Zdzisław Latos

 

Z dziejów rzemiosła i handlu w Urzędowie

 

I. Zarys dziejów rzemiosła i handlu

 

Rozwój rzemiosła wiąże się ściśle z powstaniem miasta Urzędowa i jego losami zapoczątkowanymi nadaniem praw miejskich w 1405 roku. Najstarsza wzmianka dotycząca rzemiosła w Urzędowie (do której dotarłem) pochodzi z 1565 roku Z materiałów tych dowiadujemy się, że w tym czasie w Urzędowie było m.in. 10 rzeźników, 25 piekarzy, 20 szewców oraz 5 garncarzy.

O szybkim rozwoju miasta świadczy lustracja z 1570 roku, która odnotowuje 14 rzeźników, 24 szewców, 30 piekarzy, 28 gorzelników i 7 garncarzy oraz 26 szynków. Rejestr poborowy z 1626 roku wymienia 16 piekarzy, 9 rzeźników, natomiast stan ilościowy innych rzemieślników w liczbie 51 podaje sumarycznie. Przed rokiem 1648 było poza wyżej wymienionymi m.in. 8 prasołów, 8 kuśnierzy, 10 tkaczy. W połowie XVII wieku wojny, pożary, rabunki i „morowa zaraza” do takiego upadku przyprowadziły miasto, że w roku 1653 znajdowało się tylko 37 mieszkalnych domów i pozostali: 1 rzeźnik, prasoł, krawiec, 2 szewców, 2 kuśnierzy i 6 piekarzy oraz 3 garncarzy. Z 50 bań gorzałczanych zostało zaledwie 12.

Jak wynika z dokumentów, następną lustrację prze prowadzono dopiero w roku 1829, w której jest jedynie następująca wzmianka: „Miasto pobiera również dochód od garncarzy, piekarzy, szewców i rolników...„6 Dokładnego opisu miasta Urzędowa na zlecenie naczelnika powiatu zamojskiego z siedzibą w Janowie Lubelskim dokonano w 1860 roku. Na podstawie danych uzyskanych ze spisu wynika, że najliczniejszą grupę zawodową obok rolników i wyrobników (386) stanowili garncarze - było ich wówczas 43. W analogicznym czasie szewców było 24, rzeźników 15, powroźników 8, krawców 6, bednarzy 3, piekarzy 7, kowali 2.

W połowie XIX wieku istniała w Urzędowie w ośrodku Dębniak „fabryka garncarska”, własność Gajsmorów, którą wydzierżawił Żyd. Pracowali w fabryce głównie Oblewscy i Bystrzyńscy. Fabryka istniała do ok. 1875 roku. Na powyższy temat istnieje również drugi rękopis A. Golińskiego, napisany w 1938 roku na podstawie opowiadań Franciszka Gruchalskiego (ur. 1860). Oto jego treść: „Na miejscu dzisiejszej gajówki przy drodze z Urzędowa do Dzierzkowic była drewniana karczma z sienią przejezdną na wylot. Mieszkało tam 3-4 garncarzy, którzy robili garnki dla Żyda - Icka. Wypalano je dwa razy w piecu (siwaki p.m.), ślady, którego Są do dziś (za stodołą gajowego). Garnki te jako krakowskie sprzedawał Icek w Lublinie”

Wiele ciekawych wiadomości dotyczących okresu sprzed 1889 roku zawiera Słownik geograficzny Królestwa Polskiego. Możemy tam między innymi przeczytać: „Osada powoli wznosi się i rozwija, ku czemu dopomaga ją licznie uczęszczane jarmarki...” Ludność w 1860 roku wynosiła 1925 mieszkańców; była zaledwie 1 rodzina (Żydów) Morgbenserów 12 dusz licząca... Obecnie (1889) „ogółem 3017 dusz, w tej liczbie Żydów 242”. Z innych zakładów wymienione są 3 młyny „w obrębie miejskim”, „miodosytnia z produkcją do 500 rs, wiele ręcznych warsztatów tkackich oraz 14 pieców garncarskich... Istnieje dotąd 5 cechów rzemieślniczych: szewski, garncarski, krawiecki, powroźniczy i tkacki” Ostatnim cech mistrzem cechu garncarskiego był Jakub Zyszkiewicz zmarły w 1910 roku.

Ustrój cechowy przetrwał w Urzędowie do początków XX wieku. O prężności organizacyjnej i liczebności członków cechów świadczą ofiary na światło woskowe dla miejscowego kościoła sporządzone 28 września 1895 roku przez ks. Ludwika Herę, co przedstawia poniższe zestawienie: „cech krawiecki - 106 funta wosku, cech tkacki 146 funta wosku, cech garncarski 402 funta wosku, cech powroźniczy - 133 funta wosku, cech szewski - 105 funta wosku”.

W swej długoletniej historii rzemiosło urzędowskie przeżywało wzloty i upadki. Najkorzystniejszy okres jego rozwoju to wiek XVI i pierwsza połowa XVII. W połowie XVII wieku wojny ukraińskie, potop szwedzki i „morowe powietrze” doprowadziły mieszczan do całkowitej ruiny. Powoli jednak rzemiosło i handel dźwignęły się z upadku, by osiągnąć szczytowy swój rozwój w drugiej połowie wieku XIX.

Nadchodziły jednak nowe czasy, coraz mniej korzystne dla rozwoju rzemiosła.

 

II. Rzemiosło i handel w XX wieku

 

1. Rzemiosło u progu XX wieku

 

Rozwój przemysłu w Królestwie Kongresowym uległ zahamowaniu na skutek pojawiających się kryzysów, jak również z powodu utrudnień stawianych przez władze carskie, celem ochrony przed konkurencją przemysłu rosyjskiego. Mimo tych przeszkód w przemyśle Królestwa na coraz szerszą skalę stosowano nowoczesne maszyny poruszane silnikami spalinowymi i elektrycznymi. Na czołowe miejsce wysunął się przemysł włókienniczy w okręgu łódzkim. Skupiała się tam produkcja wyrobów bawełnianych, lniarskich i wełnianych. Rozwijała się również produkcja przemysłu metalurgicznego, nie tylko w okręgu częstochowsko-sosnowieckimi, staropolskim, ale i w warszawskim.Pieczęć cechu garncarskiego w Urzędowie W okręgu warszawskim rozwinął się również przemysł spożywczy, garbarski i konfekcyjny. Na Lubelszczyźnie powstają liczne cukrownie. Przemysł zaczyna produkować narzędzia rolnicze: pługi, kultywatory, sieczkarnie, młocarnie oraz drobniejszy sprzęt rolniczy i gospodarstwa domowego. Rozwój przemysłu ujemnie wpłynął na wiele dziedzin rzemiosła. Ludność wsi i małych miasteczek, dotychczas prawie samowystarczalna, zaczęła nabywać towary wykonywane w dużych seriach dostarczane przez pośredników. Zmiany te ujemnie wpłynęły na produkcję pewnych gałęzi wyrobów rzemieślniczych, natomiast korzystnie na rozwój handlu, co znalazło również wyraz w środowisku urzędowskim.

Prześledźmy na podstawie dostępnych dokumentów oraz relacji i wspomnień mieszkańców Urzędowa zmiany zachodzące w dziedzinie rzemiosła i handlu w bieżącym stuleciu.

Niejako bilansu otwarcia u progu XX wieku w dzie dzinie rzemiosła dokonał Aleksander Goliński zamieszczając w „Gazecie Lubelskiej” nr 104 z 1902 roku artykuł pt. Kilka szczegółów ze statystyki Urzędowa. Z artykułu tego dowiadujemy się, że w 1900 roku Urzędów liczył 3620 mieszkańców, z tego 303 było wyznania mojżeszowego oraz 3 osoby prawosławnego. Głównym zajęciem mieszkańców było rolnictwo, lecz obok niego zajmowali się oni również rzemiosłem. W większości wypadków rzemiosło nie stanowiło jednak jedynego źródła utrzymania.

Najliczniejszą grupę zawodową po rolnikach stanowili garncarze, dlatego temu zagadnieniu poświęcimy więcej uwagi. Fragmenty artykułu dotyczącego rzemiosła pozwolę sobie zacytować: „Garncarzy jest 40, glinę kopią w dawnym starościńskim lesie urzędowskim... Za prawo kopania gliny garncarze płacą dworowi dzierzkowickiemu 200 rubli rocznie... pieców czynnych do wypalania wyrobów surowych z gliny jest (...) w Urzędowie 15. Niektórzy garncarze palą garnki sami, inni sprzedają Żydom jeszcze surowy wyrób, ci zaś odstawiają wypalony towar do Lublina, Turobina, Bychawy, Kraśnika, Rachowa, Bełżyc i za Wisłę do Solca, Zawichostu, a nawet do Sandomierza. Ci Żydzi są to kupcy miejscowi i postępują z ludźmi sumiennie. Pomimo wielkiego rozpowszechnienia po wsiach kuchen angielskich (blach) i naczyń żelaznych, wyroby gliniane mają zbyt, lecz garncarstwo upada z powodu wysokiej ceny drewna opałowego, a po wtóre dlatego, iż wielu dawniejszych garncarzy wzięło się do rolnictwa, gdyż lepsza uprawa ziemi lepiej niż dawniej wynagradza rolnika”.

Dalej w artykule czytamy: „Kowali w Urzędowie jest 8-miu, z tych 2 czeladników, a 6-ciu ma własne kuźnie; robią tylko na zamówienia. Kajetan Grabowski w samej osobie uchodzi za pierwszego w tym rzemiośle: robi sierpy, pługi żelazne itd. Bednarzy jest 4; wyrabiają na handel, a także wykonują obstalunki. Sitarzy jest 2-ch i 1 czeladnik; robią na handel i obstalunek... Tkaczy 6; z nich 1 Żyd. Powroźników mamy 6, robią.., na zamówienie... i dla sklepów; wyroby są dobre. Stolarzy jest 3-ch; roboty im brak; co prawda niezbyt lubią dotrzymać słowa. Murarzy w liczbie 5... jeden z nich praktykował w Warszawie”. Prócz tego wymienieni są szewcy - „kilkunastu”, krawcy - „niewielu” oraz cieśle „różnych zdolności” bez określenia liczby.

W następnych latach garncarstwo urzędowskie przeżywa regres spowodowany ogólnym upadkiem gospodarczym, działaniami wojennymi oraz zmniejszającym się zapotrzebowaniem na wyroby garncarskie związanym z produkcją fabryczną naczyń codziennego użytku.

 

2a. Garncarstwo w XX wieku

 

Od roku 1900 do 1926 zmniejszyła się liczba pracowni garncarskich oraz liczba pieców, których pozostało 7, w tym 1 na ul. Wodnej, pozostałe w Bęczynie. Na ul. Wodnej mieszkało w tym czasie 3 garncarzy: Andrzej Buda, Piotr Gajewski i Jan Kudła; pozostałych 33 zamieszkiwało w Bęczynie.

Do znanych twórców ludowych wykonujących rzeźbę w glinie należy również Wojciech Ambrożkiewicz ur. w 1922 roku, wywodzący się z rodziny garncarskiej. Obok rzeźby ceramicznej, wykonywanej od 1946 roku, zajmuje się malarstwem, wypalanką w drewnie oraz ludową twórczością poetycką.

Jak wynika z zamieszczonego wykazu, liczba garncarzy stale zmniejsza się. Starzy garncarze, urodzeni jeszcze w XIX wieku, w naturalny sposób odchodzili, a napływu młodych nie było. Gwałtowne załamanie się garncarstwa nastąpiło po II wojnie światowej, a prawie całkowity jego upadek po roku 1979, kiedy odeszli lub zaprzestali działalności starzy mistrzowie. W roku 2000 tworzą jedynie Zygfryd i Cezary Gajewski - oby nie ostatni z urzędowskich garncarzy.

 

2b. Rody garncarskie

 

Mistrzowie w danym zawodzie mieli prawo szkolenia uczniów. Przyjmowanie na naukę następowało zwykle na początku roku kalendarzowego. Nauka trwała 3 lata. Umowa między mistrzem a rodzicami terminatora przewidywała świadczenia obydwu umawiających się stron. Po odbyciu nauki następowało wyzwolenie. Wyzwolony uczeń stawał się czeladnikiem. W wielu wypadkach nauka zawodu odbywała się poprzez dziedziczenie. Swoje umiejętności ojciec przekazywał synom, wnukom i tak szło z pokolenia na pokolenie.

Dziedziczenie zawodu wyraźnie widać w młynarstwie, co wiązało się ściśle z własnością młyna (Lamentowie, Chęcińscy, Masiakowie, Tylus). Zjawisko to w mniejszym stopniu występowało również winnych zawodach. Szczególnie jednak widoczne jest to w zawodzie garncarskim. Działo się to przypuszczalnie, dlatego, że na ogół zamożniejsi gospodarze woleli nie bratać się z garncarzami, a gospodarskie córki pokpiwały sobie z młodych garncarzy. Garncarze nie pozostawali im dłużni i wybierali sobie żony ze swego środowiska zawodowego.

Aleksander Goliński pisząc o zajęciach ludności Urzędowa w 1900 roku podaje: „Tego rzemiosła uczą się tutaj tylko członkowie rodzin garncarzy, choć obecnie (jest) jeden uczeń obcy”. Z powyższych względów ukształtowały się w Urzędowie rody garncarskie mające swe korzenie sięgające XVII wieku, co zostało udokumentowane na podstawie zasobów Archiwum Parafialne go w Urzędowie (APU).

Do bardzo starego rodu garncarskiego na leżą Gajewscy. Już w 1697 roku żyła w Urzędowie rodzina o tym nazwisku i z pewnością trudniła się garncarstwem, ponieważ w końcu XVIII i pierwszej połowie XIX wieku było w Bęczynie ponad 20 garncarzy o tym nazwisku. Najstarszy uchwycony na podstawie aktu zgonu Grzegorz Gajewski - „majster kunsztu garncarskiego na gospodarstwie osiadły” - zmarł w 1828 roku mając 75 lat. W roku 1762 żyje również Wincenty Gajewski, „syn ś.p. Kazimierza cechmistrza cechu pospolitego”

Łukasz Gajewski w roku 1791 sprawował funkcję ławnika, „imieniem całego przedmieścia czyniącym” występuje w procesie za spasanie łąk należących do dworu w Dzierzkowicach”

Rodzina ta w życiu codziennym i sąsiedzkim nie różniła się z pewnością od innych i nie omijały jej troski dnia codziennego. Dla przykładu podaje się, że w roku 1791 przed sądem radzieckim (sąd przy radzie miasta Urzędowa) występuje Michał Gajewski - „mieszczanin, garncarz, obywatel urzędowski” - przeciwko Łukaszowi Gozdalowi „o niesłuszne bez dania racji zniewagi wołanie bestyjo, psia ścierwo i tam dalej” W tym samym roku toczy się proces Jakuba Gajewskiego - garncarza, przeciwko Romanowi Grzebule o pobicie.

W roku 1780 Paweł Gałkowski wytoczył proces Toma szowi Gajewskiemu o to, że: „Kamykowa wiedząc o surowości prawa do Gajewskiego jakoby do swego małżonka uczęszczała”. Sentencja wyroku była następująca: „Gajewskiego na siedzenie w wieży dzień jeden i odebranie razy pięćdziesiąt”, mąż Kamykowej „za to, że żony w dobrym rygorze nie trzymał - jeden dzień wieży”.

Miały też miejsce fakty bardzo przykre, jak np. sprawa przed sądem radzieckim w 1785 roku ‚„między sławetnym Tomaszem Gajewskim ojcem i uczciwym Jakubem Gajewskim synem pozwanym o nieuszanowanie i należności podług działu na wyżywienie ojca nieoddanie”

Były również piękne karty w historii tego garncarskie go rodu, np. Augustyn Gajewski brał udział w powstaniu styczniowym”

W okresie międzywojennym pracowało ośmiu garncarzy o tym nazwisku. Ta aktywna rodzina przetrwała do obecnych czasów i zajmuje się wykonywaniem rzeźb figuralnych o różnej tematyce, ozdobnych dzbanów, flakonów itp.

Do roku 1977 tworzył jeszcze znany garncarz Teofil Gajewski, syn Władysława (ur. 1903- zm. 1977). Był znanym twórcą rzeźb ceramicznych, a szczególnie doskonale stylizowanych figurek dzików. Brał wielokrotnie udział w konkursach, wystawach i kiermaszach sztuki ludowej, a jego prace znajdują się w zbiorach muzealnych w Krakowie, Warszawie, Lublinie i wielu innych.

Należy podkreślić ciągłość tradycji garncarskich tej rodziny. Obecnie jeszcze tworzą Zygfryd Gajewski, syn Teofila, i Cezary, syn Zygfryda - najmłodszy z urzędowskich garncarzy.

Zasiedziałymi garncarzami w Urzędowie byli również Grzebulscy vel Grzebuła. Już w końcu XVII wieku nazwisko to jest dość powszechne. W końcu XVIII wieku i w wieku XIX garncarstwem zajmował się Antoni, Rafał, Józef, Paweł, Jan. Najmłodszy z rodu Tomasz Grzebuła zmarł ok. 1925 roku jako ostatni z garncarskiej rodziny.

Garncarska rodzina Gozdalów vel Gozdalskich osiadła w Urzędowie od niepamiętnych czasów. W roku 1698 mieszkają tu przynajmniej dwie rodziny, a w XIX wieku występuje kilku garncarzy noszących to nazwisko.

W okresie międzywojennym pracowali jeszcze Gozdalscy, Marcin i Augustyn. Jak twierdzili garncarze, Marcin Gozdalski był bardzo dobrym fachowcem, naczynia wykonane przez niego miały piękny kształt, były lekkie i cieszyły się dużym popytem. Jego wytwory zostały bardzo wysoko ocenione przez znawcę sztuki ludowej J. Kota. Na szczególną uwagę zasługują kropielniczki, które są nie tylko wyrobami rzemieślniczymi, ale swoistymi dziełami sztuki”

Piękne tradycje garncarskie tej rodziny skończyły się po śmierci Marcina i Augustyna Gozdalskich, którzy nie pozostawili następców przy garncarskim krążku.

Rodzina Witków, mimo że pojawiła się w Urzędowie stosunkowo późno, bo w połowie XIX wieku, odegrała w sztuce garncarskiej wielką rolę i przyczyniła się do jej popularyzacji w dobie dzisiejszej. Szczególny rozgłos i uznanie zdobyła rzeźba figuralna wykonywana przez garncarzy-twórców ludowych z tej rodziny.

Jak twierdzili Jerzy i Paweł Witkowie, ich dziadek Leon przybył do Urzędowa z Iłży lub Opatowa i ożenił się w Bęczynie. Wówczas był już garncarzem. Leon Witek brał udział w powstaniu styczniowym. Miał trzech synów - Antoniego, Józefa i Marcina, których wyuczył rzemiosła garncarskiego. Synowie Leona - Antoni zmarł po II wojnie światowej nie pozostawiając następcy, Józef nauczył zawodu syna Stanisława, który trudni się garncarstwem do chwili obecnej, Marcin pozostawił znakomitych następców Jerzego i Pawła - znanych twórców ludowych.

Podobnie jak poprzednie rodziny, tak i Skurscy żyją w Urzędowie już w 1691 roku. W roku 1772 przed urzędem radzieckim w Urzędowie składał przysięgę na cechmistrza cechu pospolitego Walenty Skurski. W 1768 roku urodził się Tomasz Skurski, w tym czasie żył i pracował Mateusz Skurski - obydwaj „majstrowie kunsztu garncarskiego”. Garncarze o tym nazwisku żyją w Urzędowie w XIX i początkach XX wieku. Ostatnim garncarzem z tego rodu był Stanisław, on i jego rodzina wymarli w czasie epidemii tyfusu w okresie I wojny światowej - kończąc ród garncarski.

Garncarska rodzina Nowaczyńskich pojawiła się nieco później, bo ok. połowy XVIII wieku. W wieku XIX żyją garncarze o tym nazwisku, jak: Antoni (ur. 1791), Wincenty (ur. 1824), Wojciech (ur. 1836). W wieku XX między innymi znani są jeszcze Jan i Henryk Nowaczyńscy. Henryk zmarł w 1971 roku nie pozostawiając następcy w swoim rzemiośle.Jerzy Witek przy kręgu

Badając rejestry urodzeń z lat 1690-1810 stwierdzono, że nazwisko Lizinkiewicz pojawia się w roku 1787. Wiadomo również, że w 1814 roku zmarł Walenty Lizinkiewicz (ur. 1749) - „majster kunsztu garncarskiego, syn niegdyś sławetnego Błażeja, również majstra tegoż kunsztu”. Jest pewne, że ani Błażej, ani Walenty nie urodzili się w Urzędowie - musieli więc przybyć z bliżej nieznanej miejscowości jako garncarze, bądź wyuczyć się tego zawodu od miejscowych mistrzów. W wieku XIX rodzina ta jest reprezentowana przez licznych przedstawi cieli. Ostatnim z tego rodu był Jan Lizinkiewicz urodzony w 1861 roku, a zmarły w roku 1931.

Rodzina Drzymałów (Drzymalskich) z pewnością przy była do Urzędowa w połowie XVIII wieku. W roku 1779 Paweł Drzymalski przyjął prawo miejskie W końcu XVIII i XIX wieku pracowało ponad 8 garncarzy z tego rodu. Ostatnim garncarzem z tej rodziny był Wincenty Drzymała (ur. 1863 - zm. 1931).

Do starej rodziny garncarskiej na leżą również Ambrożkiewicze, którzy byli w Urzędowie już w 1691 roku i zajmowali się garncarstwem.

W roku 1791 znana jest przed sądem w Urzędowie „Sprawa Wojciecha Gorajek przeciwko Filipowi Ambrożkiewiczowi, garncarzowi urzędowskiemu, który to wziąwszy konia w targu na św. Łucję w roku teraźniejszym na Święto Świętych Trzech Króli zmizerowanego wielce i schudzonego odprowadził, a pieniędzy przyrzeczonych oddać nie chciał... Owszem... człowiekiem podłym dla mieszczanina nie przyzwoitym awizował”

Garncarskie tradycje tej rodziny przetrwały do dnia dzisiejszego. Obecnie w Urzędowie-Bęczynie wykonywaniem rzeźby ceramicznej zajmuje się Wojciech Ambrożkiewicz, a wyrobem naczyń glinianych i rzeźbą ceramiczną do niedawna zajmował się Czesław Ambrożkiewicz.

Rodzina Zyszkiewiczów z pewnością osiadła w Urzędowie w XVII wieku. Najstarsi garncarze z tej rodziny, których udało się ustalić, to: Feliks (ur. około 1775) i Stanisław (ur. około 1790). Stanisław Zyszkiewicz brał udział w wojnie napoleońskiej. Ród Zyszkiewiczów w XIX wieku reprezentowany był przez ponad 16 garncarzy. Ostatnim cechmistrzem cechu garncarskiego był Jakub Zyszkiewicz zmarły w 1910 roku przeżywszy lat 90, a ostatnim garncarzem Franciszek Zyszkiewicz.

Trudno określić, kiedy rodzina Budów zamieszkała w Urzędowie i skąd przybyła. Już w końcu XVII wieku byli mieszkańcami Urzędowa Budkowscy i Budowie. W roku 1827w wieku 70 lat zmarł Joachim Buda (ur. około 1757), a w roku 1859 Mateusz Budzyński (ur. w 1789). Ostatnim z tej rodziny był Andrzej Buda (ur. 1860) zmarły w latach trzydziestych naszego wieku. Zamieszkiwał on przy ul. Wodnej.

W wieku XVIII w Urzędowie pojawia się wiele nowych niewystępujących dotychczas nazwisk. Rodziny te osiadają w Urzędowie i zajmują się garncarstwem. Trudno ustalić, czy uczą się rzemiosła od miejscowych garncarzy, czy osiedlają się jako ludzie obeznani już z tym zawodem. Do takich należy między innymi rodzina Rogozów (Rogozińskich), która pojawiła się na tym terenie w połowie XVIII wieku. W 1777 roku Jakub Rogoza kupił „półćwiartek” gruntu od Tadeusza Gozdalskiego a prawo miejskie uzyskał w roku 1779.

W XIX wieku było kilku garncarzy o tym nazwisku, ostatni garncarz z tego rodu, Andrzej Rogoza ur. około 1870 roku, zmarł na tyfus w czasie I wojny światowej.

W tym samym okresie przybyła do Urzędowa rodzina Dobrzańskich (Dobrzyńskich). W wieku XIX znani są również garncarze o nazwisku Mazurek. Rodzina ta jeszcze w XX wieku miała takich garncarzy jak Ignacy, Franciszek i Mateusz. W wieku XIX garncarstwem zajmowała się również stara rodzina urzędowska Wośków (Wośkowskich, Waszkowskich) mająca kilku przedstawicieli w zawodzie garncarskim. Również w XIX wieku garncarstwem trudnił się Paweł, Mikołaj i Kazimierz Sakłakowie, potomkowie rodziny przybyłej do Urzędowa w połowie XVIII wieku. Występują jeszcze mniej liczne rodziny garncarskie Wojtuszkiewiczów, Oblewskich, Bystrzyńskich oraz pojedyncze nazwiska urzędowskich garncarzy.

 

2c. Charakterystyka wyrobów

 

Ceramika urzędowska miała charakter użytkowy. Tej funkcji podporządkowana była forma. Wytwarzane były naczynia do jedzenia, picia, gotowania, przygotowywania pokarmów, do noszenia wody i mleka, przechowywania płynów oraz produktów roślinnych i zwierzęcych. Były to misy, donice, garnuszki, dzbanki. Wielkość naczyń zależała od przeznaczenia. Przed kilkudziesięcioma laty produkowano garnki przekraczające pojemność 20 litrów, używane do przechowywania kaszy, grochu oraz do gotowania i przyrządzania potraw na wesela, zwane „weselnymi”. Prócz wymienionych naczyń wyrabiano maselniczki, kropielniczki, solniczki, patelnie do ciasta, wazonki i podstawki do kwiatów i inne.

Wyroby ośrodka urzędowskiegoGarncarze: Teofil Gajewski, Paweł Witek i Jerzy Witek na targach sztuki ludowej w Kazimierzu Dolnym (fot. ze zbiorów Muzeum Okręgowego w Lublinie) należą do tzw. cera miki „zgrzebnej”, to jest czerwonej częściowo polewanej. Charakterystyczną cechą wyrobów jest zielona, w różnych odcieniach glazura, a skromne ornamenty o motywach geometrycznych są przeważnie ryte, czasem nalepione bądź wykonywane przy pomocy stempla. Garncarzom i odbiorcom wyrobów chodziło głównie o funkcjonalność i trwałość wykonywanych naczyń. Mniej uwagi przywiązywano do ich wystroju zewnętrznego, z tego względu zdobnictwo było stosunkowo ubogie. Walory użytkowe i trwałość urzędowskich wyrobów przewyższały podobne wyroby z innych ośrodków. Do lat pięćdziesiątych obecnego stulecia istniało zapotrzebowanie prawie wyłącznie na wyroby typu użytkowego. Wyjątek stanowiły różnego rodzaju „świstaki” w formie ptaków lub zwierząt, okaryny i kropielniczki ma sowo sprzedawane w czasie odpustów.

Po I wojnie światowej, w związku z nasyceniem rynku naczyniami typu fabrycznego, zaznaczył się brak zbytu na tradycyjne wyroby garncarskie, jednocześnie zaczęło się zwiększać zapotrzebowanie na wytwory o przeznaczeniu użytkowo-dekoracyjnym. Zmusiło to garncarzy do zwrócenia większej uwagi na wystrój zewnętrzny, formę i asortyment wyrobów, by trafić do gustu odbiorcy. Po szczególni garncarze zaczęli poszukiwać nowych rozwiązań dekoracyjnych. Ton nadawały bardziej wrażliwe artystycznie jednostki, pozostali czerpali z nich wzory i niejednokrotnie wzbogacali nowymi rozwiązaniami. Do wybijających się garncarzy, którzy wyrośli na znanych twórców ludowych, na leży zaliczyć Jerzego i Pawła Witków, Teofila i Jana Gajewskich, Czesława Ambrożkiewicza, Zygfryda Gajewskiego syna Teofila, a ostatnio również młodego garncarza Cezarego Gajewskiego syna Zygfryda.

Obecnie garncarze z Urzędowa są znani przede wszystkim jako twórcy rzeźb ceramicznych o wiejskiej tematyce. Na ich twórczość składają się ciekawe kompozycje figuralne, pełne ekspresji, przedstawiające pracę na roli, garncarzy, typy wiejskie, sceny z wesel, szopki, kolędników, starą urzędowską zabudowę, sceny batalistyczne z ostatniej wojny, postaci świętych, itp. W rzeźbie ceramicznej obok postaci ludzkiej występu ją figurki zwierząt, a wśród nich ptaki, jeże, żółwie, dziki i inne.

Obok tego asortymentu wyrabiają miniaturowe naczynka oraz flakony i dzbany różnych rozmiarów. Wykonywane figurki i naczynia są dekoracyjną rzeźbą ceramiczną właściwych efektach właściwych tworzywu. Charakteryzuje je uproszczony kształt postaci ludzkiej i zwierzęcej. Wyroby są zdobione plastycznymi nalepionymi elementami oraz rytymi nacięciami i nakłuciami w miękkiej glinie.

Garncarze podobnie jak dawniej naczynia, tak i figurki pokrywają glazurą, która po wypaleniu daje kolor od jasnej żółci do ciemnej zieleni, co na tle czerwonej gliny jeszcze bardziej potęguje wartości plastyczne wyrobów. Niejednokrotnie przypadkowy koloryt, szczery prymityw w połączeniu z dużą ekspresją nadają figurkom i naczyniom duże walory artystyczne.

 

2d. Rynki zbytu

 

Ośrodek garncarski w Urzędowie był jednym z niewielu ośrodków tego typu w tej części Lubelszczyzny. Najbliższe ośrodki odległe były o wiele kilometrów (Łążek, Pawłów, Baranów), dlatego na urzędowskie wyroby było duże zapotrzebowanie. W handlu naczyniami pośredniczyli Żydzi, którzy wozili towar do miast położonych od Urzędowa ok. 50 km, jak Lublin, Sandomierz, Janów Lubelski, Zawichost, Batorz, i nieco bliższych, jak Annopol, Józefów, Opole, Bychawa, Bełżyce. Garncarze również jeździli na targi z wyrobami do pobliskich miast, prowadzili sprzedaż obwoźną po okolicznych wioskach, sprzedawali na odpustach. Jerzy Witek wspomina: „w Zielone Świątki na rynku w Urzędowie stało ze 30 fur garnków, kupowali pielgrzymi szczególnie dzbanki na wodę ze źródeł przy kaplicy św. Otylii”. Zimą było zapotrzebowanie na donice do ucierania maku, przed świętami żydowskimi dużo garnków kupowali Żydzi na „macę”, na którą musiał być nowy garnek, ponieważ używane garnki były „trefne”, a przygotowane w nich pokarmy niekoszerne.

 

2e. Sytuacja materialna i ranga zawodu

 

Pomimo dużego zapotrzebowania na naczynia sytuacja materialna garncarzy nie przedstawiała się dobrze. Jak twierdziło wielu moich rozmówców, m.in. Karol Witek - garncarze to była biedota. Jerzy Witek (1898—1989) wspominał: „Sprzedażą garnków zajmowała się często matka, przeważnie nosiła w „aojdach” (w płachcie na plecach). Brała za naczynia, co kto dał: mąkę, kaszę, suszone jabłka, śliwki, jajka - czasami i pieniądze, ale mało, bo grosz był trudny. Garncarze biednie żyli, jeszcze glina była w lesie, to już brali od Żyda pieniądze na ćwiartkę żyta. Jak miałem 10 lat (ok. 1910 roku) i wypalili garnki, to moja matka wzięła w niedzielę płachtę garnków na plecy, sprzedała na rynku i kupiła jedzenia”.

Jeżeli garncarz posiadał kawałek ziemi, to jego sytuacja materialna była znośna, dlatego też starali się za zarobione pieniądze powiększyć gospodarstwo rolne.

Feliksa Surdacka, córka Franciszka Zyszkiewicza, wspomina, że jej ojcu nie pozwolono uczyć się garncarstwa mówiąc: „naciułaliśmy się przez całe życie, aby do kupić ziemi, to zajmij się gospodarstwem, a nie lepieniem garnków”.Prace Jana Gajewskiego

Powyższa sytuacja spowodowała, że zawodu garncarza nie uczyli się młodzi. Swój zawód wykonywali jeszcze starzy mistrzowie, urodzeni na przełomie XIX i XX wieku. Znam tylko czterech garncarzy urodzonych po 1910 roku, którzy zajmowali się garncarstwem. Są to:

Stanisław Witek (ur. 1912), Czesław Ambrożkiewicz (ur. 1913) oraz tworzący jeszcze obecnie Zygfryd Gajewski (ur. 1942) i jego syn Cezary (ur. 1966).

Malejące zainteresowanie garncarstwem spowodowane było również rozszerzaniem się nowych rynków pracy. W roku 1936 w ramach Centralnego Okręgu Przemysłowego (COP) zaczęto w Dąbrowie Bór budować Fabrykę Amunicji Nr 2, w której wielu mieszkańców znalazło zatrudnienie. Po zakończeniu II wojny światowej rynek pracy jeszcze bardziej się poszerzył.

„Zawód garncarza nie cieszył się uznaniem wśród mieszkańców Urzędowa” - wspominał Paweł Witek (1901-1979). „Dawniej to nie bardzo gospodarz chciał dać córkę za garncarza. Teraz zmieniło się i zazdroszczą nam rozgłosu, odznaczeń, dyplomów i pieniędzy, ale już nie ma zdrowia robić”.

W latach 50-tych obecnego wieku władze kulturalne Polski zainteresowały się urzędowskim garncarstwem i podniosły jego rangę, zaliczając go do dziedziny sztuki ludowej, a garncarzy do jej twórców. Urzędowscy garncarze uczestniczyli w kiermaszach, przeglądach i targach sztuki ludowej organizowanych w Gnieźnie, Płocku, Mielcu, Krakowie, Kazimierzu, Zamościu, Lublinie, Warszawie i innych miastach. Wzmianki o ich twórczości pojawiały i pojawiają się w prasie codziennej, w radiu i telewizji, jak również w katalogach wystaw. Miejscowi twórcy prezentowali swoje wyroby na wystawach regionalnych, ogólnopolskich i zagranicznych, m.in. w Rzymie (1954), Londynie (1956), Bazylei (1961), Debreczynie (1969) i innych. Prace ich znajdują się w wielu muzeach w Polsce, m.in. w Muzeum Etnograficznym w Warszawie, w Muzeum Archeologiczno-Etnograficznym w Łodzi oraz wielu prywatnych kolekcjach miłośników sztuki ludowej. Zbiory dawnych i współczesnych mistrzów można było obejrzeć w Izbie Pamiątek w Klubie Rolnika w Bęczynie utworzonej w latach siedemdziesiątych, a obecnie są dostępne w dawnej pracowni Teofila Gajewskiego, gdzie tworzą jego syn Zygfryd i wnuk Cezary.

Kolejnym przedsięwzięciem w propagowaniu sztuki garncarskiej była w 1993 roku sesja naukowa poświęcona urzędowskiemu garncarstwu, zorganizowana przez Gminny Ośrodek Kultury i Towarzystwo Ziemi Urzędowskiej, oraz otwarcie Regionalnej Izby Garncarskiej w GOK-u w Urzędowie. Od 1994 roku organizowane są również w Bęczynie Ogólnopolskie Warsztaty Garncarskie, mające od roku 1996 zasięg międzynarodowy.

 

3. Młynarstwo w Urzędowie

 

Znaczącą grupę zawodową w społeczności urzędowskiej stanowili młynarze. Zawód ten miał dogodne naturalne warunki dla rozwoju, ponieważ przez Urzędów przepływała rzeka, której wody używano jako siły napędowej do poruszania urządzeń służących do przerobu zbóż na mąkę, śrutę i kasze. Dochód z młyna przed 1939 roku kształtował się na poziomie dobrze prosperującego gospodarstwa rolnego o powierzchni ok. 30 mórg (16,8 ha). Za przemiał pobierano zazwyczaj opłatę w zbożu, tzw. „miarkę”, która wynosiła dla pytla 10 kg zboża z metra (100 kg), dla śruty i razówki - 4 kg, dla razówki z żubrem - 6 kg, od kaszy jęczmiennej i jaglanej jak od pytla.

Najstarszy „młyn na stawie w Mieście Urzędowie”, najpierw królewski, a później starościński, należał do donacji dzierzkowickiej nadanej w roku 1835 rosyjskiemu generałowi T. Gajsmarowi za udział w tłumieniu powstania listopadowego. W latach 1918-1926 był młynem państwowym dzierżawionym przez osoby prywatne: Cieślika, Niedźwieckiego, a od roku 1908 przez Jana Lamenta. W początkach XX wieku młyn gruntownie przebudowano i dobudowano mieszkanie dla młynarza. W roku 1926 zakupił go Adolf Pomykalski i był właścicielem do roku 1994. Po jego śmierci młyn przeszedł na własność najbliższej rodziny. Młyn obsługiwali przeważnie młynarczycy. Byli to: Kazimierz Bryndza, Józef Bednarczyk, Pyter, Władysław Mazurek, Jan Siekierka, a w ostatnich latach Witold Ryba i Stanisław Matysiak.Młyn Pomykalskiego (fot. L. Dudziński)

Młyn położony na Zakościelnym w Urzędowie, zwany „młynem Masiaka”, wybudowano w latach 1901-1902 sumptem Masiaka i Jacniaka. Po przerwie w czasie oku pacji wznowił działalność w roku 1944.

W roku 1956 właściciele E. Masiak i B. Tomaszewski oparli się upaństwowieniu młyna. Przez dalszych kilka naście lat był czynny i posiadał napęd elektryczny. Od poprzednich właścicieli młyn nabył A. Grabowski, który przekazał go w spadku zięciowi J. Strzeleckiemu. Od wielu już lat młyn jest nieczynny.

Na rzece Urzędówce w odległości ok. 1 km od młyna A. Pomykalskiego znajduje się „młyn Lamenta”. Młyn w tym miejscu wybudowano w latach 60-tych XIX wieku. Jego właścicielami przed rokiem 1914 byli Radzimowscy. W 1914 roku młyn kupił jego dzierżawca Jan Lament. W roku 1937 młyn zniszczył pożar, lecz został on wkrótce odbudowany przez Jana i Władysława Lamentów. Początkowo napęd młyna stanowiły dwa koła, a następnie turbina. Obecnie młyn posiada napęd elektryczny. Po śmierci Jana Lamenta właścicielem młyna został Władysław, a następnie jego bratanek Bogusław Lament. Od 1980 roku właścicielem młyna jest Stanisław Lament, syn Bogusława.Młyn Chęcińskiego w Bęczynie

Młyn wodny w Dębniaku wymieniony jest w końcu XIX wieku. Był to niewielki młyn drewniany, napędzany przez dwa koła. Do roku 1918 pozostawał w posiadaniu donacji dzierzkowickiej, która oddała go w dzierżawę. Ostatnim dzierżawcą młyna był Jan Lament. Po pierwszej wojnie światowej młyn przeszedł na własność państwa. W 1927 roku młyn i znajdujące się przy nim gospodarstwo kupili Adam i Józef Michalczakowie. W czasie niemieckiej okupacji młyn został przez Niemców zamknięty, po wojnie wznowił działalność, lecz w latach 60-tych został rozebrany.

W roku 1912 wybudował w Bęczynie młyn wodny Paweł Chęciński. W 1922 roku młyn ten przejął Zygmunt Chęciński syn Pawła, który w 1925 roku w miejsce mało wydajnego koła wodnego zainstalował turbinę. Aby wzmocnić moc przerobową, w 1943 roku doprowadzono z Urzędowa energię elektryczną i zastosowano silnik elektryczny. Młynarczykami byli m.in. Ignacy Krzykacz, Jan Płachta, Pikuła. W 1956 roku młyn upaństwowiono i do dziś jest eksploatowany przez Gminną Spółdzielnię w Urzędowie.

Najpóźniej wybudowanym młynem w Urzędowie jest tzw. „mlyn Tylusa” na przedmieściu Rankowskim. Wybudowany został w latach 50-tych jako młyn elektryczny przez Edwarda Masiaka. Od 1961 roku eksploatowany był przez spółkę Masiak, Tylus, Lenart. W 1969 roku Bronisław Tylus stał się jedynym jego właścicielem, a w roku 1975 przekazał młyn synowi Aleksandrowi. Młyn jest czynny do chwili obecnej.

Na wstępie nadmieniłem, że prowadzenie młyna dawało pokaźne dochody. Z biegiem lat młynarstwo stawało się mniej opłacalne, a jego kryzys narastał począwszy od końca lat 70-tych, szczególnie spowodowany zmniejszającym się zapotrzebowaniem na usługi młynarskie.Młyn Lamenta na Mikuszewskim

Po wkroczeniu powszechnej elektryfikacji rolnicy sukcesywnie nabywali śrutowniki i zboże śrutowali dla inwentarza we własnym zakresie. W ostatnich latach zmniejszyła się również hodowla bydła, trzody chlewnej i drobiu. W wielu wypadkach hodowcy używają wielo składnikowych pasz przemysłowych. Wskutek rozwoju handlu i usług, powstania piekarni mechanicznych, gospodynie domowe ograniczały wypiek chleba aż do zupełnego zaprzestania. Zupełnie, więc zmalało zapotrzebowanie na mąkę żytnią. Istniejące piekarnie zaopatrują się w hurtowniach, które otrzymują mąkę z młynów w pełni zautomatyzowanych. U wielu mieszkańców Urzędowa, nawet rolników, zmniejszyło się zużycie mąki pszennej, ponieważ w wielu wypadkach za kupują gotowe ciasta i makarony. Prawie zupełnie za przestano uprawy prosa i gryki - kaszarnie przy młynach nie są, więc wykorzystywane. Różnego rodzaju kasze nabywa się w sklepach lub na targu.

W ubiegłych latach młynarze zafascynowani elektrycznością zrezygnowali z napędu wodnego, co obecnie przy ciągłym wzroście cen energii elektrycznej zwiększa koszty eksploatacji młynów. Na skutek zachodzących zmian przyszłość małych młynów gospodarczych nie rysuje się optymistycznie.

 

4. Inne rodzaje rzemiosła

 

W poprzednich rozdziałach omówiliśmy rozwój rzemiosła od XVI do końca XIX wieku. Następnie zajęliśmy się szczegółowiej garncarstwem oraz młynarstwem w wieku XX. Nie wyczerpuje to szerokiego wachlarza zawodów rzemieślniczych występujących w Urzędowie, które produkowały na zaopatrzenie rynku lokalnego, jak również okolicznych wiosek.

Rola tradycyjnego rzemiosła sukcesywnie zmniejszała się, ponieważ znaczną część jego wytwórczości przejmowały fabryki. Równocześnie z rozwojem techniki powstawały nowe zawody i specjalności.

Należy zdać sobie sprawę, że rzemiosło w około 60% nie było wyłącznym źródłem utrzymania osób je wykonujących. Wykonywane było przeważnie sezonowo obok pracy na roli. Podając stan rzemiosła w 1900 roku, A. Goliński ogranicza się jedynie do kilku zawodów, a jest pewne, że istniało jeszcze wiele innych rzemiosł, których stan trudno obecnie odtworzyć. 

Najwięcej wątpliwości budzą lata 1946 i 1953, gdyż był to okres bardzo trudny dla rzemiosła. Władze dążyły do upaństwowienia lub uspółdzielczenia tej formy działalności; urzędy finansowe nakładały podatki, cech żądał składek, ZUS - ubezpieczeń. Z powyższych względów rzemieślnicy niechętnie rejestrowali się, a swój zawód wykonywali często w ukryciu.

Rozwój przemysłu lekkiego ograniczał zapotrzebowanie na wyroby rzemieślnicze. Poszerzający się rynek pracy w przemyśle stwarzał stabilniejsze warunki materialne, co odciągało wielu rzemieślników od dotychczasowych warsztatów. W Urzędowie miało to miejsce już w końcu lat trzydziestych, kiedy budowano Fabrykę Amunicji Nr 2 w Dąbrowie Bór (rozpoczęcie budowy - rok 1937), a gwałtowny odpływ rzemieślników do przemysłu nastąpił po uruchomieniu produkcji w KFWM w roku 1948.

Wynika też, że niektóre zawody miały wielu reprezentantów. Do takich należały rzemiosła związane z obróbką drewna (cieśle, stolarze, tracze), ponieważ budownictwo mieszkaniowe i inwestorskie wykonywane było z drewna. Również krawcy i szewcy musieli „odziać i obuć” całą społeczność urzędowską oraz okoliczne wioski. Zapotrzebowanie na usługi kowalskie również było duże, ponieważ wachlarz wyrobów był szeroki. Między innymi kowale kuli wozy, sanie, konie, robili lub reperowali pługi, radła, brony, siekiery, motyki, sierpy, okucia do drzwi i wiele innych rzeczy niezbędnych w gospodarstwie. Obecnie liczba wielu tradycyjnych zawodów zmniejszyła się. Według dawnego nazewnictwa w Urzędowie można by znaleźć 1 kowala, 2 blacharzy, 12 murarzy, 1 szklarza, pozostałe zawody weszły w skład grup remontowo-budowlanych. Zanikły całkowicie takie zawody, jak: bednarz, sitarz, tkacz, powroźnik, tracz, stelmach, rymarz, kamasznik, kołodziej. W większości okolic słowo „garncarz” należy już do abstrakcji.

W miejsce dawnych zawodów i specjalności powstały nowe, związane z rozwojem mechaniki, elektroniki, komputeryzacji. Szczególnie rozwinęła się mechanika pojazdowa i kamieniarstwo.

Zmienił się również sposób przygotowania do zawodu. Już nie wystarczy terminowanie u mistrza lub nauka u ojca, bądź krótkotrwałe kursy. Przykładem takiego przygotowania zawodowego może być kurs szycia zorganizowany w Urzędowie w 1927 roku. Obecnie do wielu zawodów konieczne jest teoretyczne przygotowanie w zakresie szkoły wyższej, średniej lub zawodowej i praktyka w zakładzie pracy.

Analizując sposób wytwórczości i produkcji na początku i w końcu XX wieku dostrzeżemy, jak ogromny postęp techniczny i cywilizacyjny nastąpił i następuje szczególnie w II połowie kończącego się stulecia.

 

5. Handel i usługi

 

Na rozwój handlu w minionych wiekach miało wpływ położenie Urzędowa na szlaku handlowym z Krakowa do Wilna, liczne przywileje nadawane miastu przez królów (M. Pękalski wymienia 81 przywilejów nadanych w latach 1405 jak również rynek lokalny. Korzystny wpływ miały również targi i jarmarki, w których jednorazowo brało udział 300-600 osób Potwierdza to R. Przegaliński pisząc: „. . .Osada powoli rozwija się, ku czemu pomagają licznie uczęszczane jarmarki odbywające się w poniedziałek; po pierwszej niedzieli postu wielkiego, po niedzieli przewodniej, po Bożym Ciele, po św. Wawrzyńcu, po św. Łukaszu i po św. Mikołaju”.

Urzędów utrzymywał ożywione stosunki handlowe z sąsiednimi miastami. W Urzędowie zaopatrywano się w duże ilości śledzi sprowadzonych z Rachowa bądź Kazimierza. Jednym z bogatych kupców był Szkot - Aleksander Gihen

Targi odbywające się w Urzędowie w XX wieku stopniowo przestawały cieszyć się większym powodzeniem. W okresie międzywojennym, aby zachęcić do uczestnictwa w targach, „gmina nie brała opłaty za placowe, a nawet ci, co słabo im poszedł handel, otrzymywali z gminy złotówkę na podróż”.

W latach 70-tych bieżącego stulecia Gminna Spółdzielnia ZSCh w Urzędowie również starała się reaktywować targi. Początkowo zabiegi te przynosiły mierne rezultaty, w końcu jednak targi upadły.

Na rozwój handlu miał również wpływ wzrost zapotrzebowania lokalnego związanego ze wzrostem liczby ludności Urzędowa, która w XIX wieku wynosiła w 1820 roku - 1614 osób, w 1827 roku - 1812 osób, w 1860 roku - 1925 osób, w tym jedna rodzina żydowska (12 osób), w 1889 - 3017 osób, w tym 242 Żydów, w 1900 - 3620 osób, w tym 303 Żydów. W wiekach poprzednich Żydzi w Urzędowie nie mieli wielkiego wpływu na handel i rzemiosło, gdyż odsetek tej narodowości był znikomy: w 1787 r. - 1%, 1827 - 1%, 1856 - 0%, 1860 - 0,4%. Opis statystyczny z 1860 roku mówi o Żydach następująco: „Istnieje jeszcze w Mieście Urzędowie przez dawnych królów nadane w roku 1566 prawo Non tolerandis Judis, na podstawie, którego Żydom wzbronione jest osiedlanie się. Jedna wprawdzie familia z nazwiska Morgenbesser jest osiedlona od lat kilkunastu bez śladu z czyjego dozwolenia, lecz też ma niektóre ograniczenia w rozkrzewianiu się”. Plan zabudowy rynku z 1915 roku

Kiedy zakaz ten przestał obowiązywać, w latach 60-tych XIX wieku nastąpił szybki napływ ludności żydowskiej, by osiągnąć w roku 1900 - 8,4% ogółu mieszkańców. Wzrastała też rola nowych osiedleńców w handlu i rzemiośle oraz ich pozycja materialna. O wzrastającej zamożności nowych obywateli Urzędowa może świadczyć struktura własności zabudowy wokół Rynku.

Trudno określić liczbę mieszkańców narodowości żydowskiej w Urzędowie w okresie międzywojennym (1918-1939). Musiała być jednak znaczna, o czym świadczą przeciętne ilości urodzeń, ślubów i zgonów, jak również ilości nazwisk występujących w aktach stanu cywilnego gminy żydowskiej.

Według relacji Alfreda Siekaczyńskiego w Urzędowie przed wybuchem II wojny światowej mieszkało ok. 40 rodzin wyznania mojżeszowego o łącznej liczbie ok. 400 osób. Ilość ta nie jest z pewnością zawyżona, o czym może

 świadczyć liczba mężczyzn zajmujących się handlem, w której występuje 47 różnych nazwisk, co może świadczyć o tym, że przynajmniej tyle rodzin wyznania mojżeszowego mieszkało w Urzędowie. Należy przypuszczać, że liczba ta była jeszcze większa, ponieważ nie wszyscy mogli i nie wszyscy mieli potrzebę występowania jako świadkowie przed urzędnikiem stanu cywilnego (Występowali tylko umiejący pisać p.m.). Ta pokaźna liczba mieszkańców Urzędowa wyznania mojżeszowego utrzymywała się prawie wyłącznie z handlu (ok. 60%), W mniejszym stopniu z rzemiosła (ok. 40%). Położenie materialne rodzin żydowskich było ciężkie, gdyż handel, o którym wyżej mowa, był handlem drobnym. W opisie statystycznym gminy Urzędów z 1934 roku możemy przeczytać: „Na terenie gminy prosperuje jedynie Sklep Stowarzyszenia Spółdzielczego „Jedność”, oprócz tego w osadzie jest kilkanaście sklepów żydowskich, zaledwie wegetujących...”

W wielu przypadkach trudno rozgraniczyć handel od rzemiosła, ponieważ nawzajem się uzupełniały. Należy zdać sobie sprawę, że np. piekarz wypiekał i sprzedawał chleb, tak samo czynił rzeźnik. Rzemieślnicy nie tylko wykonywali na zamówienie, ale również sprzedawali swoje wyroby w warsztacie i na targach. Obecnie placówki handlowe i rzemieślnicze nie prowadzą tak powiązanej działalności. Mówiąc o ówczesnych placówkach, takich jak masarnie, rzeźnie, piekarnie, zakłady gastronomiczne, należy zdać sobie sprawę z ich standardu. Pod nazwą „Piekarnia” kryła się zwykle jedna izba z piecem wiejskim - chlebowym (Etka, Chajka), w którym wypiekano koszyk bułeczek, obwarzanków lub chlebów i sprzedawano na miejscu lub w handlu obnośnym. Wyjątek stanowiła piekarnia Józefa Siekaczyńskiego czynna od 1927 roku Piekarnia ta zajmowała dwa pomieszczenia oraz sklep z pieczywem. Dzienny wypiek wynosił przeciętnie 200 kg.

Sklepy zlokalizowane były przeważnie wokół rynku i zwykle połączone z częścią mieszkalną właściciela. Przy drzwiach zawieszony był dzwonek, który wzywał właścicielkę do sklepu, odrywając ją od gotowania lub bawienia dzieci. Z higieną „nie miało to nic wspólnego”. W wielu wypadkach handel był wymienny. Przychodziła gospodyni z koszem jaj, które przeważnie nie były ważone tylko liczone i brała za to: sól, cukier, ług, tabliczkę mydła, śledzie i inne towary. Do gąsiorka oplecionego wikliną nalewano jej „kwartą” naftę. Ważono zwykle na „kantarku” lub sprzedawano „na oko”.

Dzieciak przychodząc do sklepu często mówił: „Dać mi” (rzadko - proszę) karmelków za jajko - i otrzymywał parę. Jak był śmiały i się upomniał, to dostał jeszcze jednego... Zresztą targowanie się, w sklepie czy na targu, należało do „dobrego tonu” i kto umiał się targować, zwykle kupił taniej.

Nie każdemu jednak wypadało pójść z jajkami po zakupy - gdyby poszedł gospodarz, naraziłby się na pośmiewisko, dlatego idąc nawet po „machorkę” lub bibułkę (Solali, Herbowo) musiał mieć parę groszy lub brał „na bórg” (kredyt). Na święta „lepsi” gospodarze kupowali „gilzy” i nabijali papierosy tytoniem na specjalnej maszynce. Zapalano przeważnie zapałkami, ale była jeszcze stosowa na sporadycznie „chubka i krzesiwo”. Używano też zapalniczek benzynowych robionych z łusek karabinowych, ale na taką „maszynkę” trzeba było mieć „patent”, ponieważ była to konkurencja dla Polskiego Monopolu Zapałczanego i posiadaczy zapalniczek bez opłaconego zezwolenia ścigała policja.

„Borgowanie” (branie na kredyt) było powszechnie przyjęte, zwłaszcza w sklepach żydowskich. Z tej formy kupna korzystała głównie uboga ludność. Sklepikarz często mawiał: „Nu, po co pieniądz, jak będziecie mieli to oddacie - wy porządny gospodarz”. Zapisał w „kajecie” lub kredą na ścianie i czekał. Zwykle dłużnik oddawał sam (bo drugi raz by nie dostał). Czasem szedł wierzyciel do domu i otrzymywał za towar kurę, gęś, zboże lub nawet cielaka.

Żydzi mieli doskonały zmysł handlowy, wszystko kupili i wszystko sprzedali. Jeżdżąc po wsi kupowali różne rzeczy: złom, szmaty, szczecinę, pakuły itp., dając za to zwykle igły, agrafki, nici, guziki itp. Najczęściej przy kupnie zwierząt targowano się, klepano w ręce, dobijano targu. Po dojściu do zgody należało gospodarzowi dać „za nogami” od chodzącego zwierzęcia kilka groszy, aby hodowla w dalszym ciągu „wiodła się”. Po sprzedaży, zwłaszcza konia, zwykle „stawiano litkup” (flaszkę i zakąskę).

W handlu zbożem, nie tylko w dzień, ale i wieczór, był ruch - przychodziła „kawalerka” z ćwiartką zboża, tzw. „wilkiem”, lub inną rzeczą wyniesioną „ukradkiem” z domu, by mieć parę złotych na „ćwiartkę” na niedzielę lub święto. Korzystali z tego też drobni złodzieje. Żyd nie wydał - jak rzekł słowo „pod chajerem”, to było pewne.

Kupcy byli mistrzami w zachwalaniu swoich towarów i namawianiu do zakupów. Czasem „wetknęli” towar, o którego zakupie nawet się nie myślało. „Nu, niech pani Wandzia kupi, ładny serwis, pozłacany. Z takiego wszystko będzie smakowało. Nu, nie ma pieniędzy? Po co zaraz pieniądze? Ja oddam za półdarmo! Przecież zapłaci! Zawsze płaciła rzetelnie!” I wzięła, i zapłaciła i była zadowolona, a część z tego serwisu jest jeszcze do dziś i świadczy, że w Urzędowie żył Josek, że miał sklep w Rynku z naczyniami i porcelaną, którą przywoził furmanką z Cmielowa.

Kupców handlujących „nierogacizną” zwano „faryniarzami”. Jeździli furmankami i kupowali świnie, przeważ nie „na oko” - bez wagi. Mało „rozgarnięty” gospodarz był oszukiwany.

W handlu istniała konkurencja, często sklepy bankrutowały, gdy sąsiedni sklepikarze zmówili się, a solidarność narodowościowa w tym zakresie obowiązywała.Grupa Żydów przed charakterystyczna zabudowa w rynku, pocz. XX wieku

„Chudzicki miał sklep w Rynku, u sąsiadów drzwi się nie zamykały, taki był ruch, a Chudzicka stała we drzwiach i wyglądała klienta - w końcu „zwinęli interes”.

Już w XIX wieku Urzędowianki słynęły z uprawy i handlu warzywami. Tym drobnym handlem zajmowały się i w czasach późniejszych, sprzedając „na kieliszki lub kwarty” nasiona różnych warzyw w okresie wiosennym. W innych porach roku handlowały m.in. ogórkami i słynną urzędowską cebulą. Wymagało to dużo trudu, ponieważ często nosiły swoje produkty na plecach w płachcie, tzw. „zojdach”, na targi w pobliskich miasteczkach.

Trudności ze zbytem produktów rolnych, zaniżone ceny przez handlarzy, przyczyniały się do pogarszającego się położenia ekonomicznego mieszkańców wsi. Aby temu przeciwdziałać, zaczęto zrzeszać się i tworzyć wieloraki ruch spółdzielczy.

W roku 1907 założono w Urzędowie Spółdzielcze Stowarzyszenie Spożywców „Jedność”. W 1911 roku wybudowano mleczarnię, a w 1912 istniało już Kółko Rolnicze.

W okresie międzywojennym przy Rynku wybudowano budynek, na którego frontonie widnieje do dziś emblemat „Społem” wykonany przez artystę-rzeźbiarza Józefa Rachwała.

Standard i obsługa placówek handlowych „Społem” odbiegały od prywatnych wyposażeniem i kulturą obsługi. Tam uczciwie ważono i mierzono, rzetelnie liczono, ceny też nie były lichwiarskie. Jedyną „niewygodą” była wywieszona tabliczka: „Kredytu nie udziela się”. I tego przestrzegano, chyba, że przyszedł bliski znajomy sklepowego.

Obraz wyżej opisany należy już do przeszłości i nie wielu ludzi go pamięta. Po drugiej wojnie światowej handel prywatny zaczął się odradzać, nawiązując do przed wojennych tradycji. Borykał się przez pewien czas z piętrzącymi się trudnościami zmierzającymi do likwidacji „inicjatywy prywatnej”. W wyniku tych działań został prawie doszczętnie zlikwidowany. Jego miejsce zajęły placówki spółdzielcze i państwowe, które okazały się niewydolne, cierpiały na brak towarów, mały asortyment oraz niejednokrotnie niską ich jakość. Często towary były reglamentowane. Sieć handlowa również była niewystarczająca. Na większość towarów ceny były odgórnie regulowane i stosunkowo przystępne dla przeciętnie zarabiającego, zwłaszcza na artykuły codziennego użytku.

Zmiana ustroju w latach dziewięćdziesiątych wprowadziła ponownie gospodarkę rynkową. Nastąpiły zasadnicze zmiany w handlu. Skupem produktów roślinnych i zwierzęcych zajmują się placówki spółdzielcze, państwowe, agenci różnych firm oraz osoby prywatne. W związku ze wzrostem produkcji rolnej oraz nadmiernym importem artykułów rolno-spożywczych, istnieją problemy ze zbytem, po opłacalnych cenach, płodów rolnych.

Po roku 1989 handel prywatny zaczął szybko się rozwijać i stał się dominującym w nowej rzeczywistości. Rozszerzyła się sieć placówek handlowych. Jest prawie nieograniczony wybór towarów i ich asortyment.