pszczoły do ula sypie”.

3. „Dobra rzecz jest, kiedy kto z Bogiem zaczyna dzieło, ale sromotną jest rzeczą słyszeć zamawiania po cichu, jakie w tajemnicy niektórzy wiedzą pasiecznicy, a wierzą w to, że ich zamawiania i zaklinania, sprowadzają pomyślność pasieki”.

4. „Wierzą też, że gdy w oko czy w otwór ula, którym pszczoły wylatują, wsadzi się wysuszoną krtań wilka, natenczas pszczoły przez nią wylatujące, nie tylko mają być daleko silniejsze od innych sąsiedzkich, ale na nie napadają i łupem z nich się żywią”.

5. „Żywe gady, jaszczurki i węże zalepiają w garnek i na wolnym ogniu prażą, a stąd otrzymany olejek używają pasiecznicy do wycierania ulów wabikarni zwanych, które na drzwiach przywięzują dla złapania dzikich lub też cudzych pszczół”.

6. „Mówią, że kiedy się, kto targuje przy kupnie pszczół, to potem nie będą mu się dobrze wiodły”.

7. „Gospodarz któryby miał obfitą pasiekę, winien się z nią uprzątnąć i sprzedać przed końcem życia, jeżeli się czuje bliskim zgonu, bo pozostałej rodzinie już się tak udawać nie będą, i łatwo się zmarnują. Tem bardziej nie wiodą się pszczoły temu, kto je po zmarłym kupuje”.

8. „Złodzieje nie kradną pszczół, ale miód, a ten, co cudzy rój kradnie, niech się z niego nie spodziewa pociechy. Owszem, nawet swoje pszczoły przytem potracić może, bo mówią:

„jak ty, kogo szczyptą, to ciebie z innej strony diabeł ujmie całą garścią”.

9. „Chcąc się zabezpieczyć, aby roje nie uciekały z pasieki, zakopują gwóźdź albo przynajmniej kawałek drewna z szubienicy w pasiece, ule zaś smarują pomiotem pierwszym ze świeżo urodzonego cielęcia otrzymanym”.

10. „Niepoliczone są zabobony starych pasieczników i trudne do zbadania, bo się z niemi kryją. To tylko pewna, że tych ludzi za znakomitych czarowników uważają, a jak czarownice tem są szczególniej sławne, że mają najwięcej nabiału, tak pasieczniki czarowniki mają najwięcej miodu, i najlepiej u nich pszczoły się roją”.

 

78. Ćmy

 

1. „Ćmy, nocne motyle, których rozliczne są gatunki, wiją się i latają wieczorem, a szczególniej, gdy się pali świeca; częstokroć toną i palą się w tej świecy lub też w kaganku; są przeszkodą robiącym około tego światła, a natenczas włościanie lub włościanki różne robią wnioski, że: to jest pokutująca dusza, a nawet przypominają nieboszczyków, mianują ich imiona, modlą się za nich, lub też żegnają jak przed złemi duchami, a dzieci je czasem łapią i męczą bez litości. Starsi przestrzegają ich aby tego nie czynili, bo to są duchy nieboszczyków” (Mickiewicz w Dziadach zręcznie użył tego przesądu w ustępie o ćmach:

„A tuś mi panie motylu! ... itd.

„Tymczasem z potępioną błąkając się duszą,

chociaż nie lubią światła, w światło lecieć muszą”)

2. „Je się, komu zdarzy widzieć ćmę zwaną „Trupia główka (Sphinx atropos), która na swym kadłubie istotnie nosi wyobrażenie trupiej głowy, szczególniej przed nią żegnają się jak przed diabłem, a wróżą sobie zaraz jakieś w domu nieszczęście, lub też śmierć, którego z krewnych”.

3. „Przeciwnie, jeżeli się zdarzy, że motyl (dzienny) wleci do chaty, wróżą sobie stąd jakąś pomyślność i szczęście i bardzo są radzi temu gościowi, szczególniej na wiosnę”.

 

79. Muchy

 

Mówią, iż od dnia, św. Jana (Chrzciciela) począwszy, Muchy przechodzą już na swój chleb (własny), i dlatego, zmuszone same o sobie myśleć, stają się bardziej dokuczliwe. (Lublin).

 

 

Rośliny

 

 

80. Krzewy i zioła

 

1. Paproć. „Lud opowiada różne baśnie o zielu paproci, z któremi się łączą tajemnice i dziwaczne zmyślenia. Tę roślinę skrytopłciową (mówi Gluziński), uważają przecież jako wydającą kwiaty z niepoliczonemi własnościami. Lecz kwitnienie odbywa się tylko, według wniosków ludowych, w samą północ wigilii św. Jana. Do kwiatu tego, więc przywiązują rozmaite skutki: obfitości w bogactwa; szczęścia i dobrego mienia. Chcąc go dostać, potrzeba (w okolicy Lublina, Belżyc itd.) w wigiliją św. Jana przed pół nocą iść na miejsce gdzie dość rośnie paproci, trzeba mieć święconą kredę, (jaka się w dzień Trzech Króli po kościołach święci), określić (nią) koło tak wielkie, aby we środek zająć najbujniejsze rośliny, położyć się w znak krzyża, i gdy wtenczas poza kołem diabli odbywają rozmaite pokusy i strachy, niczego się nie obawiać i leżeć cicho bez poruszenia. O godzinie północnej kur zapieje, ustają harce diabłów, a wtedy potrzeba szukać na całym sobie, opadłego kwiatu z paproci, i gdy się go znajdzie, schować w szkapierz i nosić tak długo, dopóki się człowiek nie nasyci bogactwem, które niewiadomo skąd się bierze. Mówią, że kto ten kwiat posiada, mimowoli znajduje odwiecznie w ziemi zachowane pieniądze, szczęści się gospodarstwo, pasieka, pomnaża dobytek, a nawet myśliwy nigdy na próżno nie strzeli” (Ob. Lud, Ser. Xv, str. 64).

2. „Niektórzy, (pod Zamościem) wnoszą, iż nie potrzeba określania się święconą kredą i że niema żadnych strachów przy zbieraniu kwiatu paproci; tylko się trzeba w niej na noc w wigilię św. Jana położyć, a sam kwiat o północy za cholewę wpadnie, i nosić go trzeba za cholewą wciąż, dopóki się człowiek nie zbogaci”, (Obacz: Skarby).

3. Paproć rozkwita albo o północy, albo też i w dzień w samo polu dnie, i to na sam granicy wsi. Kto pozyszcze kwiat dniowy, temu wszystkie otwierają się zamki, pieczary i wie o wszystkich tajemnicach. Kto zaś kwiat nocny posiędzie, temu się rozwidniają ciemności i wszystkie ukryte objawi się skarby. (Od Żókkiewki, Tarnogóry, Turobina).

4. We wsiach Gardzienice, Giełczew, Wygnanowice, Stryjna (pod Piaskami), - taką o paproci słyszeliśmy gadkę: „Szedł sobie chłopisko, gospodarz, w wilię św. Jana przez las, aż tu od razu widzi, jak pod jednym dębem bardzo się coś i skrzy, niby kupeczka gwiazd (własne opowiadającego wysłowienie) (Kwiatek ten drobniuchny, podług mniemania ludu, świeci jak gwiazda (Rostafiński: Kwiat paproci). Jest też podanie, że w chwili, gdy zakwita, piorun na niego zstępuje (Kirkor: Litwa i Białoruś). - Poszedł tam, i znalazł czyściutkie a nowe dukaty. Ale mu się aż trochę straszno zrobiło. Obejrzy się znowu, a tu caluśki świat pod nim jak szkło - i gdzie spojrzy, to wszędy widzi już-to srebro, już-to złoto, to w kociołkach, to w skrzynkach, to w garnkach, a choć w niektórych pieniądze były przysypane popiołem, to ten popiół kurzył się tylko jak dym, a na dnie błyszczało złoto jak ogień. - Otóż tedy, gdy gospodarz patrzy a patrzy na to wszystko bogactwo, tak ono się ściąga w jedno miejsce i tak bliziutko niego, że już tylko ręką dostać. Wtem nagle ktoś go trąca z tyłu. A on się obejrzał, i zobaczył księdza, niby Bernardyna, ale stojącego boso na lewą nogę. Ksiądz zaraz do niego rzecze: „ No, wiesz  co, sprzedaj mi twój but jeden, ten z lewej nogi” (- a uważajcie, że nie pochwalił Pana Jezusa); „ano” mówi dalej tak: „Nieszczęście mi się wydarzyło, bo spałem tam w stodole w jednej wsi, a-tu w nocy burza się zrobiła i zaczęło łyskać i grzmoty biły, aż nareszcie piorun trzasł w tę stodołę; a choć ludzie przybiegli, to już nikt nie ratował, tylko każdy mówił że to kara Boża. Ja zaś, to’m się prędko zerwał, i w strachu tylko jeden but złapać zdążyłem, bo już nie miałem czasu nawet myśleć o drugim, jeno Panu Bogu dziękowałem, że mnie wybawił od niespodziewanej śmierci” – „Już-ci” pomyślał gospodarz, „ to co sam Pan Jezus zapali, tego nie wolno ratować; to prawda i łaska Boża widać obroniła dobrodzieja od śmierci; ja tu stąd niedaleko mam do domu, to zdrów zajdę tam i bez jednego buta - A ksiądz znowu do niego, jak gdyby mu bardzo pilno było: „Ja ci dobrze za to zapłacę mój gospodarzu, bo to widzisz, nienaucznym chodzić po nocy w lesie boso i noga mnie już boli - I siadł-ci on chłopisko, a ksiądz sam nuż mu but ściągać, gdy przedtem już rzucił mu był jakiś tam pieniądz. Aż tu w chwili, kiedy mu but ściągnął, chłop usłyszał koguta piejącego na północ; wtedy ksiądz ino się roześmiał strasznie i rzucił mu but w oczy, a świst i huk przeraźliwy zrobił się po całym lesie, aż się dęby wyważały, a wszystkie bogactwa, jak żeby je ziemią przysypał, znikły od razu. - Otóż to chłopu temu wleciał za cholewę buta kwiat paproci, a taki kwiat ‚„Złe” zawsze zabiera do piekła. Ale że ów człowiek, nie umyślnie, ale przypadkiem go pozyskał, zatem czart nie miał do niego mocy, i tylko prześpiegiem (fortelem) od niego kwiat odebrał. - A gdy gospodarz przyszedł do domu i obejrzał pieniądz, co go do stał od księdza, to spostrzegł, że mu się on przemienił w końskie łajno” (Inna wersya z pod Puław opiewa, iż gdy chłopu wleciał kwiat do buta i widział wszystkie skarby - nawinął się diabeł w postaci znajomego szewca i dał mu parę nowych butów. Chłop się za taką cenę pozbył starych, ale zarazem i kwiatu paproci, który z buta wyleciał)

5. Drugi chłop pasł woły, i temu zginęły. Poszedł on tedy szukać ich w lesie, i również mu kwiat paproci wleciał do buta, ale to było w dzień (w południe). I zaraz wiedział gdzie są woły, i dokąd tylko przyszedł, to mu się same otwierały zamki wszystkie, i wszystko wiedział co tylko kto we wsi robił i mówił. Aż go coś zaczęło w bucie gnieść. On też „go wziął i wytrząsnął a tu kwiat paproci mu wyleciał gdzieś w trawę na granicy i przepadł. Takim sposobem znowu jak dawniej ostał durnym”. (Od Bychawy).

6. „Boże drzewko raz zasadzone w ogródku, starannie przez domowe dziewczęta powinno być hodowane, albowiem gdy przez zaniedbanie uschnie wśród lata, śmierć komuś wróży w tym domu”. (Od Zamościa).

7. „Ruta znaczy gotowość zamążpójścia dziewczyny, która się w nią ubiera; z niej uplatają wianki i stroją swe głowy”.

Czarownicom służy: 8) bylica, 9) lulek czyli szalej, 10) cykuta, 11) jaskier i inne tym podobne jadowite. Odwar z ziela bylicy dają krowom do picia po wycieleniu aby się oczyściły, domieszawszy mąki i soli; a wnoszą że od takiej krowy po wycieleniu bylicą napojonej, czarownica mleka odebrać nie może”. (Od Zamościa).

12. „Bez jeżeli gdzie rośnie w ogrodzie lub w sadzie, nie można go wykopywać ani wycinać bez narażenia domu, do którego należy, na wielkie nieszczęścia, dolegliwości a nawet na śmierć. Skórka ze świeżo ukopanego korzenia skrobana do góry, wydaje sok sprawujący womity, - a jeżeli skrobie się korzeń na dół, natenczas sok wyciśnięty sprawuje rozwolnienie (Lud, Ser. XV, str. 74, nr 72).

13. Rosną w Lubelskiem (koło Lublina, Bychawy, Turobina) różne gatunki ziela Przetacznika (Veronica), mianowicie: P. szeroki (lud go zowie: łozanka), wązkolistny, kłosowy, nieprawy, zwyczajny (lud go zowie przerwaniec), trzyliściowy i bluszczykowy. Ostatni nazwany od ludu manną; ziarnka tej rośliny strzepują kobiety wiejskie na przetaki przed wschodem słońca, kiedy jeszcze rosa, i tłukąc je następnie w stępie, zyskują dobrą potrawę: kaszę. Manna już w kwietniu kwitnąć poczyna; zbierają ją w czerwcu i lipcu. (Lud, Ser. VII, str. 129, nr 28).

 

 

Choroby i Leki

 

 

81. Zamawiania, Zaklinania, Zażegnywania, Guślarskie praktyki

 

1. „Pod wyrażeniem: zamawiania, zaklinania i zażegnywania (mówi Gluziński), niepoliczone ukrywają mieszkańcy tajemnice: sposobu leczenia tak ludzi jako i bydła, a trafem i przypadkiem zyskują sobie oszusty pewne wzięcie u łatwowiernych, naigrawając się z oszukanych. Z czasem przez nawyknienie, nawet i sami oni przywiązują wiarę do swojej niby tajemniczej władzy i mniemają, że istotnie przez zaklęcia i zażegnywania albo zamawiania, odwracają słabość lub jaką uporczywą chorobę (Lud, Ser. VII, str. 94, nr 208. Ser. XV, str. 146, nr 23, str. l nr 26).

2. „Widziano niedawnemi czasy, jak z sąsiedniej wioski przy pędził włościanin chlewną maciorę do owczarza, która miała w uszach robaki, dla tego, że ten owczarz szczególniej zaklinać i za mawiać umiał. Przenocował u niego włościanin, wypróżnili flaszkę gorzałki (Przed wypiciem kieliszka wódki, często zwykł się zamawiacz odzywać, żegnając go trzy razy znakiem krzyża św.:

Witaj trunku pożądany,                     Salve Mater, salve ita,

a po trzykroć przepędzany.                Niema lepszej, dobra i ta.

A te, co cię przepędzały,                    Byłaś w korcu, byłaś w gumnie,

po trzykroó się umywały.                   teraz będziesz w brzuszku u mnie.),

a nazajutrz przed wschodem słońca wyprowadzili tę maciorę za owczarnię pomiędzy chwasty na wzgórek. Owczarz nachylał się i szeptał niepojęte wyrazy a potów odprawił włościanina z maciorą do domu. Po jego odejściu, rozpytywano owczarza o szczegóły i sposób postępowania i o wyrazy przy tem szeptane, a dobrze upomniony i wynagrodzony, odkrył tajemnicę, iż w takim razie gdy jakiekolwiek bydlę ma robaki, trzeba je zaprowadzić do krzaka ostu, przygiąć wierzchołek tego ziela do ziemi, zabić go rososzką czyli kulką  drewnianą do ziemi i wymówić potrzeba trzy razy: „oście, oście!- dotąd cię nie puszczę, póki z tego zwierzęcia nie wylecą goście!” - a to ma być tak skuteczne że przed zachodem słońca robaki wylecieć muszą koniecznie, i nigdy już więcej nie będą. Ale zachować trzeba tę uwagę, że wraz z zachodem słońca wierzchołek ostu wypuścić trzeba z uwięzienia, albowiem w przeciwnym razie, robaki jeszcze bardziej pomnożyć się mogą. Że zaś w takim razie może nastąpić zapomnienie, przeto wymagają, aby żądający kuracyi, po trzykroć ze swojem bydlęciem przychodził, a to może, dlatego, ażeby tyleż razy zamawiający mógł się od niego napić gorzałki, albo też z uprzedzenia, że dopiero za trzecim razem zamówienie odbierze skutek pożądany”.

3. „Podobnież dziewanna, według pospólstwa, ma tajemniczą własność uleczenia bydląt od robactwa. Właściciel napadniętego robactwem bydlęcia, wieczorem o zachodzie słońca, nachyla wierzchołek tej rośliny ku ziemi, i przykłada go ciężkim kamykiem lub bryłą ziemi, wymawiając słowa następujące: „Dziewanno, dziewanno, panno! dopóty cię nie odchylę, póki (z takiej a takiej maści cierpiącego bydlęcia) nie wypędzisz robaków”. Jeżeli na dzień następny roślina sama przez się wyzwoli się z pod kamiennego ciężaru, to bydle uleczonem zostaje. Proces choroby bydlęcia przeszedłszy swój period, często potwierdza tę mniemaną z naturą sympatyjkę”. (Lud, Ser. I str. 97, nr 33).

4. Szerść bydlęcia w liczbie przesądów ludowych, należy także do tych tajemniczych działaczów w naturze, które równie jak dziewanna, mają sympatyczną siłę leczenia od robactwa. Kiedy jakie z bydląt jest napadnięte robakami, uszczknioną z niego sierść przed wschodem słońca obnoszą około domu, idąc przeciwko słońca, a włożywszy w prześwidrowaną dziureczkę węgla tegoż domu, zabijają jakim bądź drewnianym kołkiem, i powiadają, że wtenczas robaki wylecą”. (Lud, Ser. Xv, str. 163, nr 65).

5. Zaklinania odbywają się tylko w szczególnych przypadkach, np., gdy kogo gad ukąsi, albo, jeżeli z gadami ktoś się zabawić życzy. Ukąszony od żmii, bywa wieziony czasem o mil kilka do umiejętnego w sztuce, aby został wyleczony, gdy jadowitość ukąszonego zaklętą zostaje. Zdarzyć się, przeto może, iż taki umrze w drodze z puchliny i zgangrenowania, niedojechawszy do przywidzianego lekarza. Zdarza się równie, że ukąszony od węża, który niema takiego jadu jak żmija, po zaklęciu wraca zdrów; a że po spólstwo, tak jak przestraszony cierpiący, nie urnie rozpoznawać, co jest w istocie wężem, a co jest żmiją, mniema, przeto, że istotnie skutkiem tego zaklęcia i zamówienia, ocalał od nagłej śmierci. Widziano chłopa, który się przechwalał, że żmiję nosi w zanadrzu, czyli za pazuchą, że ją zaklął, a przeto mu szkodzić nie może, ani go nawet kąsać nie śmie. Przypatrzywszy się z bliska kuglarstwu, poznano, że to był wąż pospolity, który jest bardzo łaskawy a raczej bojaźliwy, a który nawet ukąsiwszy skoroby był rozdrażniony, tyle tylko szkodzi, co ukłucie szpi1ką”.

6. „Zaklinania wzięły bez wątpienia początek z przesądu, że w gady w postaci wężów pospólstwo za złe, od złego ducha pochodzące uważa, lubo węże jak się wyżej powiedziało, mają w pospólstwie pod pewnemi względami cześć i poważanie. Roztropniejsi i rozeznać żmiję od węża umiejący, biorą tylko do rąk węże nieszkodliwe, a niemi ludzi straszą lub zadziwiają. Ażeby zaś tem łatwiej wmówić przesąd, używają nad złapanym gadem szeptów, że gnania i modłów, dodając za antyfonę: „gadu, gadu! nie wypuszczaj jadu!” - Takie szepty, modły i dodatki rymowanych wyrażeń, umiejętnością zaklinania nazywaja”.

7. „Zażegnywania mają również miejsce w szczególnych przypadkach, takich jak na przykład: ukąszenie przez psa wściekłego, w uporczywych i niedocieczonych słabościach, w chorobach raptownie przypadających, czasem w cierpieniach wielki6j choroby i kołtuna, których pochodzenie od władzy złego ducha być mienią, nawet przy urokach, o których wyżej mówili” (Lud, Ser. XV, str. 161).

8. „Zażegnywania takie odbywają się pokładaniem chorego w znak krzyża, wyciąganiem jego stawów, szeptami i modłami, i wyrabianiem przez działanie rąk niepoliczonych krzyżów, czyli zygzaków nad cierpiącym”.

9. „Dziwną zaiste zdaje się rzeczą (mówi Gluziński), iż ten sposób leczenia, przez niektóre szczególne osoby odbywany, często kroć pomyślne sprowadza skutki, i chory dość prędko wraca do zdrowia. Kiedy jednak zastanowić się godzi, że nie wszystkie osoby mają własność podobnego leczenia, że żadne nagrody nie wystarczą na nauczenie tego któryby chciał przejąć tę sztukę, że nawet najprzywiązańsza matka lub ojciec, swojej córki lub syna tej sztuki nauczyć nie może, a przecież dla odbieranych korzyści ze swojej umiejętności nic nie zostawia w puściźnie, trafiamy na wniosek, iż zażegnywanie w jaki bądź sposób odbywane, może być skutkiem dotąd niepojętej siły magnetyzmu zwierzęcego, niektórym tylko osobom właściwej która innym osobom tylko się w skutkach swoich udzielać zwykła. Nie tu miejsce do rozpraw, które uczeńszym zostawić się godzi; nad mienić tylko wypada, że jak często słyszeć się daje o pomyślnych skutkach zażegnywania słabo tak one z nauką magnetyzmu zwierzęcego, mogą mieć przecie jakiś niepojęty związek”.

10. „W Lubelskiem (koło Piasków, Gorzkowa) niebezpiecznie chorych, zagrzebują bez odzieży po szyję w ziemię. Albo też: Gorczycą octem skropioną całe ciało okładają, tak, że pryszcze okryją skórę. Mniemają, że złe ze środka na wierzch wystąpiło” (Hoffmanowa: Rozrywki dla dzieci. Warszawa, 1826).

 

82. Rośliny lecznicze

 

Oprócz roślin wspomnianych już wcześniej używane są do leków następujące także:

1. Babka (Alisma plantago). Dwa listki babki wymoczone w wodzie, służą na febrę, która

„co drugi dzieli powraca”, - trzy listki, kiedy powraca co trzeci dzień, - i tak stopniowo dalej.

2. Bagno (łoza, Ledum) wygotowane z miodem, piją od kaszlu.

3. Barwinek (Vinca peryinca) i Wrotycz (Tanacetum) suszą, proszkują i używają do

zakadzenia puchliny wodnej (hydrops).

4. Bez pospolity (Sambucus). Zdzierają zeń miazdrę czy miazdę (miazgę, - oskoła

zgęszczona pod korą tworząca błonkę cieniuchną wilgotną); skrobią potem krzew pod włos,

oskrobmy te moczą w tęgiej wódce, którą piją na kołtun.

5. Biedrzeniec (Pimpinella saxifraga) wymoczony w wódce służy przeciw epidemicznym chorobom. Piją go w wódce, lub smarują się takową.

6. Boże drzewko (Artemisia abrotanum). Liście suszą i kład w uszy na strzykanie.

7. Bratki (Yiola tricolor y. Flos trinitatis) wygotowane w miękkiej wodzie, piją na duszność

(asthma), i krwawankę (krwawnicę, krwiotok, - haemorrhois).

8. Ciemięrzyca (Helleborus albus), wraz z kwiatem z żyta, dają ususzone i sproszkowane do

tabaki, - od kataru.

9. Dębne jaja, zwane także: bętki, mają oznaczać grzyb, Dębniak (Boletus schaefferi y.

Arboreus sessilis), przykładają na rany na kształt szarpii.

10. Dzięgieć lasowy v. dzięgiel leśny (Angelica sylyestris) wymoczony w wódce, jak i

wygotowany w wodzie, skuteczny jest na słabości dla kobiet brzemiennych.

11. Gliśnik, glistnik (Santonica, Wurmkraut) wymoczony w wódce, służy na wszelkie

bolenie dla dzieci. Używają tego lekarstwa tak na wewnątrz jak i na zewnątrz.

12. Gałgan v. galgant (Marantia galanga), równie jak i:

13. Goździk duży v. goździeniec (Illecebrum), wymoczone w wódce, służą na wszelkie bóle

żołądkowe i słabości u kobiet.

14. Jasieniec, v. Centurya wielka (Centaurea centaurium), używają jak wiadomo

powszechnie, podobnie jak Lipowy kwiat, Miętę i Rumianek (Anthemis), na uspokojenie i

uśmierzenie bólów.

15. Kalina (Viberum opulus). Jagody jej gotowane w miodzie, służą na kaszel.

16. Kulibaba v. Widłak babi-mór y. Pasek św. Jana (Lycopodium clayatum) w wódce, na

bóle żołądkowe i słabości kobiece.

17. Kurze ziele, kurza- noga, tłustosz (Portulaka, pourpie) w wódce, na kurcze żołądka (ob.

Wronie-oko).

18. Leszczyna (Coryius). W odwarze z leszczyny kąpią się kobiety po połogu.

19. Listki zbabczone v. szanta y. krzecina (Marubium yulgare). Odwar z tego ziela dolewają

do kąpieli dla dzieci.

20. Macierzanka v. macierza-duszka (Thymus serpillum) wymoczona w wódce lub

wygotowana w wodzie służy dla kobiet słabych i brzemiennych.

21. Mak (Papayer). Odwar z makówki dają dzieciom na spanie.

22. Mysie uszy (Hieracium auricula), wymoczone w wódce, piją zaraz po pierwszym

paroxyzmie febry, dla niedopuszczenia rozwinięcia się tej słabości.

23. Olej z gorczycy służy przeciwko wiatrom (tumor).

24. Owies (Ayena) gorący, zakrapiany octem, służy do uśmierzenia kolek w boku lub

piersiach.

25. Pasek św. Jana, obacz: Kulibaba

26. Podróżnik, v. błędnie u ludu zwany sporysz, sporzyść (Cichorium wedle Jnndziłła i Kluka, Wegwart u Hagena). Ziele to używają do spędzenia płodu.

27. Przestrach, jest to skrzyp, przęstka (Hippuris, Tannenwedel) który suszą i kadzą nim

dzieci, gdy się czegoś przestraszyły.

28. Purchawka, v. pruchawka, purchatka, bzducha, kurawka, - bedłka kułkowa (Lycoperdon

boyista) służy do tamowania uchodzącej krwi.

29. Róża dzika (Rosa canina). Lekarki wiejskie, po zamówieniu choroby, polecają obmywać

pacjentów (z klasy zwierząt domowych) wystudzonym odwarom z korzonków tej róży.

30. Róża polna. Obmywanie odwarem z korzonków tej róży, skuteczne jest przeciw chorobie

zwanej także róża (ignis sacer, erisipetas, le feu St. Antoine).

31. Ruta jara (Ruta) i ruta zimowa tj. wązkolistna (Thalictrum stifolium). Liście suszą i

kładą w uszy na strzykanie, podobnie jak i Boże-drzewko.

32. Sporysz, u ludu zwany także Żabie gronko (Herniana) służy na spędzenie płodu,

podobnie jak Podróżnik.

38. Swiętojańskie ziele, żarnowiec (Spartium). Korzeń wymoczony w wódce, służy na

słabości, osobliwie kobiece.

34. Szczaw kobyli, ostrolisty (Rumex acutus) albo mieszają na oczyszczenie krwi do

jajecznicy usmażonej „jak grzybek” albo nasienie z tego ziela, jako też i korzeń suszony

moczą w wódce, albo też je utrą i z mlekiem od jałowej krowy gotują na różne słabości.

35. Wawry, chabry (Flockblum, Centaurea) suszą; suszone odgrzewają i zakrapiają kwasem,

i takowe noszą na piersiach przeciw bólom.

36. Wronie oko (Strychnus nux yomica) moczone w wódce, służy do zewnętrznego użycia

na kurcz żołądka, tak samo jak i kurze ziele.

37. Wiertnik lub Retń (wiciokrzew, Lonicera caprifolium). Zielem tem obkładają

nadwerężone członki ciała przy zwichnięciu. Do tegoż samego celu służą także i:

38. Zygmantek v. zygmarek (Althea), i

39. Żywokost jak tu lud nazywa, czyli żywa-kość (Symphytum).

 

83. Inne leki z ciał organicznych

 

1. Odchody ptasie, a szczególnie z wróbli, moczą w wódce i dają na przeczyszczenie żołądka.

2. Konik polny, v. skoczek (Cicada), świeżo zabity, dany choremu (bez jego wiadomości) do zjedzenia w suszonej śliwce, - na febrę. (Od Frampola i Janowa).

3. Oczy z raków, suszone, utłuczone i zmieszane z wódką - na febrę.

4. Rybka ze szczupaka wydobyta, ususzona i wymoczona w wodzie, - na febrę.

5. Trzy razy należy choremu wleźć do pieca, i tam po 7 minut siedzieć - na febrę.

 

84. Kąpiele i kuracye

 

1. „Czułośćatek (mówi Gluziński) jest prawie taka sama w prostocie (tj. u ludu prostego) jak w klasach wyższych, a częstokroć tę ostatnią przewyższa. Ubogie są wioski nasze w lekarzy. Same, więc matki przez troskliwość, robiąc ile rozumieją, albo, co ktokolwiek doradzi, kąpią swoje chore dzieci w doradzonych ziołach, a po dopełnieniu tego, wylewają wodę z kąpieli na cudze psy, ażeby jak mówią: choróbsko z domu wyniosły - albo na rzekę lub strumień, albo na drogę przed przejeżdżających ażeby oni też chorobę zabrali; - a nawet czekając na drodze z przygotowaną wodą kąpielną do wylania, wyglądają podróżnego, wylewają spiesznie przed niego, i natychmiast z miejsca uciekają, nie oglądając się za siebie. - Przechodząc około wylanej wody z kąpieli, stronią od niej spluwają i chronią się szczególniej aby bosą nogą nie stąpić na rozlaną wodę (Tu woda (iż brudna), jest złowrogą, gdy w innych razach (czysta) działa ona zbawiennie. Wszakże w Pamiętniku relig. morał. (Warsz.1851, T. 20,8, s. 417) czytamy o studni niepomyślną podającej wróżbę. I tak: Jan Zamojski hetman i kanclerz. w. koronny, od r. 1589 ordynat, zaczął, na gruncie bytującej dotąd wsi Rogużno, zakładać miasteczko, którego nazwa Jelitów miała zastępować tubę rozgłaszającą herb jego. Roku 1595 Zofia Tarnowska, żona jego, obdarzyła go pierworodnym, któremu na chrzcie dano imię Tomasz. Nad herb był Zamojskiemu droższy syn; od imienia tedy syna z woli ojca zaczęto odtąd Jelitów nazywać Tomaszowem i ta nazwa pozostała. Gdy je zakładano, objawiło się na pobliskim pagórku cudowne światło. Zatknięto, dlatego krzyż na tym pagórku, nazwano go pagórkiem objawienia; a w r. 1636 wymurowano tu słup z godłem objawienia, w r. 1652 chowano naokoło niego zmarłych na morowe powietrze, i wystawiono kaplicę z wizerunkiem N. Panny. Józef Potocki wojewoda Kijowski, szwagier Leszczyńskiego (założyciel Stanisławowa), po upadku Karola X polecił się w swój niedoli opiece N. Panny Maryi Tomaszowskiej, i wybudował tu kościół i klasztor r. 1725 który osadził Trynitarzami.

Po zniesieniu zakonu tego w Austrii r. 1783, autor: Geografii Galicyi wydanej w r. 1786 umieścił następującą wiadomość: „Tomaszów, miasto niegdyś ozdobne prześlicznym kościołem Trynitarzów. Przy klasztorze jest studnia, która gdy mają być żyzne lata, z brzegów nie wylewa; gdy zaś ma być nieurodzaj, głód lub, jaka na kraj klęska, rzekę formuje. W mieście jest kościół drewniany, do którego przeniesiono cudowny obraz Matki Boskiej od Trynitarzy” (Obacz: Lud, Serya XVI, str. 18).

2. „Dziecko ciągle chore i nędzne, mówią, że trzeba kąpać w Boże Narodzenie, a w kąpiel przygotowaną trzeba kłaść pieniądze”.

3. „W nieckach po mące lub w innym podobnym naczyniu (np. w dzierzce), dziecka kąpać nie należy”.

4. „Wodę z wykąpanych dzieci wylewają na krzak bzowy w ogrodzie lub gdzie przy domu rosnący, a wnoszą, że chorobę od nich odbierze Złe, które tam pod krzakiem spoczywa”.

5. „Po wykąpaniu dziecka, jeżeliby to się bawiło pod progiem domu, a ktoś go wchodzący przelazł, natenczas mówią, że już większe nie urośnie”.

6. „Kąpią dzieci chore w odwarze ze słomy jęczmiennej z korzenia tatarakowego, z latorośli wysuszonej leszczyny, i z ziela, które pospolicie szanta (Origanum serpile) nazywają, a zwykli także wykąpane dziecko, masłem niesłonem smarować”.

7. „Tak zwykli także smarować po kąpieli dzieci, które się przelękną i stąd cierpią, a sen mają niespokojny. Czasem po wykąpaniu, przelewają nad niemi wosk topiony lub ołów, cedząc go przez miotłę”.

8. „Jeżeli dziecko przelęknie się psa lub innego stworzenia, starają się dostać z psa tego szerści choć szczyptę; jeżeli zaś człowieka, ucinają mu (człowiekowi) choć kawałek szmaty jaki i tem dziecko przelęknione nakadzają, a nakadzając spluwają”.

9. „Na krwotok po zranieniu używają chleba razowego, jeżeli być może, świeżego, ugniecionego z pajęczyną i zlepionego w kształcie piastra, który przyłożywszy na ranę, nie wątpią, że krwotok ustanie”.

10. „Potem na rany przykładają albo podbiał (liście na gliniastych gruntach rosnące); - albo liście z latorośli olszyny które z pni wyrastają i są tłuste czyli lepkie; - albo liście żywokostu wodnego”.

11. „Maść na rany robią z kwiatu konopi płaskonnych z woskiem suszem świeżo z ula wziętym i z oliwą razem stopionemi i pomieszanemi”.

12. „Na boleści w żołądku piją wódkę z pieprzem tłuczonym i pomieszanym, albo pieprz cały połykają i wódką go zapijając”.

13. „Na dychawicę i długo trwającą duszność mocną, moczą liście bobownika (trifolium fbricum) w wódce, a taką z rana i wieczór piją po kieliszku”.

14. „Kobietom doświadczającym krwotoku zbytecznego, robią naparzenia z odwaru krwawnika (millefolium) albo też kory wierzbowej z latorośli oskrobanej. Niektóre kobiety radzą w takich razach pić odwar krwawnika”.

15. „Febrę choćby najbardziej upartą, kurują zielem zwanem babka górna, które ma listki podobne do babki zwyczajnej, ale nie stojące, lecz rozścielające się na ziemi; te nie są tak gładkie, ale szorstkie, nie tyle zielone ale bledsze; ze środka listków nie kilka jak u babki zwyczajnej, ale jeden wystrzela pręcik, na którym jest na samym wierzchu kwiatek w kształcie baranka lilowo kwitnący. Całą tę roślinę z korzeniem, liściem i kwiatem, po oczyszczeniu suszą, trą na proszek, chowają do użycia, a w razie potrzeby dają w wódce tyle proszku, ile wziąć można na dobrą łyżeczkę kawianą, i wtenczas gdy najmocni daje się czuć paroxyzm febry; - do trzech razy, niewątpliwie febra cierpiącego porzuca”.

16. „Niektórzy włościanie mają, pewne pory czasu do puszczania krwi, a czynią to bezwzględnie na istotną potrzebę, i korzystają zazwyczaj ze zręczności gdy są w miasteczku na jarmarku lub targu, albo też gdy się zgromadzają na nabożeństwo i gdy mogą mieć ku temu cyrulika”. (Lud, Ser. VII, str. 171).

17. „Gdy kto na rękach lub nogach ma brodawki, mówią: że aby się cierpiący wykurował, potrzeba żeby uważał jak dwóch swawolnych chłopców jedzie na jednym koniu, wtedy niech za niemi rzuci wiecheć z buta i rzecze: „dwojaki, dwojaki, weźcie ode mnie brodawki” - a wtenczas niewątpliwie te brodawki znikną”.

18. „Inni za tak robią: nad brodawkami wiążą supełek z wełnianej nitki, a takowy supełek włożywszy pod biegun wrót w stodole, uciekają stamtąd pospiesznie nie oglądając się za siebie, pewni, że wtenczas brodawki niewiedzieć gdzie się podzieją”.

 

 

PRZYSŁOWIA

 i przepowiednie ludowe,

różne i w różnych okolicach używane

 

1.         „Na nowy rok                                                                 (1 Stycznia)

przybyło dnia na barani skok”.

Zapewne w zawiązaniu tego przysłowia uważano, iż słońce od czasu, jak największy cień rzucało (tj. w miesiącu grudniu), o tyle ten cień zmniejszyło, i tak, że ustęp cienia baran przeskoczyć może.

 

2.         „Na nawrócenie świętego Pawia,                               (25 Stycznia)

połowa zimy przepadła”

Bez wątpienia trafia to przysłowie do przekonania, gdy u nas zima w Listopadzie się zaczyna a w marcu się kończy.

 

3.         „Na święto Agnieszki                                                  (21 Stycznia)

wiedlą szynki, jedzą kiszki”

Utrzymują zazwyczaj, iż bicie wieprzów i urządzenie wędlin najstosowniejsze jest w końcu stycznia; lecz w Litwie gdzie są najdoskonalsze wędliny, uprawiają je w marcu.

 

4.         „Na święty Franciszek,                                               (29 Stycznia)

ożeni się nasz braciszek”

Podrwiwają w ten sposób niektórzy ludzie z tych, którzy są radzi myśleć o ożenieniu się już przed zapustami.

 

5.         „Na święto gromnicy                                                   (2 Lutego)

napije się bydle na ulicy”

W pierwszych dniach lutego powszechnie zima opuszcza, śnieg topnieje, i wszędzie jest dość wody, lubo czasem:

 

6.         „Skoro przyjdzie luty,

obuj dobre buty”

To jest, że zima w lutym jeszcze się poprawić może.

 

7.         „W dzień Panny gromnicznej,

bywaj zdrów mój śliczny”

Takie jest przysłowie dziewic wiejskich, bo zapusty niedługo potem nadejdą, i żenić się już nie czas.

 

8.         „Owczarz w owczarni woli widzieć wilka,

jak słońce w dzień gromnicy, chociażby chwil kilka”

Bo stąd wróżą sobie gospodarze rok zimny i mokry, w którym owce na motylice chorują.

 

9.         „Na święty Walek

niema pod lodem balek”

W połowie lutego, gdy dzień świętego Walentego przypada, zima już się zmienia; lód na wodach kruszeje, a przeto tem przysłowiem przestrzegają przejeżdżających, że przez lód jechać jest niebezpiecznie, i może się załamać.

 

10.       „ Święty Maci                                                             (Maciej,  24 Lutego)

zimę straci - albo ją zbogaci”

Czasem, bowiem i wtenczas zima się poprawia, a jeśli się to wydarzy, mówią, że potem potrwa aż do ś. Józefa (19 marca).

 

11.       „Na świętego Grzegorza,                                            (12 Marca)

pójdzie zima do morza”.

Może to stąd przysłowie wynika, że od nas na północ jest morze Bałtyckie, w okolicach którego dłużej trwa zima jak u nas.

 

12.       „Cóż święty Józef przyniesie? –

Kaczka pierwsze jajo zniesie”.

Mówią to o dzikich kaczkach, bo swojskie czasem wcześniej nieść się zaczynają.

 

13.       „Na świętego Marka                                                   (24 Marca)

siej lepiej groch do garka”.

Niektórzy już wtenczas groch siad zaczynają, ale u nas jest to zbyt wczesna pora, chociaż znowu jest takie przysłowie:

 

14.       „Kto aleje groch w marcu, - gotuje groch w garcu,

a kto w maju, - to w kurzem jaju”

To jest, że wcześniej siany groch, lepiej się udaje niż siany w maju, a jeszcze na nowin księżyca siany; taki kwitnie prawie całe lato, a strączki nie dojrzewają.

 

15.       „Na Zwiastowanie                                                      (25 Marca)

zlatują się bocianie”.

Stosownie one jednak do pory wiosennej, wcześniej lub później przylatywać zwykły, równie jak jaskółki, o których mówią, że także na Zwiastowanie N. Panny przylatują.

 

Twierdzenie:     16.       „Skoro przyjdzie Marzec,

nie wytrzyma starzec”.

Odpowiedź:     17.       „Nie pleć baju,

złapie śmierć starca i w maju”

 

18.       „Prima Aprilis,                                                             (1 Kwietnia)

nie czytaj, nie słuchaj, bo się omylisz”

Z nieporównaną śmiesznością wysilają się dowcipy ludzi, o czem lepszem nie myślących, ażeby się w ten dzień zwodzili, co trwa prawie od razu do wieczora więcej jest nawet ten zwyczaj w użyciu w klasach ludu wyższych.

 

19.       „Na świętego Wojciecha,                                           (23 Kwietnia)

jest już w polu pociecha”

Mówią, bowiem: kiedy jest wiosna obiecująca, że już wtenczas w posiewach żyta wrona się schować może, a na ugorach lub innych pastwiskach, już się owca dobrze nakarmi.

 

20.       „Kwiecień, gdy jest suchy,

nie daje dobrej otuchy”

To jest, że ten rok nie będzie dość urodzajny. Tę przepowiednię jeszcze inaczej wyrażają:

 

21.       „Suchy marzec, - chłodny kwiecień - mokry maj,

będzie żyto jako gaj”

Czyli, że taki rok na oziminy jest dobry, i wyglądają one wybujałe jak lasy.

 

22.       „Na pierwszy Maj, - ostatek (paszy) bydłu daj,

jeszcze się oglądaj;

w piecu sobie napal, - za niego się wal” (schowaj).

Czasem bowiem pierwsze dnie maja tak są dokuczliwe jak w połowie miesiąca marca, i dlatego to mówią jeszcze:

 

23.       „Choć dziś Atanazy,                                                    (2 Maja)

pal w piecu dwa razy”

24.       „Na święty Jakub,                                                       (1 Maja)

kiedy już zjadłeś, to kup”

Wtenczas to bowiem u gospodarzy uboższych zaczyna się przednowek.

 

25.       „Na święty Krzyż,                                                       (3 Maja)

śmiało owce strzyż „

Stosuje się to jednakże do prostych owiec wiejskich świniarkami zwanych; bo nie zachowują, sprawdzenia tego przysłowia dla owiec delikatniejszych, i czekają do drugiej połowy maja, gdy pora już cieplejsza.

 

26.       „Nie wtenczas się pastucha szuka,

kiedy kukułka zakuka”

Jest to ostrzeżenie, aby wcześniej zamówić sobie pasterza do bydła. Dlatego to znowu jest przysłowie:

 

27.       „Kto przechowa piecuszka,

ma na lato pastuszka”

Piecuszek czyli piecuch jest sierota nie mający stałego zamieszkania, więc po cudzych piecach przez zimę boki odlega; kto mu da wtenczas szczery przytułek, może go sobie zobowiązać, te mu w lecie bydło lub owce pasać będzie.

 

28.       „Pankracy, Serwacy, Bonifacy,                                   (12, 13, 14 Maja)

źli na ogrody chłopacy”

Powszechnie się zdarza, że w dnie tych świętych, nadzwyczajne w maju trwa zimno, a czasem mróz.

 

29.       „Do świętego Ducha,                                                  (tj. do Zielonych Świątek)

nie zdejmuj kożucha

Lecz i po świętym Duchu

możesz jeszcze chodzić w kożuchu”

 

30.       „O Bożym Ciele                                                          (pierwszych dni Czerwca)

siej tatarkę śmiele”

Wszakże jeżeli to święto ruchome trafia zbyt późno, nie wypada aby się gospodarze do niego stosowali. Zawsze jednak mówią, że najlepiej jest siać hreczkę gdy się za broną kurzy, i dlatego mówią jeszcze:

 

31.       „Siew na święty Marek,                                              (18 Czerwca)

dobry plon tatarek”

Tatarka, gryka, hreczka, potrzebuje tylko rosnąć i dojrzewać trzy miesiące, więc i w połowie czerwca siana, jeszcze się czasem udaje.

 

32.       „Na święty Antoni,                                                         (13 Czerwca)

bydło się gzi, goni”

Jeżeli pora jest dość gorąca i taka długo trwać ma, owad gzik (inaczej gez) zwany, zapuszcza żądło po za skórę bydlęcia i tam jaja, jak mówią, składa, z których się młode gąsienice wylęgają. Tym sposobem bardzo on bydłu rogatemu dokucza; i dlatego, gdy nad bydłem on zabrzęczy, bydlę podnosi ogona i jakby szalone ucieka.

33.       „Na święty Wit”                                                              (15 Czerwca)

jut słowik cyt”

W tej porze słowik, pieszczoch wiosny, śpiewać przestaje.

 

34.       „Na świętego Jana                                                      (24 Czerwca)

pozbędę się Pana”

Tak mówią służący, którzy od świętego Jana służbę przyjęli i wtedy im się rok kończy; dłużej zaś w tem samem miejscu służyć sobie nie życzą.

 

35.       „Już świętego Jana,

ruszajmy do siana”

Tak mówią gospodarze do siebie, gdyż już wtenczas powszechnie sianokosy się zaczynają.

 

36.       „Jutro święty Janek,

puśćmy na wodę wianek”

Tak mówią do siebie dziewki wiejskie, chcąc się dowiedzieć, która wprzódy za mąż pójdzie. W wigilię Jana stają nad rzeką na moście i puszczają wianki, a której wianek wyprzedzi, ta się wróżbą swą najwięcej cieszy. Zwyczaj ten praktykuje się wszakże, co roku z mostu praskiego w Warszawie. (Ob. Lud, Ser. XVI, str. 119, nr 18, i str. 120, przypisek).

 

37.       „Kiedy kwitnie bób - to największy głód, (na przednówku)

a kiedy mak, - to już nie tak”

 

38.       „Kiedy Bez kcie (kwitnie) - najgorzej się jeść chce,

a kiedy mak, - to nie tak”

Skoro mak kwitnie, to w tej porze już są jagody jak np. poziomki i potem czernice, a w ogrodach jest już marchew, rzodkiew nawet rychłe kartofle:

 

39.       „Toć wtenczas przecie, - gdy w lecie,

z lada czego obiad się sp1ecie”

Ubodzy włościanie żywią się gotowanemi chwastami, zieleniną, na którą są najlepsze pokrzywy i łoboda.

 

40.       „Kiedy się Jasio rozpłacze,                                              (24 Czerwca)

Matka go nie utuli,                                                              (N. Panny 16 Lipca)

to będzie płakał do świętej Urszuli”                                 (21 Października)

 

lub:      

 

41.       „Jak się Janek rozbecy, - a Maryś go nie utuli,

będzie ciągle becał - aż do świętej Urszuli”

To jest: kiedy deszcz zacznie padać na św. Jana nie przestanie padać na N. Pannę Szkaplerzną, potrwać może słotny czas prawie bez przerwy do św. Urszuli. (Tak się u nas sprawdziło w roku 1840 i 1847).

 

42.       „Na świętego Eliasza,                                                         (20 Lipca)

z nowego użątku kasza”

Już wtenczas szczęśliwy gospodarz, pożywiać się może w przednówku, rznie żyto i jęczmień lubo niedodojrzałe; suszy i kruszy, miele ziarno w żarnach czyli ręcznym młynie, i głód mu już nie dokuczy, jak w czasie kwitnięcia bobu.

 

43. „Po świętym Jakubie,                                                                (25 Lipca)

każdy w swoim garnku dłubie”

To jest, że każdy już gospodarz ma swój chleb. Mówią także, iż święty Jakub chodzi po lesie, i maliny z gałązek swoją laseczką otrząsa. Ustają wtenczas jagody, które było dobroczynne przyrodzenie na opędzenie biedy ludzkiej udzieliło, i mają już zasiłek ze zboża.

 

44.       „Od świętej Anki,                                                                   (26 Lipca)

chłodne wieczory i ranki”

W istocie, prawie od tej pory zaczynają noce być zimne; mówią jednak tylko o wieczorach i rankach, dlatego, że początek nocy i koniec jest do czuwania, środek zaś do spania, a wtenczas się zimno mnie czuje.

 

45.       „Około świętej Marty,                                                            (29 Lipca)

płać za żniwo, dawaj kwarty”.

Po wielu okolicach oprócz zapłaty żniwiarkom najemnym, jest zwyczaj dawania kwart, to jest: jednego dnia kwartę mąki, drugiego dnia kwartę kaszy czyli krup jęczmiennych.

 

46.       „Na święty Gustaw,                                                                (2 Sierpnia)

kopy w polu ustaw”

To przysłowie gospodarzom przypomina, aby, kiedy Bóg dał do tego porę, ze zbiorami pospieszali; jak równie:

 

47.       „Święty Dominik,                                                                    (4 Sierpnia)

kopy z pola mig, mig”.

To jest, że kopy zboża, jeśli pogoda służy, jak najspieszniej zwozić się powinny.

 

48.       „Na Pańskie Przemienienie                                                   (6 Sierpnia)

lepsze gospodarza mienie”

Lubo wtenczas zbiory niedopełnione, ale już gospodarz cieszy się plonem swojej jesiennej i wiosennej pracy.

 

49.       „Na święty Wawrzyniec                                                          (10 Sierpnia)

zbieraj od pszczół zrzyniec”

Już gospodarz w tej porze otwiera ule i zagląda do pszczół, a jeżeli pełno zarobiły, podrzyna piastry miodu na swój pożytek, aby zostawić pszczołom miejsce do dalszej roboty jeśli pora służy, a działanie to zrzyńcem się u pasieczników nazywa.

 

50.       „Po świętym Rochu                                                                 (16 Sierpnia)

rwij grochu po trochu”

W tej porze już groch dojrzewać zaczyna, już się pastuszek strączkami pożywi. Źle robią pastuchy, gdy wyrywają kłąki grochu z łodygami z pola swoich gospodarzy, a które się częstokroć wiechciami po drogach walają. Mówią wtenczas także:

 

51.       „Grochowy wiecheć

z wieczora posiedź”

To jest, że gdy groch dojrzewa, gdy się już zbierać może, wtenczas są, dłuższe wieczory i bez ubliżenia sobie należnego spoczynku po pracy, posiedzieć można wieczorem przy jakiej bądź domowej robocie.

 

52.       „Na święty Jacek,                                                                   (21 Sierpnia)

z nowej pszenicy placek”

Bo też już wtenczas pszenica zebrana, zwykła się młócić i przysposabiać do siewu, a przytem gospodarze z pierwszego omłotu radzi są nowych placków skosztować.

 

53.       „Na świętego Bartłomieja                                                       (24 Sierpnia)

otwiera się siew i knieja”

Pierwszy siew żyta w tych dniach się zaczyna i polowanie po kniejach zaczynają odbywać myśliwi. Mówią oni, że po Bartłomieju nawet lis ma dobre futro.

 

54.       „Na święty Bartłomiej,

śmiało żyto siej”

Wszelako średnie siewy, to jest w połowie września, czasem są lepsze jak wcześniejsze, a to stosownie do pory czasu.

 

55.       „ Święty Bartłomi

żyto potłumi”

Jest to ostrzeżenie dla tych gospodarzy, którzy się ze zbiorem żyta opóźniają. W tej porze źdźbła i kłosy kolankują się, łamią i zginają ku ziemi, a przeto szkoda plonu, który opieszała ręka dotąd nie zebrała.

 

56.       „Na święty Idzi,                                                                          (1 Września)

w swaty do mnie przyjdzij!”

Tak mówią zalotne dziewczęta, które namawiają chłopaków przez pustotę, aby się z niemi po żniwach żenili.

 

57.       „W dzień świętej Reginy,                                                         (9 Września)

wabią chłopaków dziewczyny”

Przysłowie to jest następstwem poprzedzającego.

 

68.       „Po świętym Mateuszu                                                            (21 Września)

kiep ten co chodzi w kape1uszu”

Bo też już podówczas zimno, lepiej więc jest nosić czapkę.

 

59.       „ Michał                                                                                      (29 Września)

kopy z pola pospychał”

Już w tej porze niedbały lub niedołężny tylko gospodarz został się na polu z kopami zboża, a właściwie i hreczka już się zebrać była powinna.

 

60.       „Rzepna nać,

do dnia wstać”

Jest to podobne zastosowanie jak grochowego wiechcia. Pastuszki jak groch, tak też psują gospodarzom rzepę, która w ostatnich dniach września dorasta. Nać z rzepy rozrzucają po drogach, a w tej porze właśnie już noce są długie i przede dniem można wstawać do robót domowych.

 

61.       „Po Świętej Brygidzie                                                             (8 Października)

babie lato przyjdzie”

Choćby ciągłe niepogody we wrześniu i październiku panowały, przecież kilka dni w połowie a najdalej około 20 października bywa wcale pogodnych, a te dnie babiem latem nazywają. Może, dlatego, że wtenczas widać pełno rozsianej po polach pajęczyny, która pod zachodzące słońce przejrzana, jakby przędziwo na krośnach przegląda.

62.       „Pokroweńku, Pokroweńku                                                    (1/1 3 Października)

nakryj mnie hołoweńku;

daj siaku taku onuczu,

niech sie dziewkoju nie muczu”

Gdy nadchodzi święto Bogarodzicy Opiekunki, dziewczęta ruskie (od Zamościa, Hrubieszowa) modlą się w ten sposób: „Boga Rodzico Opiekunko! nakryj moją głowę jaką taką namiotką, abym się już w stanie dziewiczym więcej nie męczyła - to jest, proszą aby po Pokrowie czyli po święcie Matki Boski za mąż wyjść mogły. Namiotek, jest płatek płótna (równie jak i podlejsza odeń onuca na nogi), zawieszony na głowie mężatek.

 

63.       „Teresa, Jadwiga,                                                                   (15 Października)

bydło z pola ściga”

To znaczy, że wtenczas już bydła popaść nie można; cała, bowiem wegetacja roślin ustaje, gdy już jesień późna nadeszła.

 

64.       „Lukasz! czego w polu szukasz?                                            (18 Października)

Rzepy! - Alboś to jej w dole śepy!”

Przysłowie to jest twierdzeniem, że wtenczas nawet już rzepa jest zebraną i do dołu zakopaną.

 

65.       „Urszula, Kordula,                                                                      (21, 22 Października)

do pieca przytula”

To jest, że się zaczyna zimniejsza pora, w której palić w piecu i grzać się przy nim zaczynają.

 

66.       „Na Szymona, Judy                                                                    (28 Października)

koi boji się grudy”

(albo: spodziewać się śniegu albo grudy)

Wtenczas trzeba konie kuć, aby nie psuły rogów u kopyt, gdyż w tej porze wydarza się, iż mrozy chwytają, a błoto w zmarzłą, grudę się zamienia. Drugie zaś to przysłowie zwiastuje, iż lada dzień śniegu lub mrozu spodziewać się wypada.

 

67.       „Jeszcze nie Listopad,

a liść z drzewa opadł”

U nas już w październiku liść z drzewa opada, chociaż właściwie październik stąd zapewne tak nazwany, że w tym miesiącu międlą len i konopie, aż paździerze lecą, - a listopad, że liść z drzewa opada.

 

68.       „Na zaduszki                                                                               (2 Listopada)

niema w ogrodzie ani pietruszki”

Tak to mówią powszechnie, że w dzień zaduszny już nic nie bywa w ogrodzie, wszelako pietruszkę, pasternak i jarmuż, zostawiają gospodynie w gruncie na zimę.

 

69.       „Święty Marcin błoniem                                                              (11 Listopada)

jedzie siwym koniem”

Bardzo często się zdarza, że śnieg bywa w tej porze. Wiadomo zaś, że świętego Marcina malują na koniu białym lub siwym.

 

70.       „Świętojański owies, Marcinkowe żytko,

warto licha wszytko”

Kto o świętym Janie owies sieje, a żyto na św. Marcin, niech się nie spodziewa dobrego plonu. Wszelako widziano prześliczne urodzaje oziminy, która po siejbie nie zeszła przed zimą, nie ją zaraz śnieg pokrył.

 

71.       „Święta Katarzyna, adwent zaczyna                                         (26 Listopada)

święty Jędrzej - jeszcze mędrzej”                                              (80 Listopada)

Adwent się zaczyna od św. Katarzyny, ale zazwyczaj uroczystości adwentowe od św. Jędrzeja.

 

72.       „O świętej Katarzynie, - pomyśl o pierzynie,

na świętego Jędrzeja, - trza kożucha dobrodzieja”

Dobrą jest rzeczą przykryć się pierzyną, a na dzień odziać się kożuchem, gdy już mrozy dokuczają.

 

73.       „W święto Katarzyny

są pod poduszką dziewczyny.

W wiliją świętego Jędrzeja,

jest dla dziewcząt nadzieja”

W te święta, to jest na Katarzynę, pisze młodzież karteczki z imionami dziewcząt i kładzie pod poduszki; w nocy wyciąga jedną karteczkę, a według napisu, to się spodziewa dziewczynę dostać za żonę. Na wiliję św. Jędrzeja to samo robią dziewczęta. Albo też zbierają się do karczmy, zastawiają pod progiem sidła z cienkiego sznurka, a który parobek w nie wpadnie, ten będzie mężem tej, która te sidła zastawiła. W sam dzień św. Jędrzeja przyszedłszy po wodę do studni, zaglądają w nią, aby zobaczyć męża w zwierciadle wody. Są to właściwie pustoty od których poszły powyższe przysiowia. (Ob. Lud, Serya XVI, str. 121. - Pokucie, I. str. 80. 205).

 

74.       „Na święty Ambrozy                                                                   (7 Grudnia)

poprawią się mrozy”

Naturalny wniosek wśród zimy.

 

75.       „Od świętego Toma,                                                                   (21 Grudnia)

posiedź sobie doma”

Bo wtenczas już żadnej zewnętrznej nie mają około gospodarstwa roboty; chyba tylko jechać do lasu po drzewo.

 

76.       „Koło świętej Ewy                                                                        (24 Grudnia)

noś długie cholewy”

Może to dlatego, że wielkie są wtenczas śniegi. A jeżeli ktoś ma buty powykrzywiane, mówią:

 

77.       „On nie służy Panu Bogu, tylko świętej Ewie,

bo nie chodzi na podeszwie, tylko na cholewie”

 

78.       „Święta Łuca                                                                                  (23 Grudnia)

dnia przyrzuca”

Lud uważa, że od Łucyi dzień się powiększać zaczyna. Może to jest jedno z najdawniejszych przysłowiów, bo przed rokiem 1600 (po Narodzeniu Chrystusa) dzień Łucyi naznaczony był na dzień 23 Grudnia.

 

79.       „Na święty Mikołaj                                                                         (6 Grudnia)

dziewki z karczmy wywołaj”

Dlatego, że już wtenczas Adwent, a przeto uciechy w karczmie są zabronione.

 

80.       „Na Mikoła(ja) - zdejmij koła;

takie jego przykazanie:

porzuć wóz, a zaprząż sanie”

Stąd zapewne poszło to przysłowie, że w tej porze już sannej drogi spodziewać się trzeba. I Rosjanie mają w tej porze przysłowie:

 

81.       „Warwaruszka mostit,                                                                   (4/26 Grudnia, św. Barbary)

Nikołuszka gwozdit”                                                                       (6/18 Grudnia, ż. Mikołaja)

Jak gdyby dlatego, że na św. Barbarę marznie, a na św. Mikołaja już mocny lód na wodach. Mówią także i u nas:

 

82.       „Święta Barbara po lodzie,

Boże Narodzenie po wodzie”

I przeciwnie. Jeżeli na św. Barbarę deszcz, na Boże Narodzenie będzie mocny mróz. Niektórzy jednak Ś. Marcina do tego przysłowia używają.

 

83.       „Na święty Szczepan                                                                      (26 Grudnia)

każdy sobie pan”

Dzień ten jest zupełnie wolny dla wiejskiej czeladzi, i w tym dniu odbywają się z niemi układy na dalszą służbę. (Ob. Lud, Ser I, str. 102).

 

84.       „Na święte Młodzianki                                                                    (28 Grudnia)

stroić się trzeba w ruciane wianki”

Starannie zachowują w ogrodach i wazownikach rutę i w nią jak w kwiatki stroją swoje czółka dziewczęta, gdy zapusty nadchodzą.

 

 

Dołączamy tu Przysłowia otrzymane w Lublinie w roku 1868:

 

 

85. „Nie rodzi rola - ale Boża wola”

 

86. „Kiedy Pan Bóg rzeż bije, - wtedy dziad gorzałkę pije.

 

87. „Nie chodzi tu o zło-tego, - ale o zło-dzieja”

 

88. „Nie płaci bogaty, - ale winowaty”

 

89. „Poczciwi, żeby się na kamieniu rodzili”

Tak bardzo są poczciwi, że mogliby się nawet i na kamieniu urodzić, gdzie skoro nic nie rośnie, więc też i nic złego, co by jakąkolwiek wzbudzać mogło pożąd1iwość. Zresztą kamień miał niegdyś sakramentalne ołtarza znaczenie.

 

90. „Żyd jak cygan wolnością a gałganami trząść”

 

91. „Do dobrego posiedzenia, - trzeba picia i jedzenia”

 

92. „Zawsze chłopska góra, choć na nim tylko skóra”

Chłopski rozum i doświadczenie idzie górą, przemaga.

 

93. „Mizdrzy się jak suka w dzieżce”

Mówi się o zalotnicy. Lublin.

 

94. „Wszystkie z domu, a piec komu?”

Gdy wszystkie kobiety wyjdą z domu, to komuż ma się powierzyć dozór nad ogniskiem domowem. Lublin.

 

95. „Cztery kąty i piec piąty”

Gdy niema sprzętów żadnych w izbie.

 

96. „Siedzi w wiecu - na piecu”

Na leniwego, nieśpieszącego na umówione zgromadzenie radnych.

 

97. „A kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera”

 

 

POWIEŚCI

 

 

Brodaty dziad

 

Był jeden pan. Bardzo się polowaniem bawił. I pojechał na polowanie, do lasa; a tam zdybał stworzenie takie: łokieć osoby, łokieć brody. Przyjechał z polowania z wielką uciechą,, i zamknął do spichlerza to, co zdybał. I pojechał sobie gości spraszać, na to, żeby się zjechali i poznali, co to jest, to stworzenie. A syn jego, panicz, jedynak, był ciekawy zobaczyć, co to tam jest takiego w spichlerzu, choć ociec zakazał żonie i wszystkim, żeby tam nie zaglądali. Jak tylko ciekawy synek zaglądnął tam bez szparę, tak ten więzień zaczął zaraz tego panicza prosić: - „Mój kochany, proszę cię, wypuść mnie, a wszystko, co tylko będziesz żywnie chciał, będziesz ode mnie miał” - A on mu na to: - „Jakże ja otworzę dziaduniowi, kiedy mama klucze ma?” – „Idź kochanku, proś mamy, a jak nie będzie chciała dać, zaprzesz się mamie na kolanach, i klucze wyjmiesz mamie z kieszonki”. On poszedł, dostał od matki klucze i wypuścił tego więźnia dziada. A dziad mu podziękował pięknie i zdeklarował, że mu będzie pomocny w potrzebie, i poszedł sobie we świat. Panicz zaś, gdy wypuścił dziada, klucze matce znów nieznacznie do kieszonki wsunął.

Ten pan objechał wszystkich przyjaciół i dał im znać, żeby przyjechali i zobaczyli, co upolował. A jak wrócił do domu, tak za raz wielki bal, wielkie wesele dla tych gości założył, na ich przyjęcie; kucharze gotowali, piekli. Jak się goście pozjeżdżali, i najedli się, napili, kapela grała, - tak pan poszedł odemknąć spichlerz, patrzy, - a tu niema nic. Zdumiał się, ale i we wielki uderzył lament; a tu i kłopot, - i wstyd go, że tyle gości na bez potrzeby. Ale na żonę bij -zabij, że: „tyś była, tyś miała klucze, tyś wypuściła”. Ona się przysięga, że ani tam była, ani widziała; ale synek kole mnie się łasił, to on pewnie musiał klucz mi wsiąść; otworzył i wypuścił. Ten pan mówi: - „Moi panowie kochani, którzyście tu zgromadzeni, przepraszam was za tę próżną waszą fatygę; jednego syna ma i tego, że był nieposłuszny, każę stracić przy was” - Teraz, kazał wsiąść tego syna, zaprowadzić w pole, żeby go furman zabił, i żeby z niego przyniósł serce i mały palec. On furman poszedł z nim w pole, a poleciał z niemi i pies także; i furman użalił się, panicz zabił psa, serce z niego wyjął a paniczowi oderznął palec, obwiązał mu rękę chustką i puścił go. I ten młody poszedł we świat. A furman przyniósł znak panu, to psie serce i ten palec zawinięty w papier. Tak pan powiada do gości: - „Przepraszam was moi panowie, którzyście tu zgromadzeni, za zawód:, ale wam go narobił mój syn; oto serce i palec mego syna, com go kazał zabić za nieposłuszeństwo”

A ten syn, poszedł sobie tymczasem we świat. I zaszedł do wielkiego dworu. Przystał tam za kuchcika; a że dobrze się sprawował, więc był parę lat u tego pana. A ten pan miał cztery córek. I drugi pan w sąsiedztwie prosił tego pana z czterema jego córkami na wesele (zabawę). I pojechali; a tu i kuchcik prosi starszego kucharza, żeby i jemu też pozwolił na wesele jechać za państwem. Pozwolił mu. Tak on wychodzi za spichlerz tego swego pana i woła: „Łokieć osoba, łokieć-broda, niech mi tu będzie wygoda! do ubrania wszystko, bo na wesele jadę” Jak to wymówił, tak wyszedł koń pięknie ubrany pod czaprakiem, pod siodłem, i garderoba na nim. I on sam się także ubrał ładnie, siad na koń i pośkoczył, i na weselu jeszcze wprzódy stanął jak jego państwo; tu z niemi razem gościł, a oni nawet nie wiedzieli, że to ich kuchcik, bo go nie poznali. Tańczy on ze swojemi pannami. A tam były torty i ciasta różne. Ale prosił on był wprzódy jednej z tych panien (wtenczas, kiedy te panny na wesele wsiadały do powozu), - żeby mu kawałek ciasta przywiezła, a ona obiecała, że: dobrze. I usiadł on właśnie kole ty swojej panny, i widzi, że ona już dla niego ciastecka bierze i do chustecki chowa. A on do niej: „Cy panna nima, co w domu jeść, co panna te ciasta chowa?” Ona się okrutnie zewstydziła, i w ten moment kazała zakładać konie, i wyjechała z wesela z rodzicami i siostrami. Ale on jesce wprzódy jak ona stanął w domu. Puścił konia na łąko na opatrzność, a sam się przebrał we swoje proste manele, co miał. Ale rano jak powstawali, przyszła do kuchni ta panna, a on kuchcik tam był i powiada do niej: .„A cóż mi tam panna przywiezła z wesela” - Ona odpowieda: „Poszoł sobie gałganie! bez ciebie oto tylem się wstydu najadła siędziałam na we selu i brałam ciastecka, a jeden pan tak pieknie ubrany, taki grzecny siada kole mnie i powieda mi: „A cóż to! panna nima w domu co jeść, że to bierze i chowa! Małom się ze wstydu nie spaliła”

A takich wesel było jeszcze cztery, i na każdym weselu tak ich ten kuchcik zawstydził, każdą swoją pannę jedną po drugiej, bo tam naturalnie i on był także, a zawsze w innym ubraniu. Ale po jechali na ostatnie wesele, - i znów on tam jest. A ociec ich, tych panien, podchodzi wtedy do nich i odzywa się: „Moje córki, byliście na czterech weselach; która którego sobie kawalera upatrzyła, na jakim weselu, to niechaj go bierze - Wszystkie powiadają: Ja tego! - ja tego! - a to wszystkie na jednego mówiły, na tego kuchcika.

A on się na tym czwartym weselu bardzo upił, i gdy wrócili, nie zdążył z siebie zdjąć ubrania. Konia puścił, a sam do kuchni za piec na drwa, jako kuchcik, w tem pięknym ubraniu ucik. A córka najmłodsza pobiegła za nim; patrzy za piec, widzi go za piecem i poznała go, że to ten sam, że to on, co na weselu był i powiada: „Tatko! ja sobie kuchcika ! - i padła ojcu i matce do nóg, że: „ja za kuchcika pójdę” „Idź ty! gdzie tam za kuchcika! - odpowiadają rodzice. Pan woła na lokaja: „Idź mi zaraz, przyprowadź tego durnia!” - Przychodzi lokaj do kuchni, i woła go, żeby przyszedł. A tu już ten kuchcik idzie do pana jeszcze lepiej wystrojony jak sam pan. Dopiero się pan zastanowił i mówi: „Cóżeś ty jest za jeden, że moja córka cię polubiła?” - „Jestem pański syn!” - i wszystko jak było, opowiedział. No, do żenięcia zaraz. Wesele wyprawiają; on jeszcze piękniej jak wprzódy ubrany.

Pozjeżdżali się na wesele panowie z całego kraju. Przyjechał także i jego ociec z matką, tego kuchcika. Jak do stołu siedli, on sobie siedział za stołem ze swoją panną młodą. I powiada: „Moi państwo, co takiemu ojcu robić, co miał syna, i za stworzenie, co je ociec w lesie zdybał i zamknął, a ten syn je wypuścił, kazał swoje dziecko, co go jedno tylko miał, stracić” A ociec słucha za stołem, i nie poznał syna. - „Pamięta ociec, co mi kazał serce wyjąć i palec uciąć?” - i wtedy podnosi rękę do góry, ażeby widzieli, że niema palca małego. „A człowiek, służący mego ojca, był od niego samego lepszy, i życie mi darował”.

Ociec, jak to usłyszał, złapał za nóż, i przebił się na miejscu, na tem weselu.

 

Dziad i trzej Siłacze

 

Było ich trzech braci, i wyżli sobie w drogę. Jednemu było Waligóra, drugiemu Wąż-morza, a trzeciemu Żelazna-pałka.

I idą drogą, idą, idą - i doszli do jednego dworu. W tym dworze nie było nikogo, bo był zaklęty. Ale było w nim wszystko: kasza, słonina, mięso, groch, kapusta, mąka, - wszystko, co potrzebne w gospodarstwie.

Dwóch poszło na robotę do lassa, - a jeden, Waligóra, został w domu, jeść gotować. Przychodzi do niego dziad; miał brody trzy łokcie, a jego samego było łokieć, i prosi go, żeby mu dał, co zjeść. Waligóra dał mu barszczu na miseczkę. I kiedy sam poszed przede wrota wyglądać za braćmi, on dziad wlazł w garczek i kąpie się w tym barszczu. Ten, kiej wrócił, przychodzi do niego i mówi: - Cóż ty mi dziadku zrobił, coż mi cały obiad zapaskudził! - A dziad wylazł z garka, i uciął Waligórze kawałek przytyłka. A ci dwaj przychodzą na obiad; obiadu niema, bo dziad porozlewał. I do Waligóry: - A coż ty bracie zrobił, co obiadu nie zgotował? - A ten się tłumaczy, że: był słaby. Został nazajutrz w domu drugi, Wąż-morza, a tamci dwa po szli na robotę. Ten sam dziad nawiedza i tego drugiego, i prosi o jaką strawę. Daje mu, więc i ten drugi na miseczkę barszczu. I gdy Wąż-morza poszedł za wrota, wyglądać za braćmi, dziad znów wlazł w garczek i paple się w nim. A kiedy Wąż-morza wrócił i wyrzucał mu, że obiad zapaskudził, wyleciał dziad z garka, złapał siekiery i kawał mu przytyłka uciął. Bracia przychodzą na obiad, i nie dostają go; a i ten się tłumaczy, że był słaby.

Na trzeci dzień zostaje w domu Żelazna-pałka. Przychodzi i teraz dziad zasmarkany i prosi o jedzenie. Dał też mu i ten trochę barszczu i wyszedł. Gdy wrócił, i widzi, że dziad się paple w garczku, - jak złapie dziada za brodę, tak bije i bije, - i wszczepił mu brodę w pniaka. Dziad jak się zaczął szamotać, tak broda się urwała, i dziad poleciał w studnię. Gdy bracia przyszli z lasu, dowiadują się że dziad siedzi w studni. Każą wiadro robić i łańcuch. Żelazna-pałka poszedł, spuszcza się do studni i tam dziada zdybał. Pokoje były tam w tym dworze pod ziemią. W jednym z nich dziad leżał w szafce między talerzami i dwiema pannami. One mówią do Żelazna - pałki: „ Nieszczęśliwy człowieku, on was zabije; ale gdybyście mogli go pokonać, to my mamy tu wodę, którą go będziemy oblewać, żeby dobić i tak się stało.

Żelazna-pałka z pannami chce się wydostać na wierzch, i daje braciom znać. Ci dwaj wyciągnęli wiadrem te dwie panny, a jego już wyciągnąć nie chcą. Ale widzi on ptaki, i zmierza się do nich, i chce ich bić fuzją. Ptaki mówią do niego: - Nie bij nas, bo jak przyleci tata z mamą, to będzie wygodny. A stary ptak, jak przy leciał, mówi: „Ja cię wyniosę i wygodzę, a bij małe ptaszki i ciskaj mi w dziób jak go rozdziawię; póki je będę miał w dzióbie, będę cię trzymał, żeby wynieść” - Więc go wziął na skrzydła i niósł. Gdy już nie stało ptaszków, uciął i on se kawałek przytyłka i cisnął mu w gardło. Jak go już wyniósł na wierzch ptak stary, tak mówi do niego: - To, coś mi dał na ostatku, było najlepsze. Ten mu Żelazna-pałka mówi, że: to był mój przytyłek. Ptak na to: - O, gdybym ja był wiedział wprzódy, żeś ty taki dobry, to bym cię był całego zjadł. - Ale Żelazna-pałka, jak to usłyszał, tak go uderzył siekierą mocno w gardziel, a zaraz też połknięty kawałek przytyłka wyleciał ptakowi z gardła; a on go sobie znów do tyłka przyczepił jak dawniej, i był zdrów.

 

Zła macocha

 

Ożenił się wdowiec z wdową. Ona miała swoją córkę, a on miał swoją córkę. Jak dorosły, tak zawsze ustygowała ta żonina córka na mężową córkę. Tak w końcu ona mężowa mówi: - „Chyba mnie tam gdzie wyprowadzicie na służbę, tato, żebym już tu im więcy nie zawadzała I tak ją ociec wyprowadził do lasu, tę swoją córkę, i ona zbierała tam jagody, a on drwa rąbał. I on jej się schował, i odszedł ją w lesie, bo nie wiedział, gdzie dla niej służby szukać. Nazbierała jagód pełen dzbanek i woła na ojca, - a ociec jej się nie odzywa. Tak ona chodzi po lesie i płacze i nie może do dom trafić. I przenocowała się w tym lesie.

Tak, na drugi dzień, jedzie pani jakaś czterema końmi bez las widzi ją i mówi do niej: „Może by ty poszła do mnie służyć?” - „A dlaczego nie!” odpowie ona od jednego razu, „polazłabym” - I wzięła ją ta pani, i pojechała z nią do swego dworu. A kiedy się pytała, jaką ma ona robić służbę, pani mówi: „Nie będziesz nic robiła, ino kole kotków i kole piesków - I polubiła ona te pieski i kotki. Zatem, kiedy pani mówiła: „kotku, otwórz!” - albo „piesku, przynieś mi !” - to ona sama biegła i za nich wszystko odrabiała; nic a nic pieskowi i kotkowi nie dała robić. I tak rok cały wybyła u tej pani. Pani się jej pyta: „Może ci tęskno bez ojca, może by ty pojechała do niego?” - A ona: „A proszę pani, to pojadę”. - Pani: „Idźże do stajni, które konie do ciebie zarżą, to te twoje będą. Potem idź do stangretów, który się do ciebie ro zaśmieje, to twój będzie. Teraz chodź do garderoby; który się kufer do ciebie ruszy, to twój będzie i każe wyprowadzać wszystko ze stajni i z wozowni kocz się zaruszał do niej, śliczny z oknami i ferdeklem, i koni cztery pięknych zarziało; i stangret jest, i kufer ze śliczną garderobą i z ubraniem i z pieniędzmi, wszystko dla niej. I kazała zaprządz. Zaprzęgli to, i pojechała do swojego ojca. I dała jej pani pieska. A ten piesek przed powozem bieży i tak naszczekuje:

Dziam, dziam, dziamula,

jedzie dziadowa dziwula,

Przed nią brzęk, za nią brzęk,

wszystko złoto wiezie

Jak przyjechała do ojca, tak jej bardzo zazdrościli, macocha i pasierbica, że takie bogactwa przywiozła. Ale ociec się cieszył i ten stangret zaraz się z nią ożenił, bo był to kawaler, i miała męża.

Tymczasem ta znowu druga córka, ta pasierbica, zazdrościła jej tego dostatku, i chciałaby była, żeby i ją takie jak tamtą spotkało szczęście. No, i matka ją zaprowadziła do lasu, i zostawiła ją w lesie. Tak, jedzie znowu ta sama pani, co wprzódy i pyta ją się: „Czegoż ty tu siedzisz kole drogi i płaczesz? - „A bo mnie matula odeśli, nie wiem gdzie do dom !” - A pani na to: „Pojedziesz ty ze mną i będziesz u mnie służyć? - „Pojadę i będę” - Przyjeżdżają do dworu. Pani mówi: „Kotku, otwórz! – A ona do niego: „Idź-że kocie, bo ci pani każe” - A sama siedziała i rozpierała się, bo gułaj była. A jak pani kazała pieskowi: „Przynieś mi laseczkę” - To ona zaraz: „A idź-że psie, bo ci pani każe” - Tak wybyła rok u niej. A pani mówi: „Może byś pojechała do matki?” - „Pojadę - „Idźże do stajni; które konie do ciebie zarżą, to twoje - I poszła do stajni, a tu zarżał do niej ślepy koń i kulawy. „Idź-że do stangretów; który się roześmieje, to twój będzie i stangret roześmiał się, ale garbaty i stary. „A który powóz się za rusza, to twój” - A powóz był obdarty, połatany; zwyczajne powozisko, same telegi. A zaruszyło jej się i kufrzysko, ale pełne gadów i wężów. Ona to wszystko zebrała i pojechała. I dała jej pani pieska, a ten pies przed nią naszczekuje:

Dziam, dziam, dziamdula,

jedzie babina dziwula.

Przed nią pisk, za nią pisk,

wszystkie gady wiezie.

Jak zajechała, foryś stary strzyla z bata. Matka zaraz wylatuje i wita się. I kazała czym prędzej kufer zdjąć z powozu i odmyka go niecierpliwie. A tu same wyskakują żaby, węże, jaszczurki i inne gady, a wszystko to na nią i na córkę się rzuca. I tak, jak służyła tej pani ta córka, tak też i Pan Bóg jej dał.

 

Brat i siostra

 

Ociec i matka mieli czworo dzieci. Odeszło ich dwoje dzieci, i poszli na precz w drogę. A pozostali brat i siostra postanowili ich szukać. I wyszli razem oboje, a było gorąco. I bratu się pić zachciało, ale nie było wody, tylko trochę w tych śladach co po stopach baranów zostały na drodze. I siostra mówi: „nie pij, bo się w barana przemienisz” - Ale on wypił trochę, wody z tej stopki, i zrobił się zaraz barankiem. I biegli oboje dalej. Pod wieczór przenocować się chcieli i poszli na łąkę na stóg siana żółciutkiego i tak suchego, że się aż świeciło.

I kiedy się przespali, siostra ujrzała rano, że ma ona włosy złote, i gdy je rozczesuje, świecą się i łyskają jak gwiazdy, zobaczył to królewicz, który w tej okolicy polował; i tak mu się ona strasznie podobała, że ją zaraz wziął z barankiem do siebie, i ożenił się. I kazał ją wszystkiego uczyć, żeby ją u dworu na panią wyprowadzić, na taką wysoką damę. Ale miał z nią synka, i gdy się ten urodził, pojechał królewicz na wojaż.

A ona chodziła kąpać się do rzeki, bo ją namówiła do tego jakaś przy dworze, tych panien. I kiedy się kąpali obie, utopiła ją ta druga, a sama ubrała się w jej suknie. Jak królewicz przy jechał z wojażu, tak zaraz wybiegła ta jakaś i wita się z nim i rzekła, że to ona jego żona. „A cóżeś ty mi się tak przemieniła?” zapytuje on. - „A bo to przez tę kąpiel” - odpowie ona.

A baranek chodził, co dzień z dzieckiem (tej siostry synkiem)na swoim grzbiecie nad brzeg rzeki, i tam do pływającej gęsi żałośnie się odzywa:

Przypłyń, przypłyń, gązeńko,

przypłyń, przypłyń siostreńko,

niech nie płacze dzieciąteńko!

I gęś przypłynęła, wyszła z wody na brzeg i zrobiła się kobietą, i piersi swemu dziecku dawała. Po tym nakarmieniu baranek z dzieckiem odchodził, a gąska znów do wody chlusnęła. Lokaj pański to wyśladował (wyśledził). I zaczaił się raz pod drzewem. A gdy baranek zawołał na brzegu:

Rybeńki, rybeńki!

przyprowadżcie mi mateńki, -

a ona gęś wyszła i kobietą się zrobiwszy piersi dziecku dawała, złapał ją za złote włosy, przytrzymał i mocno okładać zaczął trzciną, mówiąc:

Jakieś była gąseńką,

bądźże znowu panienką.

A ona wymykając mu się w bólach i jękach, przerabiała się to na węża, to na gadzinę, to na ropuchę, i kąsała go, - aż wreszcie, gdy on wcale nie popuścił, stanęła panną. I wydało się wszystko złe. A tę szkaradnicę czterema końmi rozszarpali.

 

Nieszczęśliwe zamęźcie

Pewien książę miał córkę, którą chciał wydać za mąż, ale nie wiedział, za kogo. Mając to na myśli, zaprosił wielu bardzo bogatych panów i książąt, i - który z nich złapie wyrzucone do góry przez księżniczkę jabłko złote, ten zostanie jej mężem. Przybyło tam także i dwunastu zbójców, i jeden z nich złapał za jabłko. Wtedy książę zaprosił go do siebie. Zbójca udzielił mu różnych wiadomości, opowiadał gdzie mieszka, że do niego jest tylko osiem mil, że cztery mile są czerwonym suknem wysłane, że przy drzwiach każdego pokoju stoi jakieś drapieżne zwierzę, itd.

Księżniczka na drugi dzień udała się tam, gdzie zbójca mieszkał. I w samej rzeczy zastała cztery mile zasłane czerwonym suknem, ale żałując sukna, poszła piechotą te cztery mile. Przybywszy do celu swojej podróży zastała przy pierwszych drzwiach niedźwiedzia, przy drugich wilka przy trzecich ogromnego psa, które ją przepuściły. Następnie ujrzała pokój wybity groszami, za nim pokój wybity dziesiątkami, za nim wybity złotówkami; a w tym ostatnim był jeszcze pokój wybity talarami. W następnym pokoju stały lóżka l2-tu rozbójników, za nim pokój z ubraniem zamordowanych, w następnym beczki z krwią, a za tym piwnica, w której leżało mnóstwo trupów. Księżniczka przelękła się niezmiernie i schowała się ze swoją służącą pod trupy.

Wieczorem przybyli zbójcy, prowadząc z sobą biedną ofiarę, która ich błagała, żeby jej darowali życie. Nie chcieli nawet i słyszeć o tym. I tylko ofiara uprosiła ich, żeby jej pozwolili, chociaż pacierz zmówić. Przystali na to; lecz potem obdarli ją zaraz z ubrania i ucięli głowę. Kobieta zamordowana miała na palcu bogaty, ozdobny sygnet; nie mogli go zdjąć, więc ucięli jej i palec, który wpadł do piwnicy gdzie go złapała księżniczka. Poczym zjadłszy wieczerzę poszli spać.

Gdy już dobrze zasnęli, wtedy księżniczka wyszła ze swoją służącą z ukrycia. Ale przechodząc przez pokój i widząc ich, zlękła się bardzo księżniczka, i zemdlawszy padła na jednego z rozbójników. Przebudził się zbójca i krzyknął, że go co dusi. Drugi zaś usłyszawszy to, powiedział, że mu się chyba śni to ciało zamordowanego. Służąca ocuciła prędko swą panią, i obie uciekły i dobiegły do karety stojącej o cztery mile od mieszkania zbójców. Wsiadły obie i pojechały do domu.

Zbójcy tymczasem obudziwszy się, szukają ich, ale ujrzeli tylko ślady ludzkie, i pogonili za Tymi śladami. Księżniczka dojechała z powrotem do domu, opowiedziała ojcu swoje przygody. Książę naszykował wojsko. Złapało ono rozbójników. Gdy siedzieli w pałacu, słuchali z przerażeniem powieści niby to snu księżniczki, która im opowiedziała to co jej się przytrafiło w mieszkaniu zbójców i zakończyła tymi słowy: „Nie wiem czy to prawda, czy tylko sen”. Oni tłumaczyli te to sen, że to być prawdą nie może. A wtenczas księżniczka za twierdziła tę prawdę, pokazując im ucięty palec z pierścieniem. Na dany znak przez księcia, wojsko jego weszło do izby i wzięło rozbójników.

 

Cudowne Źrebię

 

Jeden król miał piękną córkę i wielu przyjeżdżało starać się o nią. Ale ten tylko miał ją dostać, kto jej imię zgadnie - a nikt prócz ojca i córki - nie wiedział jak się ona nazywa - kto zaś nie zgadnie, to zginie. I zjeżdżało się wielu, a że zgadnąć nie mogli, więc ich ojciec ścinać kazał. Zmartwiona tym córka, chodziła raz po sadzie i mówi do siebie głośno: „O M-Arcybelo! wiele to już dusz przez ciebie zaginęło!” - A zły duch, który nad nią się unosił, usłyszał te słowa, i wkrótce przedzierzgnął się w bogatego pana, zajechał karetą do jej dworu. I gdy stanęła na sali, wymówił wyraźnie jej imię. Wtedy ojciec: „no, kiedy zgadł, to niech ją bierze”. Ale on mówi, żeby ślub był za trzy dni, a on tymczasem pojedzie i przygotuje się.

I gdy odjechał, śni się pannie pierwszej nocy, że konie stoją przed pałacem, całe stado. I prosi ojca nazajutrz, żeby je kazał wyprowadzić. Gdy to uczyniono - tak była tam stara klacz 70-letnia, która się oźrebiła. - To źrebie zaraz za panną poleciało, do pokoju za nią pobiegło i nie można go było od niej oderwać. W nocy to źrebie odezwało się do panny: „A wiesz ty, kto ciebie chce poślubić? oto zły-duch” - i radziło jej żeby, jak będzie jechała do ślubu, usiadła po prawej stronie, a on po lewej, i gdy będą wjeżdżać na cmentarz kościelny, ona nagle wyskoczy z powozu na źrebaka.

Tak się stało. Gdy już wjeżdżali do wrót kościelnych, ona nagle wyskoczyła i stał tam źrebak, na którego wskoczyła i ten ją uniósł w powietrze, - a kareta i zły duch w smołę się rozleli.

I źrebak w dalekiej stronie spuścił się do ogrodu królewskiego (drugiego króla) wysokim obwiedzionego murem. Było rano, źrebak się pasł a ona usnęła. A ogrodowy spostrzegłszy to, dal znać królowi. Cała jego rodzina wyszła, by zobaczyć tę piękną pannę i źrebca. I podobała się ona nadzwyczajnie królewiczowi. Jak ją do pałacu przynieśli, mieszkała tam a królewicz się w niej pokochał i chciał się z nią ożenić, bo i rodzicom się podobała.

Po ślubie w rok, kiedy się spodziewała dziecka, matka wzięła ją dla spokojności do letniego swego mieszkania o kilka mil na wieś, gdy ojciec z synem pozostali w mieście, a ona z nim rozłamała się pierścionkiem. Na wsi powiła ona dwóch synów bliźniąt; wtedy matka napisała list do syna: „Ciesz się synu, twoja żona dwóch synów powiła”. A posłaniec idąc z tym listem, gdy zobaczył na wpół drogi oberżę i wesołość w niej, stanął tam na przekąskę i pod chmielił sobie i zdrzemnął się, a oberżysta (zły-duch) wyjął mu list z kieszeni i włożył drugi: „Ciesz się mój synu bo twoja żona dwoje szczeniąt powiła”.

Odebrawszy ten list, syn, choć rozgniewany odpisał: „W Bogu się wszystko dzieje, ja wkrótce sam będę” Z listem tym wracając posłaniec wstąpił znów do tej samej oberży i zabawił się i zdrzemnął, a tam mu oberżysta podsunął inny list z napisem: „Nie czekając mego przyjazdu, stos napalić, smołą oblać i spalić ją wraz z temi dziećmi”. Za odebraniem tego listu, matka zarządziła jej zgubę, a żona już poświęciła się na to.

Jak ją już mieli prowadzić na spalenie, tak to źrebie zamknięte w stolicy, wyrwało się ze stajni i poleciało pędem do tego stosu i porwało ją na siebie i w górę się z nią wzniosło. Zaniosło ją w obcy kraj, i na łące spuściło się na dół. I tam kazało jej, aby go zarżnęła mówiąc: „Że, jak mnie zarżniesz i podniesiesz moją głowę, to tam będzie studnia ocembrowana z zamknięciem, a jak żebra podniesiesz, to będzie miasto”.

I tak się stało. Jak się znalazła w tym mieście, zeszli się obywatele do niej żeby powiedziała jak się to miasto ma nazywać, a ona odpowie: M- Arcybelin i tam mieszkała.

Teraz on (jej mąż) jak przyjechał do matki i dowiedział się, co się stało, powiedział, że jej pójdzie szukać po świecie. I sprawił sobie żelazne trzewiki, żelazny pas i żelazny kij - I po wie: „znajdę ją jak mi się te trzewiki zedrą, pas opadnie i kij złamie” I chodził póty aż zaszedł do tego miasta, i tam mu się ten kij potrzaskał, trzewik zdarł i pas opadł. Przy tej studni ocembrowanej była służąca, która z dzbanem przyszła od pani (królowej) po wodę. Chociaż nie wolno jej było nikomu dać tej wody, ale on nalegał na nią, i napił się i wrzucił w dzbanek połowę swego pierścienia. Gdy sługa przyniosła wodę a pani pić ją poczęła, wyleciała owa połowa pierścienia. A ona zaraz wzięła swoją połowę i przyłożyła do kupy, a to się razem spoiło. Tak tedy zawołała służącą i mówi: „Komuś wody dawała?” - Służąca musiała wyznać i przy prowadzić owego człowieka.

 

O szewczyku

 

Szewc jeden, stary złośnik, wypędził syna z domu. Szewczyk idzie - idzie daleko w świat, a wziął z sobą torbę z chlebem, kilka bochenków. I zaszedł do lasa; tam zobaczył mrowisko strasznie porujnowane, rozkopane, a mrówki rozbiegające się na wszystkie strony, co im tak lis mrowisko popsuł. Więc usiadł, i ponarządzał wszystko, i ziemię przygarnął pięknie, i okruchów chleba porzucił dla mrówek, a potem usiadł na boku i spoczął i usnął - a mrówki odganiały od niego wszystek owad,- i jak się co skradało do niego, to go ostrzegały.

Na drugi dzień wstał i poszedł w dalszą podróż. I idzie - idzie jeszcze dalej, przez pola i zarośla - i doszedł do drugiego lasu. Aż tam w tym lesie widzi ule popsute i powyrywane w drzewach dziuple, a wosk porozrzucany. Więc ponarządzał znowu, pola tał wszystko dobrze, powstawiał - żeby pszczoły mogły znów miód tam znosić i roić się i chleba okruszyn im trochę zostawił. I znowu przespał tam drugą noc spokojnie. A na trzeci dzień idzie dalej w świat. I napotkał na taką wodę - co przez nią prowadził duży most. I zobaczył stojąc na moście dużo kaczek pływających po wodzie i złotych rybek. A kaczki te uciekać poczęły i rybki, bo zwykle podróżni strzelali im we łby albo kamieniami w nie rzucali. Ale szewczyk roztworzył swoją torbę, wyjął chleba i zaczął drobić go i okruchy rzucać do wody, żeby kaczki nakarmić. Pozlatywały się one i chciwie chleb ów skubały. Szewczyk poszedł dalej w swoją drogę i zaszedł znowu do wielkiego lasu. I tam był pałac - a w pałacu była księżniczka prześliczna. A księżniczkę ten tylko mógł dostać za żonę, kto by trzy roboty naznaczone przez czarownicę, czyli matkę jej - zdołał wykonać, ale jakby nie wykonał, to by mu łeb urwała. Szewczyk powiada, że chce wiedzieć, jakie są te trzy roboty. I dała mu jednego dnia do wybrania korzec piasku pomieszanego z makiem, żeby osobno wybrał mak a osobno piasek. I siedzi on a wybiera - ale nie może rady dać i płacze. Aż tu przylatuje cały rój mrówek, tych, co to im ponarządzał mrowisko - i jak zaczną wybierać a wybierać, tak w pół godziny wybrały wszystek mak osobno, a piasek osobno na kupę. I zdziwiła się czarownica, ale powiada: „no dobrze. A teraz ci za dam drugą robotę. Oto był klucz złoty do drzwi pokoju gdzie ta księżniczka siedzi, ale zginął bo wpadł jej w wodę kiedy się kąpała” - (bo wtenczas ją podpatrzył jakiś czarownik co się w pięknego mężczyznę przemienił z pierścionka złotego który był na brzegu, a którego księżniczka dotknęła że był złoty i ładny, ale potem zobaczywszy mężczyznę, schowała się znowu w wodę i klucz upuściła) Szewczyk poszedł ponad wodę i prosi kaczek i rybek żeby przybiegły. Jak się ich cała gromada zleciała, tak on mówi: „Kaczuszki, rybeczki, żebyście mi ten złoty klucz znalazły A starsza odzywa się: „Dobrze; zaraz poszukamy i zaczęły szukać na dnie morza, i znalazły go rybki i podały kaczkom, a kaczki szewczykowi. Uradowany szewczyk, pobiegł zaraz do pałacu i powiada: „mam klucz”.

I otworzyli zaraz drzwi do pokoju księżniczki, i widzą, że tu siedzi aż trzy kobiety pod długimi białymi zasłonami, a wszystkie jednakowo wyglądają. I mówi czarownica: „jeżeli zgadniesz, która z nich księżniczka, toś wygrał, a jak nie, to cię to dwie które nie są księżniczki (ale baby, czarownice) w sztuki poszarpią”. I patrzy ów szewczyk i patrzy, i nie śmie zgadywać, bo wszystkie trzy tak były do siebie podobne, że nie wiedział, na którą ma zgadywać. I kiedy się tak wpatruje, aż tu widzi, że rój pszczół nad głową jednej z nich wciąż krąży i myśli sobie: pewnie to ta będzie! I wskazuje na nią, - a czarownica mówi: „no, masz szczęście - to widzę od Boga szczęśliwy”. I nie mogli mu poradzić - ożenił się on z tą księżniczką i był królem, a te wszystkie złe duchy i ludzie odpędzono i potracono.

 

O kogucie

 

Jedna baba, uboga żebraczka, chodziła p proszonym chlebie od chaty do chaty. Odprawiano ją zwykle z niczym mówiąc: „Niech Pan Bóg opatrzy”. Ale jedna litościwa kobieta, sama nie bogata, dala jej ziarnko grochu, gdy nie mogła dać nic lepszego ani więcej.

Żebraczka odebrawszy to ziarnko grochu, zasadziła je w ziemię i czekała wiosny i lata. Aż tu z ziarnka tego wyrosły strączki i wiły się po tyczce w górę - i wiły się coraz wyżej i wyżej - aż na reszcie dosięgły samego nieba. Baba, ciekawa jak też to tam jest w niebie, schwyciła się wijącej latorośli i czepiając się rękami kruchych gałązek, drapała się po nich coraz wyżej, aż nareszcie doszła do nieba. W niebie zobaczyła świętego Piotra i pokłoniła mu się. A św. Piotr dał jej jajko i złoty kubek, przeżegnał ją i kazał na świat wrócić, mówiąc, że z kubka będzie miała napoju ile tylko zechce i jakiego zechce.

Gdy się znów napowrót po tyczce i gałązkach grochu spuściła na dół - trzymając jajko pod ciepłą pachą, dostrzegła że już z niego wylągł się śliczny kogut, który zaraz babce powiedział: „Dzień dobry”, i w chacie jej krzepko się uwijać począł i ludzi do roboty budził. A kubek, ile razy tego zażądała, napełniał się do wierzchu mlekiem, winem, wódką, piwem lub innym jakimkolwiek trunkiem. Oczywiście, że bardzo jej z tym było dogodnie, - Bogu też za to dziękowała a trunków nie nadużywała.

Dowiedziała się jednak wkrótce o tym cudownym kubku wieś cała; dowiedział się o nim i sam pan dziedzic. Posłał, więc swego lokaja, ażeby babę z kubkiem do pana zaprosić. Ale ostrożna babula, nie dała się w pole wywieść i iść nie chciała. Więc pan zalecił lokajowi użyć fortelu i kubek wykraść. Jakoż razu jednego, wpadł lokaj do chałupy baby z nagłym krzykiem: „Pali się we wsi, gore, gore!” - i zniknął niby ukrywszy się za drzwi.

Przestraszona baba wyleciała z chałupy, gdy słońce zachodzące ognistą na świat rzucało łunę, a zobaczywszy, że pożaru nie ma, wróciła. Ale już kubka w izbie nie zastała. Porwał go, bowiem podczas jej niebytności lokaj i do pana zaniósł.

Pan przekonawszy się wkrótce potem, sam o obfitości cudownego kubka, sprosił wszystkich sąsiadów i wielu innych gości na ucztę do siebie i częstował ich z owego kubka, czym kto się chciał posilić; a było tam i szampańskie wino i arak Jamajka i inne rzadkie trunki - i goście cieszyli się wszyscy, a pili. Wtem, gdy sobie już dużo tego picia pozwolili, odzywa się nagle trzykrotnie za oknem kogut, który chcąc babce pomóc, zapowiedział jej że pójdzie po ten kubek i odzyska go: „Kikiryku, kikiryku! pijecie nie z pańskiego ale ze skradzionego babce kubku!” - Rozgniewany pan, kazał koguta natychmiast schwytać i wrzucić w głęboką studnię na podwórzu. Tutaj ów kogut w wodzie jak zaczął pić a pić wodę, tak calutką wodę wypił, aż w studni zrobiło się sucho - i przyleciał znowu pod okno i zaczyna krzyczeć: „Kikiryku, kikiryku, ze skradzionego babce kubku!”

Zdziwiony tym i rozgniewany pan, każe powtórnie łapać koguta, i wrzucić go w rozpalony piec, gdzie buchały płomienie. Ale kogut wkrótce cały ten ogień zalał, wypuściwszy z siebie wszystką, ze studni wypitą wodę, połknął wszystek dym w siebie, i znowu po leciał pod okno i wrzeszczeć począł o skradzionym kubku. Zniecierpliwiony pan znowu go kazał schwytać i wrzucić do stajni między bystre konie żeby go roztratowały. Ale tu kogut, jak zaczął z siebie wypuszczać połknięty dym, tak wszystkie konie podczadził, i wszystkie się podusiły. Pan widząc tak wielką szkodę, kazał znów koguta schwytać, oskubać, upiec go na rożnie i wreszcie zjadłgo. Aż tu nagle w brzuchu jego odzywa się znowu ów kogut: „Kikiryku! ze skradzionego kubku !” - a głos ten bezustannie się powtarzał i nie ma sposobu go zagłuszyć, a co pan się z kubka chce napić, to wszystko napowrót oddać musi, bo kogut tego do żołądka nie dopuszcza a wciąż swoje wrzeszczy. Ale też panu radzi doktor wziąć lekarstwo na wymioty i koguta na powrót przez gardło wyrzucić. Gdy zatem oddał koguta - tak ten wyskoczył jak wprzódy, żywy i zdrów, mówiąc, że nie da panu pokoju, dopóki kubka nie zwróci babce. I nie mógł pan z nim poradzić, więc kubek sam babce odniósł i przeprosił ją.

 

Rozbójnik i młynarczanka

 

Miał młynarz bogaty córkę. Młynarz z żoną, pojechał na wesele (zabawę), a córkę zostawili w domu. Tymczasem zbójcy przy do młyna kraść i podkopali się. Córka słyszy że się do komory ludzie podkopują. I posła, wziena kosy i uciona temu, co pirwsy wlaz, głowę. A ten drugi pyta się na dole po cichu i mówi do tamtego pirwsego: „A co? jest tam co brać” - A ona odpowiada za niego po cichu: „A jest dosyć, chodźcie ino !” - Ten drugi lazie, a ona ucina mu znowu głowę, temu drugiemu. A dwóch, co byli jesce, uciekło (a dwoma uciena).

W tydzień potem przyszli ci dwaj na zaloty do tej mlynarcanki. A ona spodobała sobie jednego z nich i posła za niego. Zabrał ją, pojechał, i zawióz ją w takie lasy, w takie bory. A miał zbój starą matkę. I ta mówi do synowy: „O-la Boga! po cóż tu przyjechała, tutaj źle, tu twego życia nie długo będzie; tyla będzie twego życia”. On rano kazał jej wodę nanosić a sam poleciał do lasa. A matka jego powieda do synowy: „Weź snopek słomy, postaw kole studni i okryj płachtą; konewki postaw wele niego, a sama uciekaj.

Ona tez tak zrobiła. Poleciała w las, i idzie. A chłopy jechały do młyna ze zbożem. A ona prosiła, żeby zboże wysypali z jednego worka, a ją tam wsadzili. Jak ją przywieźli do młyna, do jej rodziców; a tam wylazła z worka. I chłopom za tę opiekę podziękowali, a ona z płacem wyznała, gdzie ją oddali. A jak on tam przysed do młyna, ten zbój, to ona się schowała do komory. A rodzice jej się go pytają: „A co? a jakże się tam nasa córka ma?” - A on na to: „Dobrze jej jest” - A na to matka: „A juź-ci dobrze, bo u mnie jest” - i wyprowadza ją z komory. A tu posłali po wójta, po chłopów, związali go. I dopiero pojechali do lasa, i wzięli tę jego matkę do siebie, a zbója oddali do kryminału.

 

Kazirodztwo

 

Był sobie jeden możny pan. I wyjechał sobie na wojaż a żonę zostawił w domu. Tymczasem żona pozwoliła sobie kiepsko, i miała dziecko. Jak się urodziło, ona, że jej wstydno było, - kazała dziecko włożyć w kołyskę, i z parą dukatami i karteczką że jeszcze nie chrzczone, puściła na rzekę.

Złapali to dziecko z kołyską przewoźnicy, i jeden z nich wziął je do siebie na wychowanie, nazwał Jasiem i wychował. A miał już sam dwóch synów. Chłopiec Jasio wyrósł ładny; ale raz pokłócił się z temi braćmi przy grze w piłkę i przyszło między niemi do pięści. I oni dwaj powstają na niego: „A coś ty za jeden! tyś najduch! ociec cie ino tak trzyma u siębie”.

Dowiedziawszy się, kto on taki, i zmartwiony tem, że nie jest synem onego przewoźnika, który ma nad nim tylko swą opatrzność, uciekł Jasio od niego w świat. I naszed i trafił do tego dworu, gdzie jego własna matka mieszkała. Tu, jako biedny podróżny prosił, by go przyjęto. A ona go wzięła za pisarza do siebie. I polubili się. Ale on zawsze był dumny (zadumany, zamyślony) o tem, skąd on się wziął, gdzie jego rodzice? - Widząc to, ona się go zapytała:

„co mu jest, że nie wesoły” - On nigdy nie chciał powiedzieć, dlaczego. Jednakże ona mu się przyznała, że on jej się podobał, że chce się z nim ożenić, i że cały majątek mu zapisze. Oczywiście, że przystał Jasio na tak miłą dla obojga propozycją.

I gdy po ślubie do niej poszedł, i zaczęli się lubować, on jej się przyznał, że niema rodziców i że jego w kołysce naleźli przewoźnicy na wodzie, z dukatami i karteczką,. Dopiero ona zalękniona powieda: „to Ty jesteś mojim synem !” - Ale i jego strasznie to przeraziło. I jak poszedł z domu, tak się już więcej nie pokazał.

I nadszedł nad trzęsawę, a tam w środku na niej był pałac pusty. I usłyszał od rybaków, że tam tylko pustki, a w nich jeszcze i przeszkoda (strachy). Ale on wcale na to nie uważał, kazał się rybakom tam przewieść, i żeby nikomu nie powiedali o nim, żeby nikt nie wiedział. Jak go przewieźli, widzieli że wyjął klucz z kieszeni (nie wiedzieć czy go nalazł, czy go matce ukrad), i otworzył jedne drzwi - pusto; drugie drzwi pusto; trzecie drzwi: a tu stoi pasyjka (krucyfiks) i dwie świece zapalone przed nią, na stole. Wziął, zamknął, ale w pałacu, klucz przez okno wrzucił w wodę, a sam ukląkł przed pasyjką I modlił się.

Po długim bardzo czasie, jedni państwo przejeżdżali tamtędy, i kazali sobie gotować wieczerzę (już u dzieci tego rybaka), i ugotowano im rybę. Kiedy tę rybę płatają, aż tu znajdują we środku klucz, I dopiero wychodzi powiastka i mówią o tym człowieku co się przed laty zamknął w pałacu i klucz wrzucił w wodę, i że to pewnie ten sam klucz. Podróżni ciekawi, wzięli klucz, kazali się przewieźć do pałacu i próbują; a tu klucz nadaje się do zamków. I otwierają, troje drzwi, i najdują za trzeciemi: a tu klęczy dziad stareńki z siwą brodą, który już był ojcem świętym i modli się.

I wieść też szeroko się o tem rozeszła po świecie. A ta staruszka (jego matka), która nie mogła dla grzechu umrzeć, dowiedziawszy się o nim, przyjechała do niego. I kiedy przy nim stanęła, on jej dał trzy razy w twarz na odlew (po diabelsku), i oboje zaraz się w proch obrócili.

 

Dwaj bracia

 

(bez poprawek językowych)

Było dwóch braci, jeden bidny, drugi bogaty. A bidny był młodsy i chodziuł do roboty do bogatego, i młócił i młócił, a ten mu nic nie płacił. Posed bidny do niego przy niedzieli i powieda: „Zebyś ty mi choć chleba, albo na chlib dał, bo mi dzieci głodne” A brat mówi: „Pocekaj jaz z miasta przyjadę” - Ale On bidny ni móg wytrzymać i posed za nim do miasta, i mówi do siebie: „jak on pare korcy zboża przeda, to mi musi dać z parę złotych”. Ale on bogac sprzedał zboze, i nie myślał nikomu, ani bratu nawet nic dawać, ino chciał temi piniędzmi dosypać sobie do dzbanka, co go miał w stodole niepełny jesce. Tak dopiro chodzi on po jarmarku, a brat bidak za nim, i prosi i prosi go, zeby się tez uzalił, zeby mu, co dał jeść. A bogac zniecierpliwiony odzywa się do niego: „Eh, kiedy nimas co jeść, tobyś się lepij powiesiuł!” I daje mu seść grosy i mówi: „kup se postronek i powieś się”

A on brat bidny posed i kupiuł se ten postronek. I przysed do domu bogaca (a wiedział dobrze, gdzie bogaty brat chował te piniądze); posed do stodoły, postronek powiesiuł na bońcie i mówi se: „Mam sie ja powiesić, to się lepij ty powieś !” I usypał sporo piniędzy z jego dzbanka, i złapał to i uciek. - A ten starsy brat przyjechał z jarmarku do domu, idzie prosto do stodoły i przysypuje piniądze przywiezione z sobą do dzbanka; - patrzy, - a tu z dzbanka jesce mu ubyło. Zmartwił się; widzi ze wisi postronek, - i z tego zmartwienia sam się zaraz na nim powiesiuł. - A zona ceka na niego i mówi se: „kiedyz on tez tam z tej stodoły przyjdzie do izby? Ni moze się docekać, idzie ona sama do stodoły, patrzy, - a on dynda.

A potem idzie ona do brata jego, co te piniądze ukrad (a mieskał on wpodle) i pyta go się (bo niby-to nie wie): „Co się stało z mojim męzem? nie wiecie, bracie? boście z nim razem byli w mieście; kto pirsy przysed?” - A brat: „A to ja przysedem; on mi dał kupić postronek, a ja go przyniesem i zarzuciułem na bońcie, bo jak przydzie mi młócić jutro zboze, to zda (przyda) mi się on (mówiłem se) na słomę, nosić nawiązki ze stodoły do obory, a on wzion się i powiesiuł na nim i spaskudził mi postronek” - Potem posła ona (jak jej to powiedział) na użalinie do dworu, i zawołali tego chłopa, zeby opowiedział jak się to stało. A on mówi wsystko tak jak było, - tylko nie rzekł nic o tem co ukrad, - i ni mogli mu tego zaprzecyć.

 

Chciwość ukarana

 

(bez poprawek językowych)

Było dwóch braci, bidny i bogaty. Bogaty ni-miał dzieci, a bidny miał ich kilkoro. I prosi bidny bogatego, ze ćwiartką o mąkę na chlib. A on mówi mu na to: „Zdechła mi kobylina, to idź za stodołę, naobrzynaj se mięsa i nagotuj dla dzieci, i sam się najis”. Tak ten bidny posed tamój w nocy; patrzy, a tu kruki i wrony rozrywają to mięso; rozerwały, i nimiał co oborznąć. Ale widzi, a tu się świci taka gałka przy koniu; a to był taki dyjament, co go kruki przyniesły. I mówi on: „kiedy nimam co, to wezmę chociaz tę gałkę, będą miały dzieci choć cem się zabawić. I przyniós tę gałkę, i bawią się tą gałką dzieci, bawią, bawią, i posły spać. Zona te gałkę połozyła na oknie, zeby dzieci mi co na jutro bawić się.

Po północy jedzie pan (dziedzic tej włości) ulicą bez wieś i zobacył te gałkę w oknie, ze taka jasność od nij odbija. Posłał lokaja do tej chałupy, zeby zobacył co to jest; -- a ten się dobrze przyjźrzał, i widzi ze wsyscy śpią, a gałka sama w oknie lezy. I mówi o tem panu. Pan wtencas sam posed do okna, i stuka na gospodarza, zeby mu otworzył. Jak mu tez otworzył, pyta się go pan: „Zkąd”eś ty to wzioł? - A on chłop mówi: „Nie ukradłem, ale zdybałem” - i opowiada jak było. A pan na to: „No, daj mi te gałke, bedzies mi dobrą zapłatę za to - I on chłop posed nazajutrz do niego do dworu, i pan mu duzo piniędzy dał za gałkę, ze ledwie na ctery konie tych piniędzy przywieźli, i duzo mu tez zboza dał.

Jak przywióz to do domu, tak posłał dziewcynę do brata bogaca po ćwierć, ze będzie zboze mierzył, co mu ten pan dal. Tak on mierzył te piniądze zgurowato (ponad ćwierć, z czubem) i jeden dukat wpad za obręcz tej ćwierci. I odniesła dziewcyna ćwierć, a brat bogac wzion i mówi: „Musiał on tam, jakich plewisków (plewy) mierzyć - i wytrząsnął ćwierć, a tu dukat wypada. Tak on się zadziwił, i bez ciekawość idzie do brata i pyta go się: „Mój bracie, nie obrażaj się, zem ci nie wygodziuł, ale powiedz mi, skądeś tyle wzion piniędzy, ześ az całą ćwierć dukatami pełnił ?” - A on powieda: „Idź tak jak ja pod figurę (krzyż, czyli Bożą-mękę przydrożną) i siedź całą noc pod figurą, to ci Pan Bóg da, tak jak mnie; prosiułem Boga, i dał mnie”

Tak tez i bez zazdrość zrobiuł i ten bogac. Posed pod figurę siedzić. Tymcasem przysed w nocy Lucyper, - bo oni tam w nocy chodzą naokoło figur, i ukręcił mu łeb, temu bogacowi. Ona zona jego była pewna, ze on tam pod tą figurą piniędzy dostanie, i międliła przed chałupą konopie. A tu się rano jesce i konopie zapalają, a od nich zajęła się i spaliła cała ji chałupa. I juz-ci po całym majątku bogaca; - skońicyło się.

 

Pasterz i diabeł

 

Był jeden pastucha i pas bydło między wierzbami. A tam po krzakach, po tych gałęziach, co rusz, pełno było diabłów, lucyperów. I usiadł sobie nad rowem i batóg sobie plótł. A starszy lucyper mówi do młodszego: - „Idź-no tam, spytaj się go, na co on ten batóg plecie?” - Idzie diabeł i pyta się, a on pastucha mu odpowiada: - „Na to, żeby nim wyganiać diabłów z tych krzaków, co ich tu tak pełno” - Tak ten młodszy idzie do starszego, i powiada mu to, co usłyszał. A starszy: Idź i daj-że mu tam, co, żeby nas z nie ruszał”. I poszedł sługa do pastucha i pyta się go: - „A co chcesz za to, żebyś nas tu stąd nie ruszał?” – „A to nic, ino mi w tę czapczynę nasypcie pieniędzy złotych”. - A dobrze.

I wziął pastuch, wykopał głęboki dół i na nim czapkę położył, przedziurawił ją. A diabeł przyniósł pieniądze i wsypał. I ani ich tam znać; - „przynieś jeszcze więcej” Przyniósł diabeł więcej i wsypał; pieniądze w dół leciały, a w czapce ich niema. I musiał trzeci raz chodzić, nanosić pieniędzy i dopiero napełnił.

Ale starszy diabeł powiada: - „Oho! co to? że nam tak dużo pieniędzy ubyło; trzeba by jemu odebrać i mówi ten starszy do młodszego; „Idź do niego i zmagaj się (zmocuj) z nim; który z was mocniejszy to jego będą pieniądze” - Poszedł lucyper i zmagać się z nim chciał. A pastuch odpowiada: - „Ja mam takiego starego ojca, to on cię zbije”. I zaprowadził go do niedźwiedzia, i niedźwiedź diabła powalił.

Potem starszy kazał mu się (temu lucyperowi) z nim ścigać; kto będzie prędszy w nogach, to jego pieniądze. A pastucha, zaprowadził go znów do syna, do zająca, i kazał mu się z nim ścigać. A zając jak się zerwał, jak poszedł, tak i zostawił daleko w tyle za sobą diabła.

Przyniósł mu potem młotek:, który z nas wyżej w górę go wyrzuci, to jego będą pieniądze. Diabeł tak rzucił wysoko, że młotek jak potem spadł, tak aż się głęboko w ziemię wkopał. A on pastucha wziął młotek i ogląda, i przewraca na wszystkie strony. A diabeł pyta: - „Po co? nie oglądaj ino rzucaj !” - A pastuch odpowiada, że: „Mam tam w górze brata kowalem; jak mu młotek rzucę, to mi go tam brat złapie, i już mi go więcej nie odda” - Tak lucyper, jak to usłyszał, złapał, czym prędzej za młotek i ucieka z nim, (bo był-to młot do kucia pieniędzy).

A teraz, który świśnie lepiej, głośniej, to jego pieniądze będą. No, i jak diabeł świsnął, to omało się pastuch od niego nie zagłuszył (o mało nie ogłuchł), a wszystkie sowy powylatywały do góry, i kruki. „No, teraz ja świsnę!” - I kazał diabla oczy chustką zawiązać, bo: - jak ja zaświsnę, to ty na nogach nie ustoisz. - Dopiero jak mu pastuch oczy zawiązał, jak weźmie pałki, jak mu świśnie pałką za ucho, tak diabła powalił jak długiego na ziemię. Ten dopiero, jak się po chwili zerwie, jak pójdzie, co tchu do starszego: - „O, już ja nic z nim nie poradze”. - I już do niego więcej iść nie chciał. A pastuch pieniądze zgarnął i trzyma.

 

Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle

 

Siedem lat już siedział diabeł u jednego gospodarza za piecem, a nie mógł w żaden sposób skusić go, ażeby się kiedy pokłócił ze swoją kobietą (gospodynią), i żeby stąd była jaka Boska obraza. Tak już i wysechł całkiem ów diabeł za onym piecem, bo się czart tylko złością ludzką pasie. I trza mu było wyleźć stamtąd; a miał już uciekać na bagniska, aż tu spotyka babę jedną, która się jego pyta: czemu taki suchy? A on jej opowiedziawszy rzecz całą, tak zakończył: „A może byście wy poradzili co na to? - a dałbym wam tak duży worek pieniędzy jak sami jesteście” - Tak się i zgodzili, a diabeł i baba razem się znowu wrócili do tej chałupy.

I zaczęła się pogadanka między kobietami w chałupie. Baba się pyta gospodyni o jej chłopa „czy dobry ?” - „A dobry, ani raziczku mnie też jeszcze nie uderzył, ani swarów nie robi nigdy” powiada gospodyni. - „A wiecie wy, rzecze znowu baba, „on jeszcze będzie lepszy, tylko musicie mu uciąć brzytwą trzy włoski z brody, ale tak, żeby on nic o tem nie wiedział”. „Tak mówicie, babko !” rzecze uradowana kobiecina „o moji-ście-wy! utnę mu, utnę, choćby dziś zaraz”. - I podarowała babce nawet serek jeden.

A baba ta poszła i do gospodarza, któren orał w polu, i zaczęła mu opowiadać, że była na wsi w tej a w tej chałupie (i wymieniła jego własną), - i podsłuchała, jak gospodyni z parobkiem się umawiali, aby dziś gospodarza zarznąć, kiedy tylko ten z pola powróci i spać się położy.

Tak już i on gospodarz nie mógł dłużej wytrzymać, ino się przyznał, że to w jego było chałupie, - i prosił zaraz babę o jaką radę. Ona mu powiada, żeby nic o tem nie wspomniał kiedy do dom wróci; ale po wieczerzy, gdy jak zwykle spać się położy, żeby (jak tylko parobek wyjdzie), udawał że śpi, a wtedy przekona się, że mu kobieta na zdradzie stoi i zgładzić go chce ze świata, - a on będzie ją mógł za ten zamierzony zły uczynek ukarać.

Zrobił gospodarz tak jak mu doradziła, i złapał też swoją kobietę wtedy właśnie, kiedy z brzytwą szła do niego, i nuż ją, wtenczas bić, tłuc, kopać i przeklinać. Na ten czas diabeł zza pieca wyskoczył, klasnął w łapy, roześmiał się głośno: ha, ha ha! - ha, ha, ha! - i uciekł.

Babie dał obiecany worek pieniędzy i do różnych używał ją posług. Ale kiedy się ta gadka rozeszła po całej wsi po całej okolicy, tak wtedy naród (lud) tę babę czarownicę utopił w stawie.

 

Zjadłbym rzepki zza nalepki, ale krzyżyk na nich jest

 

Na wsi u jednego gospodarza czeladź ciągle się skarżyła, że niema, co jeść. Ale cała wieś wiedziała, że nigdzie tyle jadła nie gotowano, jak właśnie u tego gospodarza, i dlatego dziwno wszystkim było, iż się tam służba tak bardzo na głód skarży. Ale trzeba tego: Razu jednego przychodzi dziadek co po jałmużnie chodził. Miał on już całkiem siwe włosy i brodę, i prosił o pożywienie. Gospodarz posadził go na ławie koło pieca i wszyscy razem ze starcem jedli obiad. Lecz coś cudo do dzisiaj; - każden se podjadł i dużo jeszcze zostało. Po objedzie ów dziadek, podziękowawszy za strawę i pochwaliwszy Pana Boga, poszedł sobie dalej.

Nadchodzi wieczór. Ludzie popowracali z pola i dano wieczerzę, ale znowu każden wstał od misy głodny, choć na niej zdawało się być jedzenia dosyć. Tak samo na drugi dzień, wstali głodni od śniadania, od obiadu i od wieczerzy.

Kiedy to gospodarz poczuł, tak zaraz porozsyłał wszystkich parobków po okolicy za dziadkiem. I za trzy dni przyprowadzili go do wsi i do gospodarza. Znowu też zaproszono go do jedzenia. I wtedy wszyscy spostrzegli, że dziadek, zanim jeść zaczął, krzyż święty uczynił nad darem Bożym. Toteż wszyscy sobie znowu bardzo dobrze podjedli. Dziadek objaśnił im wtedy, że diabeł za nich wszystko zjadał, bo dar Boży nie był krzyżem świętym naznaczony.

Podziękowali mu za tę naukę, i od tego czasu zawsze przed i po jedzeniu wspominali imię Pańskie ze znakiem męki, a nawet każdą robotę od znaku krzyża świętego poczynali.

Diabeł przesiedział o głodzie trzy lata, i ciągle czekał czy się kto nie zapomni przeżegnać przed jedzeniem, ale nie mógł doczekać się tego nijak. Wyszedł zatem z za pieca na izbę i powiedział: „Zjadłbym rzepki - z za nalepki - ale krzyżyk na nich jest” - I uciekł.

Bo kiedy zwozili z pola rzepę (której kopali najwięcej) także ją, przeżegnano jak wszystko, - i dlatego ruszyć jej diabeł nie mógł.

 

Pan Jezus i żyd

 

Szli raz czterej doktorowie od chorego. A byli to: Pan Jezus, św. Piotr, św. Paweł i Żyd. I nie chcieli ci trzej zapłaty, ino żeby im dano pożywienie. Dali im cztery serki i chleba, i niósł to żyd, który nieznacznie za niemi idąc, serki te zjadł. Nadeszli nad wodę, i wszyscy trzej przeszli spokojnie po wierzchu tej wody, bo Pan Jezus powiedział: „Kto serek zjadł, ten utonie” - Ale żyd, tonąc nawet, nie przestawał krzyczeć: „Ny, ja nie jad syrke, jak Boge kocham, nie ja jad !” - bo, wiedział filut dobrze że i tak Pan Jezus będzie nad jego grzeszną duszą miał zmiłowanie, że miłosierdzie Boskie jest większe niźli kara Boska, i uratuje go z toni. I tak się t stało. I idą dalej. Nadeszli na kukurzysko (pustkowie, gdzie dawniej stała karczma), i Pan Jezus mówi: „Trzeba-by tu kopać, bo mnie się zda, że tu skarby będą. I kopali na czterech rogach, gdzie cztery były słupki. I naleźli pod każdym kocioł z pieniędzmi. I mówi Pan Jezus, że weźmie te pieniądze ten, kto serek zjadł.-- „Ny, jak Boge kochom, to jo syrek zjadłem, to ja!” - odpowie żyd śmielej jeszcze, bo już prawdę mówił - „a tu na ty karczmie siedział mój ociec, to on musi takie piniądzów tu zakopał”.

 

Pan Jezus, św. Piotr i Paweł na noclegu

 

Szli raz we trzech: Pan Jezus, św. Piotr i św. Paweł. Było pod wieczór, i usłyszeli, że w karczmie grają. I mówi św. Piotr: „Wstąpmy tu, bom zmęczony, to się przenocujemy mówi do niego Pan Jezus: „Tu będziesz miał kiepski nocleg”. Ale św. Piotr prosi. Wchodzą, - i widzą zabawę i tańce i pijatykę, co sobie urządzili dworeccy (dworscy ludzie) I kazali sobie słać siano w rogu izby, i położyli się: Pan Jezus od ściany, św. Paweł w pośrodku, a św. Piotr z brzegu, żeby się leżąc przypatrzył zabawie najlepiej. A oto pijak jakiś potrącił go, że z brzegu był, i jeszcze go bije krzycząc: „A po coś ty nicponiu nie poszedł spać na górę (strych), a po coś się tu wysunął!” - I dalej w taniec. Bojąc się powtórzenia tej przygody, posunął się św. Piotr ku środkowi, a obudziwszy św. Pawła, posadził go z brzegu, żeby i on się zabawie przypatrzył, i wystawił go na sztych. A tu pijacy, jak się znów zbliżyli, mówią: „Eh, ten z brzegu już oberwał, teraz niech się i temu środkowemu dostanie” I nuż znowu łomotać po św. Pietrze, który leżał we środku. Nie widząc się i tu bezpiecznym, uprosił św. Piotr Pana Jezusa, żeby mu oddał swe miejsce przy ścianie, a sam wlazł we środek. I uczynił to Pan Jezus. A pijacy nadbiegłszy znowu, powiedzieli, że jeszcze ten od ściany nic nie dostał; trzeba by i jemu przyłożyć, - i znowuż okładają św. Piotra po grzbiecie.

Nazajutrz, gdy wyszli, mówi mu Pan Jezus: „A widzisz! powiedziałem, że kiepski dla ciebie będzie nocleg”. – „Wszystko to dobre na Twoją chwałę, Panie Boże” odrzekł św. Piotr, „dzięki Ci żeś mnie doświadczył, już będę pokorniejszy a zawdy Cię będę słuchał”.

 

Pan Jezus i św. Jan

 

Znowu drugi raz, idzie Pan Jezus z Apostołami, a św. Jan nie miał koszuli. Ale na płocie jednym suszyły się wyprane czyściutko szmaty, a św. Jan wziął sobie jedną koszulę i spytał się Mistrza, czy to wolno? A Bóg powiada: „Idź, a przysłuchaj się, co na to powie ten,

co jego koszula” Św. Jan wrócił się, i czeka. Aż i wyszła z domu stareńka wdowa, a spostrzegłszy, iż jednej brak sztuki, westchnęła tylko i powiedziała: „Niech mu to Pan Bóg zapłaci! Te słowa doniósł św. Jan Panu Jezusowi. A ten mu na to: „Idź, odnieś Janie koszulę, bo wielka by była zapłata moja”. I poszli dalej. W drugi miejscu także wiszą koszule; a św.

Jan wziął jedną i przysłuchiwał się od razu, co właściciel będzie mówić.

I tu wyszła kobieta, ale, zamiast czego, zaczęła wymyślać, pomstować i wyklinać okropnie.

Kiedy św. Jan to doniósł Panu Jezusowi, nie kazał on jej odnosić tej koszuli, ale nakryć nią nagość biednego, bo ta kobieta nie wspomniała Boga tylko czarta.

 

Matka św. Piotra

 

Matka św. Piotra miała być bardzo złą kobietą i została za to wtrącona do piekła. Ale św. Piotr ciągle prosił Pana Boga, ażeby ją raczył wyzwolić od męki. I pyta się Pan Bóg: czy sobie nie przypomina nic a nic z zasług lub dobrych uczynków swojej matki? - A św. Piotr jedno sobie tylko przypomniał, że: razu jednego dziadkowi dała łupin z cebuli, którymi tenże pofarbował pisanki (jaja wielkanocne) dla dzieci. Tak Pan Jezus dozwolił. Piotrowi spuścić nitkę do piekła, której się uczepiła matka jego, i zaczęto ją wyciągać. A duszyczki pobliskie uczepiły się jej ze wszystkich stron, ażeby się z nią także razem dostać do nieba. Ale ona odezwała się w gniewie: „Idźcie precz, mnie-to syn u Boga łaskę wyprosił, nie wam !” I otrząsnęła się mocno, a wtedy nitka urwała się i ona jeszcze głębiej do ognia spadła.